Dolny Śląsk - część 3 (Kotlina Kłodzka)

Podczas dzisiejszej wyprawy poznamy właściciela pałacu w Gorzanowie, zajrzymy na stary cmentarz w Domaszkowie, wdepniemy do Czech by zwiedzić Vojenskie Muzeum, pechotni srub K-S14 oraz hore Matky Bozi. Zwiedzimy ruiny zamku Szczerba i odbudowywany z mozołem zamek w Międzylesiu. A na dokładkę odwiedzimy również ruiny dworu sołtysiego w Niemojowie oraz pobliski kościółek wraz z przylegającym do niego cmentarzem. 


GORZANÓW – PAŁAC

Kolejny na naszej liście był pałac w Gorzanowie. Jest położony na uboczu, z dala od głównej drogi, co oznacza, że po prostu trzeba chcieć tam dojechać, bo "przypadkiem" ciężko do niego trafić. A okazało się, że naprawdę warto, bo to było jedno z większych zaskoczeń tego dnia podróży.

Już z daleka widać było, że choć pałac jest stanie wskazującym na to, iż najlepsze czasy ma już za sobą, to na pewno nie jest opuszczony.

Pałacowa brama

zdobna w rzeźby i sterczyny

oraz herb sztuk jeden 

Z pewną nieśmiałością, uzbrojeni w aparat niczym w tarczę (ma aparat- znaczy się nie komornik czy złodziej), przekroczyliśmy pałacową bramę. Żaden szyld do tego nie zachęca, ale kto nie ryzykuje ten nie ma fajnych zdjęć.  


Po  przejściu przez budynek bramny okazało się, że pałac jest jednak pełen życia. Wszędzie trwały jakieś prace i kręcili się robotnicy. Rzecz jasna natychmiast wywołaliśmy reakcję jednego z pobliskich panów fachowców, który głęboko zastanawiał się „czym to może nam służyć”. Kiedy okazało się, że jesteśmy zbłąkanymi turystami chcącymi tylko porobić parę zdjęć, pojawił się starszy pan i ku naszemu zdziwieniu zaoferował się oprowadzić nas po tym przybytku. 

Jeszcze bardziej się zdziwiliśmy, że owym starszym panem okazał się nie kto inny, tylko jeden z właścicieli pałacu pan Marek Hasing. Na zdjęciu.

Pan Marek oprowadził nas po pałacu i chętnie opowiedział nam o trudnościach i postępach w prowadzeniu prac renowacyjnych. Opowiedział nam również o problemach spotykających ludzi, którzy odważyli się na zakupienie takiego obiektu, a jak się pewnie domyślacie jest takowych spraw niemało. 
Co do samego pałacu, utrzymanego w stylu renesansowo - barokowym, to choć widać ogrom prac, które już zostały wykonane, to nadal sporo czasu minie zanim budowla odzyska w pełni dawny blask.

Pałacowa wieża z ponoć już działającym zegarem i krużganek

Dziedziniec i wejście do pałacu 

Trochę niekompletny portal głównego wejścia z bardzo modnym w baroku dzielonym naczółkiem segmentowym. 

To co na zewnątrz pałacu najbardziej zachwyciło, to sgraffitowe dekoracje na ścianach. Nad oknem data renowacji tych elewacji. 
  

Ciekawe, czy z tej fontanny jeszcze tryśnie woda 

Najbardziej zrujnowana część pałacu 

Ściana pełna okien. Zamurowanych, czy to po prostu blendy? 
I jeszcze to jedno okno w dziwnym miejscu.   


We wnętrzach pałacu zachwyciły nas (jak chyba każdego kto odwiedza ten budynek) przede wszystkim polichromie oraz sztukaterie na sufitach i ścianach. 

Najbardziej reprezentacyjna część pałacu, hol. Tu wręcz kapie z sufitu sztukaterią. 

Ta żółta część sufitu to nie wilgoć. To sztukateria zachowana oryginalnie, nie poddana renowacji 
  





Tu sztukateria jak nowa. 

Kiedy cały pałac będzie tak wyglądał to będzie naprawdę niesamowitym miejscem 

Niestety w momencie, kiedy tam byliśmy, nie widać było jakoś bardzo szeroko zakrojonych prac renowacyjnych. Ale udało nam się na moment podejrzeć fachowca, który odtwarzał sztukaterie w teatrze pałacowym, co było bardzo ciekawym doświadczeniem, bo nie zdarza się za często zobaczyć mistrza dawnych rzemiosł.

Trwają prace nad renowacją kaplicy pałacowej. A na suficie już odnowiona polichromia.

Model sztukaterii którą mistrz rzemiosła odtwarza w kaplicy.


Polichromie to coś, co rzadziej spotykaliśmy zwiedzając tego typu pałace, zatem nic dziwnego, że nie mogliśmy od nich oderwać oczu. Zwłaszcza, że to chyba największy zbiór tego typu malowideł w Polsce. 






Malowidła kryją się wszędzie. Wystarczy stuknąć młotkiem w tynk i voila! Pod tynkiem polichromia. 




 Jak pokazuje ta odkrywka, pod tynkiem ewidentnie kryją się też stiuki.  



 Niezły kontrast między odnowionym sufitem a ścianami 






Widać było, że pan Marek należy do tej grupy właścicieli – pasjonatów, którzy w zakupie pałacu / zamku widzą nie tylko intratny interes pod tytułem: „Centrum hotelowo – konferencyjne i spa”, ale dla których taki pałac jest też sposobem na życie i pasją.  Według jego wizji w tym miejscu ma powstać coś w rodzaju azylu dla wszelakiej maści artystów. Czy się uda? Poczekamy, zobaczymy.

Na pożegnanie dostaliśmy jeszcze od pana Marka listę kolejnych obiektów, które powinniśmy odwiedzić, i wyruszliśmy dalej.



GNIEWOSZÓW - ZAMEK SZCZERBA

Miejsca tego nie było na naszej liście miejsc do zwiedzenia, ale przecież nie zignorujemy kłującego w oczy przydrożnego drogowskazu DO ZAMKU. To najstarszy obiekt który podczas tej wyprawy odwiedziliśmy, niestety także najgorzej zachowany. Choć z drugiej strony trzeba przyznać, że po tylu wojnach i częściowej rozbiórce i tak sporo zostało.    








A wracając na nasz szlak, pod remizą trafiliśmy na ciekawy pomnik żołnierza - siewcy. To naprawdę fajne, że ktoś i o nich pamiętał.


DOMASZKÓW – CMENTARZ

Przypadkiem wypatrzony cmentarz w Domaszkowie przyciągnął naszą uwagę umieszczonym na nim lapidarium z niemieckimi kamieniami grobowymi. Okazało się, że oprócz lapidarium na tym cmentarzu są też stare poniemieckie nagrobki, które nie zmieniły swego położenia od czasu, kiedy pochowano pod nimi ich niemieckich właścicieli.
Tu, gdzie my mieszkamy, na ziemiach zachodnich Polski (tzw. "ziemiach odzyskanych"), po wojnie bez skrupułu rozprawiono się z poniemieckimi cmentarzami. Po prostu przyjechał spychacz i zrównał wszystko z ziemią, robiąc miejsce dla nowych, już polskich mieszkańców. Tylko od czasu do czasu trafi się na murze cmentarnym lub gdzieś w krzakach jakaś stara opisana gotykiem płyta nagrobna. Dlatego też wydało nam się ciekawym, że nie wszędzie tak się stało. Cmentarz w Domaszkowie jest dowodem na to, że na Dolnym Śląsku ten proces nie zachodził tak gwałtownie i bezwzględnie jak się to stało na "odzyskanym zachodzie" Polski. Tutaj proces wypierania grobów dawnych mieszkańców tych ziem przez polskie przechodził powoli, w miarę potrzeb, aż do momentu, kiedy obecni mieszkańcy przyjęli do wiadomości fakt, że te poniemieckie groby są również  świadectwem historii  i owo wypieranie zamarło zupełnie. Efektem jest wymieszanie na cmentarzach grobów polskich i niemieckich- rzecz do tej pory nam prawie nieznana.


Brama cmentarna z tablicami informacyjnymi 

W języku polskim

 i niemieckim 

Centralny punkt cmentarza 







Tu leży niemiecki ksiądz czy też pastor

Ciekawa metaloplastyka 

Z tych płyt znad grobów, których już nie ma, utworzono lapidarium 

Najbardziej zdekompletowane tablice bez swoich grobów znalazły miejsce pod płotem. To i tak lepiej niż na śmietniku albo pod zwałami śmieci.






Przy okazji odkryliśmy ciekawy zwyczaj z zamierzchłych czasów: na każdym prawie nagrobku była wypisana profesja, którą parał się zmarły.

 CZECHY – KRALIKY – VOJENSKIE MUZEUM I PECHOTNI SRUB K-S14   
  
Nie podarowaliśmy sobie okazji, by zajechać do jakże niedalekich Czech. Tamta strona Kotliny Kłodzkiej obfituje w fortyfikacje, jako że był to rejon umocniony. Odwiedziliśmy jeden z takich bunkrów leżący tuż przy granicy, w miejscowości Kraliky. Bunkier jak spod igły. Miało się wrażenie, że Czesi za bardzo wczuli się w misję odnowienia tych obiektów, bo wydawało się, że na zewnątrz beton został wytynkowany, co jest przecież kompletną bzdurą. W środku do zobaczenia są częściowo zrekonstruowane pomieszczenia bojowe, a częściowo sale muzealne. Chyba wolelibyśmy jednak większą konsekwencję w urządzaniu tego typu obiektu. Zwiedzasz bunkier widzisz odtworzony pokój dowódcy czy  radiotelegrafisty, by następnie przejść do pomieszczenia, gdzie pokazane są poszczególne etapy odlewania popiersia jakiegoś czeskiego bohatera narodowego. I już człowiek wybity z klimatu. Po obiekcie oprowadzał nas miły pan, który co prawda mówił tylko po czesku, ale jakoś można było go zrozumieć, a po za tym wręczył nam przewodnik po bunkrze po polsku. Bunkier ten był dosyć niewielki. Rzut kamieniem od niego znajdowały się znacznie większe obiekty bojowe warte zwiedzenia (Tvrz Bouda koło Techonina) ale nam tym razem się spieszyło do mniej militarnych obiektów.
Tuż obok było muzeum, w którym wystawiano sprzęt wojskowy. Muzeum dość nowoczesne i całkiem spore jak na umiejscowienie pośrodku niczego.
Zarówno w bunkrze, jak i w muzeum zapłaciliśmy złotówkami (bo jakoś nie wpadliśmy na to, by przed wjazdem do Czech wymienić pieniądze.)

Sielankowy widok na linie przesłony bunkra 

Bunkier od frontu 


Pokój dowódcy 

Strzelnica


Wejście do kopuły 

 Trzpień niemieckiego pocisku wbity w beton- wynik testów, jakie przeprowadzał Wehrmacht 



Bunker od tyłu. Nie wiedzieć czemu  w dużej mierze odkopany


 A to już wystawa przed muzeum wojskowym


 I wystawa w środku 









Oraz wystawa za muzeum



TU ZNAJDZIESZ WIĘCEJ INFORMACJI

CZECHY – KRALIKY – HORA MATKY BOZI

Postępująca sekularyzacja w Czechach sprawiła, że wiele kościołów i klasztorów stało się niczym więcej niż atrakcjami turystycznymi. Dla podróżników to wielki plus, bo klasztory i stare kościoły mają niepowtarzalny klimat, a niestety zwykle nie można ich zwiedzać. Takim odkościelnionym obiektem sakralnym jest Hora Matky Bozi koło Kralików.

Sam klasztor wybitnie piękny i wyrafinowany architektonicznie nie jest, choć na pewno warto go odwiedzić, by przejść się cichymi korytarzami pełnymi malarstwa sakralnego i zajrzeć do krypty klasztornej. A już na pewno warto zobaczyć panoramę rozciągającą się ze wzgórza klasztornego.

Klasztor ten widać już z bardzo daleka, ponieważ został wzniesiony na szczycie góry, u stóp której znajduje się miejscowość Kraliky.
commons.wikimedia.org

 Drogi do klasztoru są dwie. Jedna droga dla pieszych zaczyna się w Kralikach piękną bramą i wejściem prosto pod górę wśród alei starych pięknych drzew.  Zapewne tą drogą podążali wierni z miasteczka i pielgrzymi- kto wie, czy nie na kolanach, jak to było w zwyczaju w dawnych czasach. Druga opcja to znacznie dłuższa, kręta droga przez wsie dla tych bardziej zmotoryzowanych.

Zaiste onieśmielający widok dla pielgrzyma z przed stu lat

Klasztorny kościół 

I jego wnętrze 

Klasztorne korytarze 

A na korytarzach dużo sztuki wszelakiej 



Ciii! 

Święte schody. Wejście tylko na kolanach 




MIĘDZYLESIE  - ZAMEK

Dalszych interesujących obiektów szukaliśmy już po stronie polskiej. W samym środku przygranicznego Międzylesia przykuł naszą uwagę spory zamek. Można go zwiedzić zaledwie trzy razy podczas dnia (o 12, 14 i 16), zatem trzeba się wstrzelić w te godziny. Nam się udało za drugim podejściem. Zwiedza się tylko z przewodnikiem. Nasza pani przewodniczka, która jak wywnioskowaliśmy nie jest tylko osobą z wyuczonym tekstem do przekazania, ale również konserwatorem sztuki, szybko wciągnęła nas w burzliwą historię zamku. Na początek pokazała nam (chyba jako pierwszym turystom) niedawno odnalezioną dokumentację fotograficzną sprzed początków odbudowy zamku. Odbudowy - bo jak wynikało ze zdjęć i opowiadań Pani przewodniczki praktycznie cała część zamkowa została zniszczona i jest teraz praktycznie odtwarzana na nowo.
Idąc przez zamek czasami miało się wrażenie, że idzie się przez plac budowy, ale to nie przeszkadzało, bo zaraz pojawiały się ciekawe, choć jeszcze nie wyremontowane elementy oryginalnego zamku. Całość kończy się w już odnowionej części pałacu, w której mieści się hotel i restauracja. Najciekawsze w zamku były zrekonstruowane sgraffita, częściowo odnowione sale zamkowe, klatka schodowa z pięknymi schodami i widok z wieży zamkowej.

Cześć pałacowa obiektu. Już odrestaurowana. Jest w niej hotel i restauracja. 

To coś dobudowano kiedy obiektem władało Ministerstwo Kultury i Sztuki. Koszmar.  

Łącznik miedzy częścią zamkową a pałacową. Jak widać "work in progress"  

Część zamkowa 

Kolekcja herbów rodziny przedwojennego właściciela zamku


Sgraffita na dziedzińcu zamkowym. Te ciemniejsze plamy to zachowana oryginalna część tynków.

Część zamku zbudowana całkiem na nowo, ale jak się pokryje nowe cegły tynkiem a tynk sgraffitem, to nie będzie tego widać.  

Nowe sgraffita / stare sgraffita / i bez sgraffita  

Ponoć wg starej tradycji to próg i jednocześnie nagrobek noworodka. Ile w tym prawdy ?  

Średniowieczne sklepienie. Jak to się jeszcze trzyma w górze? Siłą przyzwyczajenia ? 

Przypominający trochę krypty kredens na zastawy stołowe.  

Klatka schodowa dzisiaj 

I dawniej 

Inny widok na klatkę schodową 

Jak się ten piec ostał ? Cud prawdziwy. 

Imponująco wielkie fasety w imponująco wysokich salach... 

... które za czasów domu dziecka zostały znacznie obniżone. 

Jedna z niewielu odnowionych już sal zamkowych 

Widok z wieży zamkowej 
booking.com
Najbardziej imponujący widok na zamek od strony rynku dzisiaj 

I dawniej. Widać jak drzewka urosły przez te kilkadziesiąt lat. 

Jakby dwa całkiem różne obiekty, które się przypadkiem ze sobą zderzyły 

Wejście do pałacu od strony rynku

Brama do pałacu od strony ul Kościelnej z popiersiem nawiązującym do sztuki starożytnej. 

Jedna z wielu na Ziemi Kłodzkiej barokowych kolumn maryjnych   


Wilk- symbol Międzylesia 

Pałac jest chyba we wszystkich możliwych stadiach remontu naraz. Od stanu "zerowego" do stanu "pod klucz" Z tego też powodu może chwilowo niezbyt imponuje przyjeżdżającym turystom, ale za jakieś kilka, kilkanaście lat na pewno będzie perełką Międzylesia.

WIĘCEJ INFORMACJI O OBIEKCIE

NIEMOJÓW – DWÓR SOŁTYSI I CMENTARZ

Jadąc się wzdłuż granicy z Czechami zahaczyliśmy o Niemojów. Jest to mała wieś położona dosłownie na samej linii granicy, gdzie wystarczy przejść przez mostek na niewielkiej rzeczce, aby znaleźć się w sąsiednim państwie. Szukaliśmy zamku, który miał się tam znajdować, ale nie mogliśmy go zlokalizować. Za to z drogi zobaczyliśmy ciekawy kościół z przylegającym do niego cmentarzem, któremu postanowiliśmy bliżej się przyjrzeć. No i oczywiście okazało się, że przy kościele znajduje się też poszukiwany przez nas „zamek”.
„Zamek”, a właściwie (jak potem wyczytaliśmy w internetach) zbudowany na miejscu rycerskiego kasztelu Dwór Sołtysi, znaleźliśmy w stanie daleko posuniętej trwałej ruiny zabezpieczonej przed osobami niepowołanymi ze wszystkich stron siatką. Ale i tak udało się zrobić parę zdjęć.    










dolny-slask.org.pl
Portal barokowy z charakterystycznymi uszami oraz kroplami 





Zaraz przy dworze stoi kościół, który tak nas zaintrygował, ale ciekawszy od niego okazał się cmentarz przykościelny, który po raz kolejny pokazał, że tu, na Dolnym Śląsku, jest możliwa koegzystencja historii niemieckiej i polskiej. 

Kościół. Warto wejść za mur, bo skrywa kilka ciekawych rzeczy


Tablica umieszczona zaraz przy wejściu: "Ku pamięci zmarłych spoczywających na tym cmentarzu- Niemców i Polaków - i wszystkich, którzy zginęli na wojnie - Modlimy się o pokój i pojednanie!"

Pod murem lapidarium poniemieckich nagrobków

Groby polskie i groby niemieckie tkwiące od dziesięcioleci w tym samym miejscu


Nagrobek z dala od innych i po drzewem. Dlaczego ?   






To już bardziej stos nikomu niepotrzebnych nagrobków aniżeli lapidarium 


Pomnik poświęcony żołnierzom niemieckim poległym w czasie wojny światowej

Wejście do kościoła 


Wisienką na torcie okazały się płyty epitafiów ustawione przy kościele na kształt czegoś w rodzaju przybudówki. Jedną z nich jest płyta nadleśniczego hrabstwa Kłodzkiego Leonharda von Veldhammera, założyciela i fundatora całej wsi. 



Tuż obok kościoła i dworu znajdują się ruiny młyna wodnego. 

Jak widać na znalezionym na Wikipedii zdjęciu, jeszcze nie tak dawno to nie była to taka ruina. 

WIĘCEJ INFORMACJI O OBIEKCIE


A dalszy ciąg relacji z magicznego Dolnego Śląska już wkrótce...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Niemcy- część 2 (Drezno)

Lubuskie- część 9 (Szydłów - zapomniana wieś, zaginiona twierdza)