Dolny Śląsk - część 10 (Zamek w Czernej)
Dziś przenosimy się na Dolny Śląsk, by opowiedzieć o pewnym urokliwym renesansowym zamku w Czernej i jego niesamowitej właścicielce. Obiekt w Czernej należy do tej kategorii pałaców, którym się poszczęściło. Niewiele brakowało, by ów zabytek podzielił los wielu innych dworków, pałacyków czy innych zamków, które zostały zapomniane przez ludzi i obróciły się w ruinę. Na szczęście w ostatniej chwili w Czernej pojawił się ktoś, kto miał serce do historycznej architektury i głowę do interesów.
Zamek w Czernej leży na skraju wsi, otoczony gąszczem wiekowych dębów i platanów, ale nie jest trudno do niego trafić, bo prowadzą tam tu i ówdzie rozmieszczone drogowskazy. W zamku znajduje się hotel i jako że ceny nie były jakoś strasznie wygórowane (co jest normą w tego typu miejscach - historyczny klimat wszak swoje kosztuje), postanowiliśmy przenocować w zamkowych komnatach. Kiedy już trafiliśmy do wejścia i udało nam się znaleźć miłą Panią z obsługi, to mogliśmy się w końcu zakwaterować na parterze zamkowej oficyny. Ale nie na długo, bo okazało się że w tamtym miejscu zasięgu nie mają ani telefony, ani sieć bezprzewodowa. Może gdybyśmy szukali wytchnienia od cywilizacji i chcieli się odciąć na chwilę od świata, to byłoby idealne miejsce, ale aż takiego spokoju nie szukaliśmy, więc przenieśliśmy się na piętro oficyny, gdzie znowu znaleźliśmy się w XXI wieku. Swoją drogą następnego dnia Pani właścicielka zamku zarzekała się, że nie nocowaliśmy w oficynie tylko w "skrzydle zamku", ale chyba tylko dlatego, aby gościom nie było smutno, że przyszło im spać w tej mniej prestiżowej części zamku. (Dla tych, który nie kojarzą tej nazwy: oficyna jest to budynek lub jego część świadcząca usługi bezpośrednio dla budynku głównego, czyli pralnie, kuchnie, piekarnie, pomieszczenia służby itp.)
To był ciepły czerwcowy wieczór i byłoby miło przespacerować się alejami wśród drzew pamiętających jeszcze XVII wiek. Niestety wszechobecne i łaknące świeżej krwi komary szybko wybiły nam ten pomysł z głowy. Ot, takie "uroki" mieszkania w pobliżu zbiornika wodnego. O ile przed komarami chroniły nas moskitiery umieszczone w oknach, to przed rechotem żab nie dało się uciec. Jeżeli ma się lekki sen, to nie pozostawało nic innego, niż przez cała noc słuchać tego intensywnego żabiego koncertu. Może gdyby pozamykać okna to byłoby ciszej, ale przypominam, że to był czerwiec, a my spaliśmy na poddaszu bez klimatyzacji, zatem mieliśmy wybór: żaby albo piekielny gorąc. Noc zatem nie należała do udanych :(
Widok na zamek od strony ogrodów.
I widok na ogrody od strony zamku :-)
O poranku zeszliśmy na śniadanie i mieliśmy okazję poznać Panią na zamku w Czernej we własnej osobie. To bardzo miła, bezpośrednia i jowialna Pani, która od razu sprawiła, że wszyscy zgromadzeni przy śniadaniu goście poczuli się jak w u siebie domu. Sprzyjał temu też długi stół, przy którym wszyscy zasiedli niczym przy prawdziwej zamkowej uczcie. Tak więc jedliśmy śniadanie a Pani Krystyna raczyła nas ciekawostkami o zamku oraz plackami. Od razu widać, że Pani Krystyna należy do tej kategorii osób które zrobiły z zakupionego zabytku życiową pasję. Duma i miłość do tego zamku aż przebijała z tego wszystkiego, co nam opowiadała. Już wcześniej poznaliśmy tego typu osoby- przypomnijcie sobie Pana Henryka z Kapitanowa albo Pana Marka z Gorzanowa. Naprawdę pozytywnie zakręcone osoby (choć trochę przewrażliwione na punkcie swoich skarbów). Zresztą okazało się, że Pani Krystyna zna też i tych właścicieli zamków, i choć być może niekoniecznie za sobą przepadają, to nie da się ukryć, że wiele ich łączy.
W ramach atrakcji zaplanowane było zwiedzanie zamku. Ale nie całego. O nie! Zwiedzanie drugiego piętra jest zarezerwowane tylko dla tych gości, którzy odwiedzili zamek powtórnie oraz tylko po zdaniu "egzaminu" z wiedzy o zamku nabytej przy poprzedniej wizycie. To dosyć niekonwencjonalne podejście do turystów wiele mówi o Pani Krystynie i jej nieszablonowości. Zatem nam nie dane było zobaczyć komnat na piętrze, czego oczywiście żałujemy, ale na szczęście tego, co się nazbierało na parterze zamku, było wystarczająco dużo, by powetowało nam tę stratę.
Pałacowa kuchnia, od której siłą rzeczy zaczęliśmy zwiedzanie, zachowała swój historyczny charakter. Tyle, że zamiast krzątającej się służby, dziś jadają tu hotelowi goście.
Mogą oni jak za dawnych czasów zasiąść przy takim długim biesiadnym stole.
Ciekawe, czy kominek ten służył tylko do ogrzewania kuchni, czy też piekły się w nim różne mięsiwa.
Dzięki takim otworom kuchnia nie była ciągle zadymiona i dało się w niej oddychać.
Kolekcja urządzeń i naczyń kuchennych robi klimat.
Przy śniadaniu usłyszeliśmy od Pani Krystyny całą historię związaną z tymi cegłami i kamieniami wkomponowanymi w ściany.
Podobnie jak o tym tynku. Wydawałoby się że tynk jak tynk, ale nie. To historyczny tynk kładziony i wygładzony rękoma dawnych murarzy sprzed wieków.
I równie wiekowe drewno, które wkomponowane w filar nośny jest powodem niepokoju Pani na zamku Czerna.
Zamkowy hol. Wejścia na pokoje strzegą dwa lwy chyba azjatyckiej proweniencji.
A wejścia na piętro, którego nie dostąpiliśmy zaszczytu zwiedzić, strzeże barierka.
Ale nic to. Zaczynamy zwiedzanie oprowadzani przez właścicielkę zamku we własnej osobie. Pani Krystyna ze swadą opowiadała nam o wszystkich pięknych detalach zamkowych wnętrz i o problemach, z którymi się borykała przy renowacji zamku. Nie będę przytaczał wszystkiego tego, co usłyszeliśmy, bo wpis spuchłby do monstrualnych rozmiarów. Najlepiej samemu zawędrować do Czernej, by osobiście posłuchać o historii tego miejsca i o przedmiotach, które Pani Krystyna pieczołowicie zgromadziła w jego wnętrzach. To naprawdę bardzo fajne, że właścicielka postanowiła wyposażyć zamek w przedmioty nawiązujące do epoki. Nie jest to takie oczywiste i często spotykane, a pozwala zwiedzającym wczuć się w zamkowy klimat.
Zatem najpierw kierujemy się od tych bardziej oficjalnych pomieszczeń zamku.
Po lewej stronie okna widać tzw. "pamiątkę", czyli zachowany fragment zdobień ściennych, który daje wyobrażenie, jak kiedyś wyglądała cała ściana tego pomieszczenia.
Jeżeli ktoś się nie domyślił, podpowiadam - to jest piec.
Niestety przeklęta wilgoć czasem niweczy wysiłki restauratorów. Aż żal patrzeć.
Teraz wkraczamy do bardziej prywatnych pomieszczeń właścicielki zamku Czerna. Gabinet. Na stole wystawa osobliwości, które zebrała właścicielka. Była onegdaj wśród jegomościów zwyczaj kolekcjonowania wszelakich dziwactw z rożnych stron świata. Najwyraźniej Pani Krystyna postanowiła kultywować tę wiekową tradycję.
Obecne tu i ówdzie stylowe lalki jednoznacznie wskazują że właścicielem zamku jest raczej kobieta. :-)
I sypialnia z odpowiednio wielkim łożem.
Żaden zamek nie obejdzie się bez tajemnych przejść, z którymi wiążą się zazwyczaj mrożące krew w żyłach historie.
Po zwiedzeniu wnętrz wyszliśmy na zewnątrz, by Pani Krystyna mogła nam opowiedzieć o portalu, który zdobi wejście do zamku. A to historia ciekawa sama w sobie, wiele mówiąca o zamku i jej właścicielach.
Wszystkie te rzeźbienia i detale coś symbolizują. Nawet te niepozorne kwiatuszki coś znaczą. Jak odwiedzicie zamek, to właścicielka na pewno wszystko wam o nich powie.
"1558 w poniedziałek po Zielonych Świątkach Wolf. Glaubitz rozpoczął budowę"- taki to napis biegnie na wejściem. Szkoda jeszcze, że nie napisał o której godzinie mniej więcej to było, bo wówczas bardziej dokładnej lokalizacji w czasie budowy zamku byśmy już chyba nie znaleźli.
Ciekawostką jest umieszczony w reprezentacyjnym miejscu portalu gmerk Lindnera, który wybudował zamek. Świadczy to o tym, że już za życia Lindner musiał być sławą wśród ówczesnych architektów. Zazwyczaj takie gmerki były umieszczane gdzieś w bardziej dyskretnych miejscach.
Kto czytał i pamięta nasze wpisy o Saksonii, ten pamięta widniejący tu herb. Ten tu upamiętnia wizytę króla Saksonii, który zatrzymał się w Czernej na popas.
"Wszystko z namysłem" Dewiza właściciela zamku Christopha Glaubitz
Jeszcze jeden rzut oka na zamek z zewnątrz...
...pamiątkowe zdjęcie z Panią na zamku Czerna. I można jechać do domu.
Nie ma praktycznie informacji w internecie, co się działo z zamkiem pomiędzy 1945 a 1998 rokiem. Ta część historii zamku została jakby wymazana. Ale na przykładzie innych zamków i pałaców metodą ekstrapolacji można wywnioskować, że przez okres PRL zamek był we władaniu instytucji państwowej. Po upadku słusznie minionego ustroju zamek stał opustoszały i czekał na swój wyrok, aż do 1998 roku kiedy nabyła go Pani Krystyna Iwanicka z Krakowa. Myślę że zrobiła to w ostatniej chwili bo po podtopieniu w 1997 roku stan zamku zacząłby się gwałtownie pogarszać szybko doprowadzając go do ruiny.
Pozdrawiamy Panią Krystynę, jeśli to czyta. Myślimy że jeszcze wrócimy w gościnne progi zamku Czerna. choćby po to by po zdany egzaminie móc zobaczyć resztę pomieszczeń zamkowych ;-) A wówczas wpis ten będzie miał swój ciąg dalszy.
Postscriptum. Tak dla jasności. Nie zapłacono nam za reklamę tego czy innego obiektu. Po prostu opisujemy nasze wrażenia. Te dobre i te złe.
Dolny Śląsk naprawdę zaskakuje i chyba nie starczy mi życia, żeby zwiedzić wszystkie zakamarki. Byłam niedaleko tego zamku nawet o nim nie wiedząc. Wielka szkoda.
OdpowiedzUsuńTak, to prawda, zobaczenie WSZYSTKIEGO jest po prostu niemożliwe. Ale kto wie, może jednak przy innej okazji zdecydujesz się na odwiedziny w Czernej?
UsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń