Malta- część 3 (Sliema i Wielki Port)

Wracamy dzisiaj na Maltę, aby zakosztować tego, co na wyspie wydaje się oczywistością- popływać wreszcie statkiem! Jak się okazuje, pozwala to w zupełnie inny sposób odkryć urok przybrzeżnych zabudowań, a przy okazji daje możliwość posmakowania cieni i blasków życia na falach.


Atrakcja w postaci pływania łodzią/jachtem/statkiem to jeden z głównych maltańskich wabików na turystów. Opcji jest sporo- od kliku rodzajów wodnych taksówek łączących Valettę z Trzema Miastami, przez turystyczne rejsy po zatoce i Wielkim Porcie, wyprawy łodzią do Błękitnej Groty, pływanie katamaranem, rejsy wędkarskie, aż po całodzienne wypady w kierunku Gozo i Comino (a do niedawna także Lazurowego Okna, które bardzo niefortunnie zapadło się do oceanu na kilka dni przed naszym przylotem na wyspę). Z nas wilki morskie są średnie, dlatego zdecydowaliśmy się na wersję raczej umiarkowaną, czyli startujący ze Sliemy dwugodzinny rejs po Wielkim Porcie.

Ponieważ na miejsce przybyliśmy za wcześnie, pochodziliśmy trochę po Sliemie. Jest to typowe miasteczko turystyczne, które od jednej strony graniczy ze St. Julian's, a z drugiej płynnie przechodzi w Valettę- tak naprawdę, gdy jedzie się autobusem, nawet nie widać, gdzie są granice tych miejscowości. Nazwa "Sliema" podobno pochodzi od maltańskiego słowa "sliem" oznaczającego "pokój", ale nic bardziej mylnego- już na pierwszy rzut oka widać, że Sliema jest bardziej szpanerska niż St. Julian's, a bliższe przyjrzenie się zabudowie ujawnia cały szereg nowoczesnych hoteli, barów, modnych sklepów, butików, klubów i dyskotek, wśród których wstydliwie chowają się starsze budynki, natomiast w zatoce zamiast wysłużonych łodzi rybackich kotwiczą całe szeregi bardziej czy mniej wypasionych jachtów. Jest jeszcze drugie wyjaśnienie znaczenia nazwy miejscowości. Podobno nazwa Tas-Sliema pochodzi od kaplicy Marii Dziewicy, która służyła jako punkt odniesienia dla kilku okolicznych rybaków. Nazwę można też połączyć z pierwszymi słowami modlitwy "Zdrowaś Maryja" która po maltańsku brzmi "Sliem Għalik Marija".

Sliema w całej swojej krasie, po lewej przechodząca w Gzirę i Valettę.

Tak wygląda Sliema- jachty, jachciki, hotele i żurawie budowlane. Inaczej niż w dalej położonych miejscowościach, prawie nie uświadczy się tutaj zwykłych łódek rybackich.

Nad brzegiem ciasno stłoczone hotele, apartamentowce, sklepy... a między nimi wciśnięty jeden z setek maltańskich kościołów. Wszystko w jasnych kolorach, dobrze sprawdzających się w słońcu i pięknie kontrastujących z wodą. Na widocznym tutaj betonowym murku rozegrała się historia, która opisuję poniżej.


Przy okazji oczekiwania na nasz stateczek, byliśmy świadkiem zdarzenia pokazującego, jak bardzo trzeba uważać przy maltańskich brzegach. Otóż na niskim murku odgradzającym nabrzeże od chodnika przysiadło sobie stadko młodych Turczynek, każda z bagażem podręcznym. Wygrzewając się na słońcu, strzelając selfiki i plotkując hałaśliwie, nie zwróciły uwagi na coraz bardziej wzmagające się fale. W pewnym momencie morze całkowicie zalało murek, a dziewczyny z piskiem rzuciły się do ucieczki.... i wtedy cofająca się fala zabrała jedną z walizek. Bagaż pływał sobie radośnie coraz dalej od brzegu, zanurzając się coraz bardziej, zrozpaczona dziewczyna biegała z krzykiem wzdłuż brzegu.... na szczęście dosłownie w ostatniej chwili dwóch miejscowych rybaków wypłynęło małą łódeczką i uratowało do połowy zatopioną walizkę. Obserwowanie rozgrywającego się dramatu było tak wciągające, że nawet zapomniałam o robieniu zdjęć uwieczniających akcję ratunkową ;-)

Emocje jeszcze wzrosły, gdy nadpłyną nasz upragniony stateczek. Okazało się, że gnane wiatrem fale zrobiły się tak ogromne, że trap podskakuje na wysokość metra i wejście na pokład zrobiło się niezłym wyzwaniem akrobatycznym... ale nie daliśmy się zniechęcić i oto wreszcie rozpoczął się pełen słońca i wiatru rejs.

 Aby wsiąść na pokład statku wycieczkowego, trzeba dojechać do przystani w miejscowości Sliema. Nie ma z tym żadnego problemu, bo zatrzymują się tutaj wszystkie autobusy jadące wzdłuż wybrzeża. Rejsy odbywają się codziennie, a bilety na statek kupić można na miejscu, oferują je także wszystkie biura turystyczne. My swoje bilety dostaliśmy w gratisie do kupowanego pakietu na turystyczną autobusową linię czerwoną + niebieską, natomiast normalnie kosztowałyby 9 euro od osoby.


Statek ze Sliemy udał się od razu w stronę Wielkiego Portu, mijając po drodze lewobrzeżne zabytki Valetty i Fort św. Elma. Niesamowicie jest zobaczyć od strony wody to, co wcześniej odwiedzaliśmy na lądzie (o zabytkach stolicy poczytacie więcej TUTAJ). Dopiero teraz, właśnie od strony wody, odkrywa się cała potęga maltańskich umocnień. Skoro imponują nawet w dzisiejszych czasach, musiały być wręcz porażające dla morskich podróżników kilka stuleci temu.

Podczas wpływania do Wielkiego Portu słyszymy historię, jakoby nazwa "Malta" również nawiązywała do portu- podobno narodziła się ona z fenickiego "malet", czyli "bezpieczny port". Faktycznie, kiedy popatrzy się z góry na jego kształt, trudno wyobrazić sobie bezpieczniejsze miejsce, chroniące zarówno przed wiatrami i groźnymi sztormami, jak i przed okiem i zasięgiem dział wroga.

Kluczowe znaczenie Wielkiego Portu było jasne dla wszystkich, którzy na przestrzeni lat przejmowali we władanie wyspę- Fenicjan, Rycerzy Maltańskich, Francuzów czy Brytyjczyków. Łatwy dostęp do Wielkiego Portu i budowanych w jego pobliżu umocnień by głównym z czynników decydujących o przeniesieni stolicy z leżącej w głębi wyspy Mdiny własnie tutaj. Port jest w sposób naturalny na tyle szeroki i głęboki, że może przyjąć dowolny rodzaj statków czy okrętów, otoczony jest zaś skałami, co daje wiele możliwości wykorzystania nabrzeża i stawiania tutaj zabudowy.

źródło: internet
Przepiękny widok na Grand Harbour z lotu ptaka. Po prawej Valetta, po lewej Trzy Miasta. Płynący turystyczny stateczek ma wielkość białej kropki przy główkach portu- teraz już rozumiecie, dlaczego wycieczka trwa dwie godziny?

Valetta widziana od strony morza nie wydaje się już taka przyjazna, jak podczas pieszej wycieczki po mieście. Z tej perspektywy określiłabym ja raczej mianem "nie do zdobycia".

Masywne mury fortu św. Elma w Valetcie. Wyraźnie widać szczeliny tam, gdzie są miejsca przeznaczone dla dział i ich załogi.

Budynki miejskie zarówno kolorystycznie, jak i kompozycyjnie zlewają się w jedno z fortyfikacjami. 

Fort Lascaris (ten sam, z którego codziennie oddawana jest salwa honorowa). Zwróćcie uwagę na pionowy kształt po lewej stronie. To szyb dobudowanej w 2012 roku windy łączącej Ogrody Barakka z Bastionem św. Jakuba. Wieża windy ma 58 metrów wysokości i zbudowana jest z betonu. Znajdują się w niej dwie kabiny, każda mieści max. 21 osób.

Płynąc powoli stateczkiem, z zaciekawieniem obserwowaliśmy życie na nabrzeżach i w porcie. Jak widać na zdjęciach, można tu spotkać wilków morskich różnego kalibru.  Niesamowicie wygląda na przykład miasteczko mini-hangarów rybackich. 

Najwyraźniej mamy tu do czynienia z rybakami o duszach artystów.....

A tu już świetnie wyeksponowane od strony wody XVIII-wieczne nabrzeżne magazyny w klimacie barokowym. Obecnie znajduje się tu szpanerska promenada i centrum handlowo-koncertowe z modnymi barami i restauracjami. Wyczytałam też, że kręcono tutaj część scen z "World War Z".

Jak wdać, Wielki Port jest "wielki" nie tylko z nazwy. Cumują tutaj zarówno niewielkie stateczki, jak i potężne statki towarowe, a często także wypasione liniowce w rejsie po Morzu Śródziemnym.

Port towarowy także tętni życiem.

Trafiliśmy także na moment wypływania z portu sporego okrętu brytyjskiej Marynarki Wojennej. Aż cztery holowniki zajęte były jego obracaniem i wyciągnięciem od nabrzeża za główki portu. W momencie, gdy okręt przepływał obok baterii Lascaris, z lądu oddana została salwa honorowa. 

Na czas odholowywania okrętu poza Grand Harbour w porcie wstrzymany był ruch wszystkich innych jednostek. Nic dziwnego, taki kolos potrzebuje sporo miejsca- widać to dobrze na filmiku:



Tak liczne zalety Wielkiego Portu stały się jednak także w pewnym sensie przekleństwem dla wyspy.  (Uwaga! Zaczynamy historyczny wojenny offtopic, więc jeśli kogoś nie interesują takie klimaty, to proszę przewinąć do kolejnych zdjęć!). W czasie II wojny światowej leżąca na trasie z Włoch do Afryki Malta była punktem strategicznym dla kontrolowania Morza Śródziemnego, a Grand Harbour stanowił łakomy kąsek dla państw Osi. Dlatego w latach 1940-42 Malta padła ofiarą Wielkiego Oblężenia- kampanii, która miała spowodować jej poddanie się, poprzez intensywne ataki z wody i powietrza połączone z całkowitą blokadą dostaw zaopatrzenia. Wyspa broniła się zawzięcie, ale powoli wykrwawiała się. Z atakami lotniczymi poradzono sobie w ten sposób, że zbudowano potężna siec podziemnych schronów (w kolejnym odcinku poczytacie na ten temat więcej), jednak z brakiem zaopatrzenia na dłuższą metę trudno sobie poradzić. Żywność i inne kluczowe produkty (nafta, mydło itp.) racjonowano, ale zapasy kurczyły się i po dwóch latach oblężenia sytuacja zrobiła się rozpaczliwa. W sierpniu 1942 roku siły brytyjskie rozpoczęły zatem szaleńczą operację "Pedestal" (pol. piedestał, postument), której celem było dostarczenie na odciętą od świata Maltę zapasów żywności i leków, a także- a właściwie przede wszystkim- paliwa dla unieruchomionych w porcie brytyjskich okrętów wojennych i łodzi podwodnych. Dwie wcześniejsze podobne operacje skończyły się totalnym fiaskiem, a na Malcie pozostało zapasów na jakieś dwa-trzy tygodnie, więc sytuacja była krytyczna. 

Konwój, który wyruszył w stronę Malty, składał się z 14 statków towarowych wiozących zapasy, z których najważniejszym był SS Ohio, amerykański tankowiec z brytyjską załogą, transportujący 12  tysięcy ton oleju napędowego. Konwój ochraniany był przez dwa okręty wojenne, trzy lotniskowce, siedem krążowników, 32 niszczyciele i siedem łodzi podwodnych. Gdyby ktoś chciał poczytać o nim ze szczegółami, odsyłam do Wikipedii- TUTAJ, ja tylko napiszę, że na morzu rozegrała się bitwa straszliwa, państwa Osi z zaciekłością atakowały okręty konwoju i wiele z nich zatopiły. Płonęły zarówno statki handlowe, jak i ich eskorta, załogi wielu z nich znalazły się w sytuacji dramatycznej. Do celu nie dopłynęło 9 z 14 statków towarowych, Brytyjczycy utracili też lotniskowiec, dwa krążowniki i niszczyciel. Ale reszta konwoju dotarła i stała się nie tylko realnym wsparciem dla walczącej Malty, do przy okazji wielkim zwycięstwem strategicznym, podbudowującym przy okazji morale na wyspie. Dostarczone 32 tysiące ton zapasów i 15 tysięcy ton paliwa odsunęły widmo głodu i dały możliwość przetrwania do końca roku, a jak wiadomo kilka miesięcy później losy wojny zaczęły się już diametralnie zmieniać.

źródło: Wikipedia
15 sierpnia 1942, poważnie uszkodzony i grożący w każdej chwili zatonięciem tankowiec SS Ohio z zapasami dla Malty wpływa do Wielkiego Portu. Jako, że 15 sierpnia to też wielkie święto maryjne, wiwatujące tłumy od razu nadały wydarzeniu status cudu.

Pomnik- Dzwon Zwycięstwa, upamiętniający członków służb mundurowych oraz cywilnych, którzy stracili życie podczas Wielkiego Oblężenia Malty w czasie II wojny światowej. Dopiero od strony morza widać, że pod spodem znajduje się wymyta przez fale grota.


Wzruszający i bardzo symboliczny element pomnika- postać na marach (a może noszach?) zwrócona twarzą w stronę Wielkiego Portu.

Tablica pamiątkowa głosi "Ku pamięci tych, którzy oddali życie podczas Oblężenia Malty 1940-1943". Jest jeszcze druga tablica, z napisem "Będziemy ich wspominać przy zachodzie słońca i o poranku".


Koniec offtopicu- wracamy do teraźniejszości, czyli Malty beztroskiej i malowniczej.
Po dotarciu do portu przeładunkowego, który pokazywało zdjęcie nieco wyżej, stateczek spokojnie zawraca i udaje się w podróż wzdłuż historycznie starszych brzegów Grand Harbour, czyli tak zwanych Trzech Miast. Są to Senglea (znana także jako Isla), Cospicua (inaczej Bormla) oraz pierwotna siedziba Zakonu Maltańskiego Vittoriosa (występująca również pod nazwą Birgu). Muszę na marginesie przyznać, że trochę czasu zajęło nam zrozumienie, czym te Trzy Miasta są. W zamierzchłych czasach były to trzy osady zajmujące trzy oddzielne cyple wrzynające się w Wielki Port, jednak jak się okazało, obecnie nie da się ich tak łatwo wizualnie wyodrębnić, a podwójne nazwy każdego z nich dodatkowo sprawę komplikują. Przyzwyczajeni do skali europejskich miast, spodziewaliśmy się trzech osobnych miejscowości, zobaczyliśmy natomiast niekończący się ciąg przystani, domów i innych budynków. 

Nabrzeże Trzech Miast wygląda przede wszystkim tak. Każdy centymetr skały jest wykorzystany.

Po tej stronie Wiekiego Portu mniej jest turystów, a większość zabudowań bardziej przypomina kamienice niż hotele.

Są też oczywiście kościoły. Dużo kościołów. Przed mini w marinie dumnie prężą się jachty.

Po prawej parking dla samochodów. po lewej dla niewielkich łódek. Jak widać, każdy rodzaj wehikułu znajdzie tu dla siebie miejsce. 

A tu "dzielnia reprezentacyjna" i miejsca parkingowe dla wypasionych jachtów. 

Fort St. Angelo w Vittoriosie (Birgu) zajmuje centralne miejsce w Wielkim Porcie. Oryginalnie zbudowany został w średniowieczu jako "morski zamek"- Castello al Mare. Zakon Rycerzy Maltańskich przebudował go w XVI wieku, przystosowując go na swoją główną siedzibę. To stąd broniono Maty przed najazdem tureckim. Więcej o forcie napiszemy w kolejnym odcinku, bo udało się nam zwiedzić go od środka. 

Senglea, Vedetta- Wieża Strażnicza czuwająca nad bezpieczeństwem Wielkiego Portu

Wyrzeźbione ucho i oko symbolizują wieczne czuwanie


Za to symboliki tego czegoś nie udało się nam rozgryźć. Jest to jeden z niewielu tak modernistycznych elementów krajobrazu przy Wielkim Porcie.

Dawny Królewski Szpital Marynarki Wojennej, który zajmował się m. in. ofiarami chorób i wypadków z całego Morza Śródziemnego. Dało to Malcie żartobliwy przydomek "śródziemnomorskiej pielęgniarki". 

Największy na Malcie, XVII- wieczny Fort Ricasoli, który wraz z leżącym po drugiej stronie Fortem św. Elma strzegł Wielkiego Portu przed statkami Imperium Ottomańskiego. W późniejszym okresie służył za koszary oraz tymczasowy szpital. Obecnie zarządza nim maltańska firma kinematograficzna, która udostępnia go na potrzeby produkcji filmowych. Kręcono tu m.in. sceny do "Gladiatora", "Troi" i "Assassin's Creed". 

 Tutaj po raz kolejny widać, jak podstępną i niszczycielską siłą są morskie fale.


W tym momencie kończy się wycieczka po Wielkim Porcie. Myliłby się jednak ten, kto myśli, że to już koniec rejsu. Kolejne pół godziny zajmuje nam bowiem opłynięcie zatoczek pomiędzy Valettą, Gzirą a Sliemą. Jak się okazuje, tam też jest co zobaczyć. 

Kolejne malownicze ujęcie- latarnie na główkach Grand Harbour. Brytyjski okręt wojenny jest już tylko niewielkim wzniesieniem w środkowej częsci horyzontu.

Zanim wrócimy do Sliemy, robimy małe kółko. Fale ustawiają nas tak, że przez chwilę widać St. Julian's. 

A oto położona między Sliemą a Valettą Wyspa Manoela (Manoel Island). W XVI wieku był własnością Biskupa Malty, na początku XVII wieku podczas epidemii zarazy wybudowano tutaj szpital dla celów kwarantanny, początkowo w postaci drewnianych baraków, które następnie przekształcono w bardziej trwałą formę (to te długie dwupiętrowe budynki). Obowiązkową kwarantannę odbywały tutaj załogi i pasażerowie statków wpływających do portu.

Obecny kształt fortu pochodzi z XVIII wieku, stąd też barokowa brama i kaplica. Fort powrócił do funkcji militarnych, dobudowano też wielki plac paradny. W czasie II wojny światowej stacjonowała tu flotylla łodzi podwodnych, dlatego budynki mocno ucierpiały podczas bombardowań. 

Dziś Manoel Island połączona jest groblą ze Sliemą i urządzono tutaj marinę dla 350 jachtów.

W tej samej zatoce, tylko od strony Valetty, stacjonuje maltańska marynarka. To znaczy chyba nie cała marynarka, ale więcej się nie dopatrzyliśmy. 

Na koniec jeszcze jeden rzut oka na skrzącą się w słońcu Valettę.


I to już koniec naszej przygody w charakterze wilków morskich. Czy warto było? Zdecydowanie tak. Jak pisałam wcześniej, Malta dopiero od strony Wielkiego Portu pokazuje swoje prawdziwe oblicze i dopiero będąc na morzu można ją docenić tak, jak na to zasługuje. A poza tym nie ma chyba mniej męczącego sposobu zwiedzania, niż takie z pokładu płynącego stateczku!

Jak widać, w Sliemie na turystów czekają także stateczki o innym kształcie.

Takie cuda pływają natomiast "długodystansowo", czyli na Gozo, Comino i do Błękitnej Laguny.


P.S. - Do opisów innych miejsc na Malcie wrócimy już niedługo. A jeśli chcecie sobie przypomnieć poprzednie dwie części, znajdziecie je tutaj:


Komentarze

  1. Witam, mam pytanie - gdzie można zaopatrzyć się w pakiet na turystyczną autobusową linię czerwoną + niebieską, do której w gratisie jest rejs po Porcie, ile on kosztuje?Z góry dziękuję,pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My swoje bilety kupiliśmy w hotelu Cavalieri w Sliemie, bilet na rejs jako dodatek zaproponował nam sam sprzedający pod warunkiem kupienia kompletu biletów dla dwóch osób. Sądzę, że u innych sprzedających też można negocjować, przy zakupie większej ilości zawsze jest taniej.

      Usuń
  2. Przepiękne miejsce. Na pewno warto zobaczyć to na własne oczy. Wygląda przepięknie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Malta zrobiła na nas spore wrażenie i zdecydowanie polecam wyjazd właśnie tam.

      Usuń
  3. Super wpis. Warto było tutaj zajrzeć. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajnie napisany artykuł. Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Niemcy- część 2 (Drezno)

Lubuskie- część 9 (Szydłów - zapomniana wieś, zaginiona twierdza)