Hiszpania - część 1 (Sant Pere de Rodes)

Nasza wakacyjna podróż do hiszpańskiej Katalonii odbywała się trochę "na wariata", bez szczegółowego planu, za to z mocnym postanowieniem zobaczenia Barcelony oraz jak największej ilości ciekawych miejsc w jej okolicy, które na bieżąco wyszukiwaliśmy w internecie. Tak właśnie trafiliśmy do opuszczonego benedyktyńskiego klasztoru Sant Pere de Rodes i ruin zamku de Verdera, które zauroczyły nas nie tyle architekturą, ale przede wszystkim przepięknym położeniem na stoku góry Verdera, z niezapomnianym widokiem na morze. 


Klasztor położony jest trochę ponad 2 godziny jazdy samochodem na wschód od Barcelony, niedaleko miasteczka El Port de La Selva. Dotarcie do niego było dla mnie pewnym wyzwaniem, bo chociaż prowadzi tutaj normalna asfaltowa droga, to pnie się ona ostro w górę i pełna jest wąskich, stromych zakrętów, a ja serdecznie nie cierpię prowadzenia samochodu w górach. Ale zacisnęłam zęby i jakoś dotarliśmy do czegoś, co z drogi prowadzącej wzdłuż morskiego brzegu wyglądało jak niewielka plamka na tle pokrytej zielenią góry. Z poziomu parkingu widać już było, że "plamka" jest całkiem sporym zespołem budynków i wygląda tak:




Skąd klasztor w tak niedostępnym miejscu? Według legendy założyli go mnisi, którzy uciekając przed barbarzyńskimi hordami zeszli tutaj ze statku na ląd. Wieźli oni ze sobą relikwie w postaci szczątków św. Piotra (stąd też późniejsza nazwa klasztoru St. Pere) i chcieli mieć pewność, że tam, gdzie się osiedlą, relikwie te będą bezpieczne. Oczywiście pierwotny klasztor nie był tak ogromny, jak widzimy obecnie, pierwsza wzmianka mówi o roku 878 i o skromnej mnisiej celi. Klasztor benedyktyński z prawdziwego zdarzenia powstał tu jakieś sto lat później, a największą potęgę osiągnął w XI-XII wieku. Od końca XVIII wieku klasztor nie jest już zamieszkany, ale dzięki temu można go dzisiaj zwiedzać. 

Zwiedzanie rozpoczynamy od największego klasztornego pomieszczenia, kościoła z pięknymi nawami bocznymi. 

Zbudowany w stylu romańskim kościół należy do najstarszej części klasztoru, jego konsekracja odbyła się w 1022 roku. Jest on jednocześnie jednym z najlepszych przykładów stylu karolińskiego w architekturze Katalonii (czyli stylu, który miał pokazywać ciągłość między Imperium Rzymskim a państwem Karola Wielkiego).

Kolumny użyte do budowy kościoła pochodziły z wcześniejszych budynków rzymskich. Ot, taki swoisty budowlany recycling. 


W klasztorze nie ma zwiedzania z przewodnikiem ani też nie ma jednej obowiązującej kolejności przechodzenia przez budynki. Pozwala to na przyjęcie własnego tempa i samodzielne odkrywanie kolejnych miejsc, a także podziwianie widoków, które same w sobie mogłyby być zachętą do wstąpienia do tego konkretnego zakonu ;-)

Wewnętrzny dziedziniec pochodzi już z późniejszego okresu. Na zdjęciu pięknie widać, że poszczególne budynki nie leżą na jednym poziomie, ale układają się tarasowo- taka jest konsekwencja budowania na skośnym podłożu na zboczu góry.

Zobaczcie, jak wiernie artysta starała się oddać detale postaci- fryzury, oczy, fałdy szat. A przecież to "tylko" elementy jednej z dziesiątek kolumn, którym na co dzień pewnie nikt się nie przyglądał!


Przez ponad 200 lat klasztor stał opuszczony, co oczywiście niezbyt dobrze przysłużyło się jego murom. W latach 30-stych XX wieku rozpoczęła się renowacja, dzięki której zatrzymano proces niszczenia.  

Widoczna na zdjęciu dzwonnica zbudowana na planie kwadratu początkowo była wieżą obronną, którą w XII wieku przebudowano według modnego wtedy układu lombardzkiego. To wyjaśnia, dlaczego tak bardzo różni się ona od reszty budowli.



Czy wspominałam już o rozciągających się stąd widokach? Odkryliśmy je w całej krasie, gdy postanowiliśmy wspiąć się jeszcze wyżej, do ruin wypatrzonych na wzgórzu powyżej klasztoru. Mijany drogowskaz oznajmił nam, że są to ruiny "Castello de Verdera"- radośnie zamieniliśmy je sobie na "kastel de Rudera" i zaczęliśmy wspinaczkę. Było i strasznie, i śmiesznie.....

Pozostałości zamku San Salvador de Verdera. Klasztor, od którego się tam wspinaliśmy, znajduje się po prawej stronie już poza kadrem, na końcu tej kamiennej drogi.

 
Tak wygląda początkowy odcinek ścieżki w stronę "kastel de Rudera".

A później robi się tak. Możecie się śmiać, ale ja się bałam.


Za to kiedy się człowiek odwróci....

W pewnym momencie klasztor za nami zrobił się taki maleńki....


Większość roślinności się poddała, zostały tylko najwytrwalsze kaktusy.


I oto dotarliśmy do pozostałości zamku. Niestety, tylko do części z nich jest dostęp, zdobywanie reszty byłoby zbyt niebezpieczne. Jak wyczytaliśmy, zamek de Verdera był założeniem typowo militarnym i  miał za zadanie ochraniać położony niżej klasztor. Stanowił także świetny punkt obserwacyjny, dzięki któremu można było wypatrzyć zbliżające się statki piratów.


Widok z zamku na miasteczko Port de la Selva.


... i na zatokę Llançà.

A tu widok przez góry na zatokę El Golfet.

Po dłuższej chwili spędzonej na podziwianiu widoków tą samą stromą drogą wracamy do klasztoru. A tam odkrywamy drogowskaz do kolejnej miejscowej atrakcji, czyli pozostałości wioski Santa Creu de Rodes. Tym razem idziemy równą, wyłożoną kamiennymi płytami drogą, więc spacer jest dużo krótszy, choć odległość porównywalna z tą do ruin zamku. Już z daleka widzimy zarys kościoła, który wygląda bardzo obiecująco...... niestety po dotarciu na miejsce okazuje się, że kościół św. Heleny to właściwie jedyna pozostałość po wiosce, jeśli nie liczyć kilku smętnych kamieni w okolicy. W sumie jednak nam to nie przeszkadza, bo po raz kolejny mamy przed oczami widoki rekompensujące trud wspinaczki. Przy okazji stwierdzamy, że z wioski istnieje drugie, dużo łagodniejsze podejście do ruin zamku niż to, które my wybraliśmy. 




Romański kościół św. Heleny i cała wioska Santa Creu de Rodes były własnością opactwa benedyktyńskiego.  Właśnie tędy wiodły szklaki do pobliskiego klasztoru, odbywały się też tutaj targi. Wraz z epidemią dżumy w XIV wieku rozpoczęło się wyludnienie wioski, a po opuszczeniu klasztoru przez mnichów wieś również powoli przestawała istnieć, szczególnie, że upodobali ją sobie piraci.


Pozostał nam już tylko powrót na parking (ale nie ten widoczny na zdjęciu, nasz widać tutaj w postaci białej kreski na wysokości klasztoru po jego lewej stronie). Przy okazji mamy możliwość jeszcze raz zobaczyć zarówno klasztor, jak i ruiny zamku de Verdera. Ciężko uwierzyć, że jeszcze godzinę wcześniej byliśmy tam na górze!


Informacje praktyczne:
dojazd i parking: dojazd możliwy jest tylko własnym środkiem lokomocji (samochód, rower, ewentualnie taksówka z Port de La Selva). W pobliżu klasztoru znajdują się dwa spore bezpłatne parkingi.
wstęp do klasztoru: klasztor otwarty jest we wszystkie dni tygodnia poza poniedziałkami od godz. 10:00 do 20:00 w sezonie i do 17:30 poza sezonem. Jest też otwarty w święta, za wyjątkiem 25. i 26. grudnia oraz 1. i 6. stycznia. Koszt biletu to 4,50 euro normalny i 3,00 euro ulgowy, dzieci do lat 7 mają darmowy wstęp. Można płacić kartą.
przydatne linki: strona informacyjna o klasztorze i innych atrakcjach Katalonii TUTAJ



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Niemcy- część 2 (Drezno)

Lubuskie- część 9 (Szydłów - zapomniana wieś, zaginiona twierdza)