Dolny Śląsk - część 14 (Jawor)

Tym razem będzie coś o mieście Jawor. Lubimy te niewielkie dolnośląskie miasteczka przesączone historycznym klimatem, zabytkowymi ratuszami i z okalającymi ratusz kamienicami z tymi ich podcieniami. Czasem ma się wrażenie że czas się w nich zatrzymał. Czy mogą być fajniejsze klimaty dla kogoś, kto lubi historię i jest wrażliwy na piękno dawnej architektury?
Jednak zwiedzając Jawor mieliśmy dosyć mieszane uczucia. Z jednej strony Jawor ma to wszystko co wymieniłem powyżej i znacznie więcej. Bo w Jaworze znajdziemy również olbrzymią atrakcję turystyczną, jaką jest Zamek Piastowski (położony tuż obok centrum miasta) i wspaniały Kościół Pokoju, który jest wyjątkowym zabytkiem (bo ostały się tylko dwa takie w Polsce). Ale...

RYNEK
...ale drugiej strony spacerując po centrum miasteczka odnosiliśmy nieodparte wrażenie, iż potencjał turystyczny tego miasta jest kompletnie niewykorzystany. Na rynku trudno spotkać podziwiających piękno Jawora turystów, za to łatwo trafić na hałaśliwe grupki miejscowej "elity" jaworskiego społeczeństwa, które trzeba omijać szerokim łukiem. Gdy się już trafi jakiś zabłąkany turysta, który chciałby usiąść gdzieś w kawiarence w podcieniach jednej z tych zabytkowych kamienic i np. posączyć sobie cappuccino gapiąc się na ratusz z XIX wieku .... to nie może, bo jedyna kawiarnia na rynku jest zamknięta. Remont. W sezonie urlopowym. Niby jest jeszcze restauracja ratuszowa, ale to restauracja i ciężko podziwiać rynek i ratusz siedząc w piwnicy tegoż ratuszu.

Jawor ma całkiem ładny ratusz. Pochodzi on z 1897 roku i został zbudowany w stylu neorenesansu niderlandzkiego. Tylko wieża jest starsza, bo pochodzi z poprzedniego ratusza z XIV wieku. Wrażenie psuje doklejony do ratusza budynek w którym się mieści miedzy innymi teatr miejski, a który pasuje tutaj jak kwiatek do kożucha. 

Trochę zaniedbane i cierpiące na pastelozę kamieniczki przy rynku mają jednak potencjał, by stać się prawdziwą ozdobą rynku w Jaworze   

W 1945 wschodnia pierzeja rynku został zniszczona. Odbudowano ją w latach 60-tych. Podcienie mają nawiązywać do historycznego wyglądu rynku, ale cała reszta to czysty PRL. 

Jak pokazują zdjęcia i pocztówki, kamienice te w latach 60-tych były dumą Jaworzan i wielkim osiągnięciem ówczesnej architektury. A dziś? Osądźcie sami, jak przetrwały próbę czasu. 

Kiedy przyjrzymy się kamienicom okalającym jaworski rynek, to możemy dostrzec ciekawe detale. Na przykład ule. Dlaczego ule? Czy to ma związek z prężnie rozwijającym się pszczelarstwem w Jaworze? Może. Dziś ciężko znaleźć informacje na ten temat. Chyba symbolika stojąca za tymi elementami architektury odeszła z niemieckimi mieszkańcami Jawora.     

Kolejny naścienny ul.

Symbol przemian gospodarczych naszych czasów. Zapewne pamiętająca czasy PRL-u spółdzielnia pracy krawieckiej  im. Obrońców Pokoju ustąpiła miejsce zakładowi krawieckiemu "Renoma" Spółce z.o.o. który  jak widać również nie wytrzymał tempa rozwoju kapitalizmu w Polsce. A gdzieś na ścianach jeszcze blado przebijają się resztki niemieckiej nazwy przedwojennego zakładu czy sklepu, który się tu znajdował. 

Już zmierzaliśmy z rynku w kierunku zamku, kiedy spotkała nas miła niespodzianka. Ktoś zainteresował się naszym wyprawowym Patim (nasz samochód czasem przyciąga uwagę, co ma złe i dobre jak widać strony) i po krótkiej rozmowie o motoryzacji zeszło się nam na temat zabytków Jawora. Od słowa do słowa okazało się, że ów Pan jest pracownikiem tutejszego urzędu miasta i może nam pokazać salę posiedzeń w ratuszu. Nie mogliśmy nie wykorzystać tej okazji.  

Było co oglądać w owej sali.  Zachwyca piękna snycerka na boazerii, którą jest wyłożony nawet kolebkowe sklepienie sali.
 




Ale największy podziw wzbudzają przepiękne witraże w sali posiedzeń.



Jauer - niemiecka nazwa Jawora. 

Czarny orzeł - dziś symbol Dolnego Śląska.
 
1897 - data budowy obecnego ratusza. 

I znowu ul.
 
Orzeł biały - może już powojenna przeróbka?
 




Dziękujemy owemu Panu, który bezinteresownie poświęcił swój czas, by pokazać nam tę piękną salę.

ZAMEK 
Ale najbardziej przygnębiające wrażenie zrobił na nas Zamek Piastowski. Imponująca swą wielkością budowla. Wiele miast marzyłoby o takim magnesie przyciągającym do miasta rzesze turystów. Powinny się do niego ustawiać długie kolejki chętnych do zwiedzania. Ale się nie ustawiają, bo zamek straszy zaniedbany, obskurny i właściwie porzucony. Tylko kilka pomniejszych instytucji i firm handlujących starzyzną zagnieździło się na parterze zamku.    
Ponoć do niedawna można było zwiedzać choć wieżę zamkową (w internecie można znaleźć  godziny otwarcia i ceny biletów.) Ale jak nas poinformowano teraz można zwiedzić wieżę tylko w grupie po uprzednim umówieniu się przez telefon. Mało zachęcające. 

Zamek z takiej perspektywy prezentuje się imponująco, ale już z daleka widać, że najlepsze czasy ma za sobą. 

Tak niereprezentacyjnie prezentuje się brama główna do zamku. Zamku prawie nie widać bo "obrośnięty" jest jakimiś paskudnymi budynkami. Sam zamek też zachęca do zwiedzania. Okna zabite płytami OSB to kiepska wróżba, ale pociesza przynajmniej ten kawałek nowego dachu. 

Zamkowej bramy strzegą orły. Postrzelane i bez skrzydeł. Znienawidzone symbole niemieckiej dominacji. Musiało im się oberwać. I tak stoją do dziś jako pamiątka ostatniej wojny. 

I jest jeszcze na straży lew - też już w nie najlepszej kondycji. 

   A oto i dziedziniec zamkowy. Tylko oczami wyobraźni możemy zobaczyć jak by to wspaniale wyglądało po renowacji.   
 



Nie ma wątpliwości. To SZTUKA. Współczesna sztuka.

To był pomnik na dziedzińcu zamku poświęcony więźniarkom z ruchu oporu, które cierpiały niewolę w tych zamkowych murach. Uległ dekomunizacji? Wandalizmowi? Jeżeli z premedytacją tablica została usunięta, to chyba dekomunizacja postępuje stanowczo za daleko. Co ten pomnik poświęcony więźniarkom francuskim, belgijskim i norweskim ma wspólnego z komunizmem? Chyba tylko to że został postawiony w latach 70-tych. A jeśli to zwykły wandalizm, to niech się wstydzą włodarze miasta, że pomnik nadal tak wygląda. To naprawdę smutne.    

Jeden z zdobnych portali zamkowych.


Widząc stan zamku, przychodzi na myśl pytanie dlaczego tak jest i kto do tego dopuścił. W pierwszej kolejności przychodzą na myśl włodarze miasta. 
Ale jesteśmy daleko do potępiania w czambuł lokalnego samorządu. Renowacja tak olbrzymiego zamku to wielomilionowa inwestycja, a miasteczka Dolnego Śląska nie słyną z bogactwa i nie są w stanie udźwignąć same takich inwestycji. W mieście zawsze były ważniejsze inwestycje. Pod koniec lat 90. Jawor wypuścił obligacje. Z uzyskanych pieniędzy wybudowano piękną krytą pływalnię Słowianka i dom z mieszkaniami komunalnymi. Później trzeba było zainwestować w infrastrukturę wodociągową i w wymianę nawierzchni rynku która była już w fatalnym stanie. Itd. itd ...  Dobrze, że choć naprawiono zamkowy dach i wymieniono rynny. 
Zastawiano się, czy nie przekazać zamku jakieś fundacji za przysłowiową złotówkę, ale odstraszało ryzyko, że owa fundacja nabierze kredytów na zamek i tyle z tego będzie. Takie historie niestety często się zdarzają. 

Pytanie, czy samorządu nie mogłyby wesprzeć władze centralne państwa, by ratować dziedzictwo narodowe. W końcu to część historii Polski, a nie tylko tego regionu. Fizyczny symbol obecności Piastów na tych ziemiach. Ale nie znamy się na przepisach w tym zakresie i pewnie na przeszkodzie stoi mnóstwo paragrafów... A zamek marnieje w oczach .      

KOŚCIÓŁ POKOJU
Największa obecnie atrakcja w Jaworze (ciekawe czy zamek po renowacji przebiłby Kościół Pokoju w liczbie zwiedzających). Zawsze się zastanawialiśmy nad tą niecodzienną jak na kościół nazwą, ale jakoś nigdy nie chciało nam się tego  sprawdzać. Teraz jest okazja.   

Okazuje się że: "Kościoły Pokoju powstały w II poł. XVII wieku w następstwie pokoju westfalskiego kończącego wojnę trzydziestoletnią (1618-1648). Naciskany przez protestancką Szwecję katolicki cesarz Ferdynand III Habsburg przyznał śląskim luteranom prawo do wybudowania trzech świątyń na podległych mu terytoriach — w Głogowie, Jaworze oraz Świdnicy. Jednak zgoda na budowę obwarowana była ograniczeniami:

- do budowy miały posłużyć wyłącznie materiały nietrwałe (drewno, słoma, glina, piasek),
- kościoły musiały być wybudowane poza granicami miasta, jednak nie dalej niż na odległość strzału armatniego od murów miejskich,
- nie mogły mieć wież, dzwonów ani tradycyjnego kształtu świątyni,
- musiały zostać ukończone w ciągu jednego roku,
- musiały zostać wzniesione na koszt protestantów,
- nie mogły przy nich powstać szkoły parafialne
Do dzisiaj przetrwały dwa Kościoły Pokoju — w Jaworze i Świdnicy — natomiast kościół w Głogowie spłonął w XVIII w. w pożarze wywołanym uderzeniem pioruna." 

Tyle historii, czas na wrażenia. A wrażenie które wywołuje ten kościół ma zdecydowanie efekt "woow". Przede wszystkim  jest ono wywołane ogromem kościoła. Oczywiście, że większość murowanych katedr jest większa, ale to kościół z drewna! A tu taka ogromna hala i to bez żadnych filarów. 
Jest to czas baroku zatem wszędzie błyszczy złoto i każdy prawie metr kwadratowy jest wypełniony zdobieniami czy obrazami.  No i te balkony. W katolickich kościołach nie stosuje się empor poza ścianą od strony kruchty. (Nie siedzi się bokiem do ołtarza) Tu empory ciągną się wszędzie i to w czterech poziomach! Można oczopląsu dostać starając się zobaczyć wszystko. Najlepiej na początku usiąść sobie w ławie i słuchając historii kościoła która leci z głośników pochłonąć trochę atmosfery tego miejsca. A potem znając już kontekst historyczny zacząć podziwiać detale. Nikt nie pogania. 

Ale najpierw rzut oka na kościół z zewnątrz.    





Wokół kościoła rozstawione są płyty epitafijne w dużych ilościach.  Nie kojarzą mi się one  z takimi drewnianymi kościołami. Może nie są pierwotnie stąd? Może to import z innych zniszczonych kościołów? Ale co my tam wiemy.  





A oto i wnętrze kościoła. Tu nie ma co opisywać. To trzeba po prostu zobaczyć. (A kto głodny wiedzy niech zajrzy do jednej z dziesiątek publikacji na temat tego kościoła) .  



















W kościele powitała nas kościelna kotka. Jak dowiedzieliśmy się od Pani bileterki, przyszła ona 10 lat temu do kościoła i postanowiła w nim zamieszkać. Ot tak. Koty wybierają same miejsce i ludzi z którymi chcieli by mieszkać. Znamy to z autopsji, bo jakiś czas temu też przyszedł do nas znikąd i zamieszkał kot Jantar.  

Zachwycił nas kościół Pokoju w Jaworze. Przed nami Kościół Pokoju w Świdnicy. Jak słyszeliśmy - jeszcze piękniejszy. Nie mogliśmy się doczekać. 

MUZEUM REGIONALNE
Na dokładkę zafundowaliśmy sobie wizytę w tutejszym muzeum regionalnym. Ja osobiście lubię takie lokalne muzea. Rzadko się zdarza że są w nich tłumy (najczęściej jest tak że ciężko w nim kogoś spotkać) i często znajdziemy w nich eksponaty dotyczące życia codziennego, których próżno by szukać w wielkich państwowych muzeach. 

Nie zawiedliśmy się i tym razem, choć z punktu widzenia zwiedzającego wydaje się, że sama ekspozycja była trochę chaotyczna i można by było to lepiej urządzić.
foto: Sławomir Milejski
         Muzeum znajduje się również w historycznym budynku, co jest wartością samą w sobie.

Oprócz setek eksponatów dotyczących historii Jawora od czasów kamienia łupanego, w muzeum możemy znaleźć np. taką oto kawiarenkę stylizowaną na dawne czasy. Brawo za świetny pomysł.   


W kolejnej części wracamy do pałaców Dolnego Śląska. Zapraszamy. 

Komentarze

  1. Roy to nie tylko restauracja Lubin, to oaza smaków i wyjątkowych chwil w samym sercu Dolnego Śląska. Ciepło i gustowność tego miejsca sprawiają, że to idealna przestrzeń na organizację wszelkiego rodzaju przyjęć rodzinnych i firmowych.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dolny Śląsk - część 1 (Kłodzko)

Niemcy- część 2 (Drezno)