Lubuskie - część 2 (Cybinka - Krosno Odrz.)


W kolejną wycieczkę wyruszyliśmy z Cybinki w stronę Krosna Odrzańskiego, robiąc mocne zakosy przez wsie Sądów, Radzików, Lubin, Debrznica, Gęstowice, Osiecznica, Morsko i Kamień, by zajrzeć w jak najwięcej ciekawych miejsc. Tym razem zwiedzamy te jeszcze istniejące pałace, ale też wspominamy pałace i inne obiekty już nieistniejące. Ponadto odwiedzamy ruiny dawnego mauzoleum  w Drzeniowie i pozostałości starego cmentarza w Gądkowie Wielkim.  


SĄDÓW 

Zaczęliśmy od pobliskiej wsi Sądów. Nie ma już w Sądowie pałacu, podzielił on niestety los swojego "kolegi" w Cybince.

Tak wyglądał nieistniejący już pałac w Sądowie 


Ale jest za to pomnik, o którym chciałbym napisać parę słów. Pokazuje on, jak stojący pośrodku wsi kamień może obrazować zmieniające się czasy. 

Pomnik zaczął swoje życie jako głaz, który został przyciągnięty z pobliskiego młyna w 1921 roku. Zbudowano sanie z dwóch grubych desek, z drewnianymi z kołami, które w tamtych czasach były używane przy bryczkach. Głaz ciągnięto przez 4 tygodnie. Odległość, jaką pokonali to 3 kilometry. Wszyscy mieszkańcy wsi wraz z dziećmi uczestniczyli w pchaniu głazu do centrum wsi. 
(Za sadow.vg1.pl)


Pierwotnie pomnik został poświęcony żołnierzom niemieckim poległym w czasie pierwszej wojny światowej i w tej formie przetrwał do końca drugiej wojny światowej. 


Po wojnie już polscy mieszkańcy tych ziem robili wszystko, by zatrzeć ślady niemieckości i przekonać wszystkich (a przede wszystkim siebie) że ta ziemia należała, należy i już zawsze będzie należeć do polski. To jest oczywiste. Wówczas to nasz pomnik został odgermanizowany i wraz z napisem BYLIŚMY JESTEŚMY BĘDZIEMY zyskał nową wymowę na kolejne kilkadziesiąt lat swego istnienia. 

Ale nim dalej od końca wojny, tym częściej ludzie sobie przypominali o przedwojennych mieszkańcach swoich miejscowości. Niektórzy nawet zaczęli sami szukać z nimi kontaktu. Polacy są coraz bardziej ciekawi historii ziem, którymi władają raptem od 70 lat, a co raz mniej boją się że "przyjdą Niemcy i zabiorą". A i dawni mieszkańcy tych ziem przyciągani nostalgią, widząc zmianę nastojów w stosunku do nich, zaczęli coraz częściej przyjeżdżać do swych dawnych domostw. Zatem i stosunki pomiędzy dzisiejszymi a dawnymi mieszkańcami Sądowa ociepliły się do tego stopnia, że zaczęły być organizowane różne uroczystości z udziałem gości za Odry. Na przykład w 2014 roku była właścicielka Sądowa, Theodore Radtke Baronowa Senfft von Pilsach, obchodziła swe 90-te urodziny właśnie w Sądowie.

Na fali takich właśnie zmian w mentalności Polaków głaz zyskał nową tablicę i nowe znaczenie. Na tablicy wyryto napis: DLA POKOJU I WOLNOŚCI, a na Wikipedii  przeczytamy, że teraz jest to pomnik "Ku pamięci dawnych mieszkańców Sądowa" Jeśli faktycznie takie ma teraz znaczenie ów pomnik, to napis pod spodem nowej  tablicy "Byliśmy, jesteśmy, będziemy." nabiera całkiem przypadkiem nowego sensu, nieprawdaż? :-) 

Zatem podczas 96 lat swego istnienia ten sam pomnik już dwa razy zmieniał swoją wymowę. Czy zrobił to po raz ostatni?

 Zastanawiam się, czy nowa tablica zastąpiła jakąś inną tablice i czy nowa tablica przysłania nadal istniejącą płaskorzeźbę głowy niemieckiego żołnierza. Niestety nie udało mi się znaleźć żadnej starszej fotografii tego pomnika, np. z okresu PRL-u.

Należałoby jeszcze wspomnieć o nieistniejącej już fabryce papieru i celulozy położonej w pobliżu Sądowa. Niewiarygodne, że coś tak ogromnego może bez śladu zniknąć z powierzchni ziemi. Niestety, dzisiaj nie potrafię nawet zlokalizować gdzie konkretnie mieściła się ta fabryka. Może któryś z mieszkańców Sądowa  mi w tym pomoże.    

Ogromne gmachy fabryki które znikły z powierzchni ziemi. 

RADZIKÓW 

Kolejne ciekawe miejsce to pobliska wieś Radzików. Jak wyczytaliśmy, znajduje się tam pałac z drugiej połowy XVIII wieku, wielokrotnie przebudowywany w XIX i XX wieku. Po wojnie znalazł się oczywiście władaniu PGR. W 1973 roku przeprowadzono remont generalny, przekształcając pałac na szkołę i mieszkania dla nauczycieli. W końcu opuszczony przez wiele lat marniał, aż ktoś wreszcie zainwestował, wyciął krzaczyska oraz zabezpieczył ściany i dach przed dalszym niszczeniem. Nie wiemy, czy to był prywatny inwestor, czy też państwo. Tak czy owak, dziś pałac powoli znowu wraca do wyglądu sprzed prac zabezpieczających. Przypomina on trochę zamek z bajki o śpiącej królewnie. Przedrzeć się przez te chaszcze, które ponownie obrosły pałac jest chyba równie trudno, jak przez puszczę amazońską.       

Widok na fronton pałacu przed wojną 
Foto z www.lwkz.pl
Stan pałacu już po wyprowadzce z niego szkoły 
Foto z polskiezabytki.pl
Pałac w pełnym blasku słońca po przeprowadzonych pracach zabezpieczających

I stan dzisiaj. Ledwo go widać za krzaków. 
Foto z www.lwkz.pl
Tył opuszczonego pałacu
Foto z polskiezabytki.pl
W czasie renowacji 

I dziś 

Remont z 1973r. skutecznie pozbawił wnętrza jego pałacowego charakteru. Po prostu szkoła jak każda inna.  



Jak długo te ściany i stropy jeszcze wytrzymają ? 

Wjazd do pałacowego parku z samotnym słupem bramy

W Radzikowie warto zobaczyć też kościółek. Nieczęsto już spotyka się konstrukcje szachulcowe.

Kolejny przykład recyklingu niemieckiego pomnika 

Co dziwne, niemieckie napisy nie zostały skute czy zatarte zaprawą. Nadal są czytelne 

Tu jeszcze nie tak dawno mieścił się przykościelny poniemiecki cmentarz 

Został z niego pojedynczy nagrobek upchnięty w krzakach


LUBIN 

Ta wieś kryje w swej historii ponurą tragedię. Tu właśnie zostało popełnione jedno z większych zbiorowych samobójstw na terenie III Rzeszy. Powodem był napędzany hitlerowską propagandą paniczny strach przed zbliżającą się Armią Czerwoną. Wyglądało to tak: w styczniu 1945 oddziały Armii Czerwonej szybko zbliżają się do Wildenhagen. Wieść o tym lotem błyskawicy rozchodzi się po wsi, powodując zbiorową histerię u kobiet, od miesięcy straszonych "Ruskimi", którzy torturują, gwałcą i zabijają wszystkie niemieckie kobiety bez względu na wiek. Pod wpływem tej histerii matki najpierw zabijają swoje dzieci, a potem same siebie. Ginie w ten sposób jedna czwarta mieszkańców tej małej wsi.   

Przez dziesięciolecia nie mówiło się o tym. Dziś  na ścianie tutejszego kościoła wisi zamocowana tablica upamiętniająca to tragiczne wydarzenie.

Kościół w Lubinie z tablicą ukrytą za drzewkami 

I sama tablica 
Sam kościół jest mało ciekawy, ale interesujące są kartusze herbowe zdobiące bramę

To chyba rok 1725 ale pewności nie mam 



GĄDKÓW WIELKI 

 Kolejny przystanek robimy we wsi Gądków Wielki.

Ładnie odrestaurowany kościół. Przez chwilę było o nim głośno, i to w samym Watykanie. Powodem była założona w 1963 roku wzorem schizmy wierzbickiej Niezależna Samodzielna Parafia Rzymskokatolicka. Przetrwała całe pięć lat.  
  
Na zewnętrznej ścianie świątyni kamień z datą. W tym roku zakończono budowę nowego kościoła, zbudowanego w miejscu tego, który spłonął pod koniec XIX wieku. Ponoć w trakcie odbudowy kościoła w fundamentach zamurowano sto marek niemieckich (jako zabezpieczenie pod ewentualną późniejszą rozbudowę).  Ale tego nie sposób potwierdzić dopóki kościół stoi na swoim miejscu.  

Obok kościoła wyrosną święte gaje :) Jak w czasach przedchrześcijańskich. 

I znowu recykling poniemieckiego pomnika. Co ciekawe, choć umieszczony tuż obok kościoła, tym razem nie ma charakteru religijnego, a patriotyczny. Przed wojną cokół zdobił niemiecki orzeł. 

Zdarzyła się w 1946 roku okazja, by utrwalić polskość ziem odzyskanych naocznym tego znakiem. Rocznica urodzin Tadeusza Kościuszki 

W przeciwieństwie do większości przerobionych poniemieckich pomników, tu wyszło coś, co przyciąga wzrok.

I ładnie odrestaurowany stary dom. Chciałoby się widzieć takich więcej .

Tuż obok współczesnego cmentarza w Gądkowie znajdują się pozostałości cmentarza protestanckiego. Ktoś już zaczął dbać o porozrzucane stare nagrobki, tworząc z nich małe lapidarium. Jednak najbardziej przyciąga wzrok spory pomnik ozdobiony wieńcem laurowym i żołnierskim hełmem. Z inskrypcji na pomniku wynika, że jest to pomnik postawiony przez matkę swemu synowi, który poległ na froncie palestyńskim i tamże pochowanemu. Ów syn nazywał się Erich Kreuser i był lotnikiem obserwatorem. Zginął w zestrzelonym samolocie w pobliżu Jenina, a jego szczątki spoczywają pośród innych 261 żołnierzy na cmentarzu pierwszowojennym w Nazaret.   
      
Napis na pomniku dokładnie głosi: MEINEM GELIEBTEN SOHN; ERICH KREUSLER; LEUTENANT UND BEOBACHTER; FLIEGERABT 302; GEB. 16.4.1895 ZU GROSS GANDERN ; GEFALLEN 13.6.1918 BEI DSCHENIN AN DER PALESTINENFRONT


DEBRZNICA 

W zaszytej w lasach Debrznicy trafiliśmy na klasycystyczny pałacyk z XIX wieku wraz parkiem. Po wojnie był to PGR,a potem ośrodek wczasowo - kolonijny. Dziś w rękach prywatnych i coś tam się dzieje. Pałac żyje, ale nie bardzo widać, by się coś tam remontowało. Może wewnątrz są prowadzone jakieś prace? Nie wiadomo, bo baliśmy się wejść do środka.        

Widok pałacu od frontu

I na przedwojennej pocztówce

Choć są w opłakanym stanie, to jednak uchowały się oryginalne drzwi do pałacu.  

Kamień z datą 1842 wyeksponowany przed pałacem 

A to dosyć odważna sztuka, chyba z czasów kiedy funkcjonował tu ośrodek wypoczynkowo - kolonijny


DRZENIÓW


Niewielka wieś zaraz za Cybinką, którą mijaliśmy wielokrotnie, jadąc w stronę Krosna Odrzańskiego. Wydawałoby się na pierwszy rzut oka, że nic ciekawego w niej nie znajdziemy. Wieś jak wieś. A jednak całkiem niedaleko, zaszyte w gęstwinie lasu, skrywają się ciekawe ruiny neogotyckiego mauzoleum dawnych właścicieli dóbr Drehnow, które postanowiliśmy zobaczyć na własne oczy.

Może wypadałoby tu wtrącić kilka słów na temat czym są albo były mauzolea. Otóż budowano je na terenach majątków lub na cmentarzach i były rodzajem grobowca, w formie monumentalnej, najczęściej samodzielnej budowli, o zazwyczaj dosyć bogatym wystroju. Mauzolea były rodzinne lub też poświęcone konkretnej osobie. Najsłynniejszym mauzoleum jest oczywiście Tadż Mahal w Indiach poświęcone przedwcześnie zmarłej ukochanej żonie Mumtaz Mahal. Ale nie wszystkie mauzolea są miejscem ostatniego spoczynku. Część z nich jest tylko symbolem, będącym swoistym pomnikiem poświęconym czci danej osoby, która była bliska fundatorowi mauzoleum.

To konkretne mauzoleum należało do założenia rezydencyjnego powstałego w XVIII wieku z centralnym punktem w postaci barokowego pałacu. Rezydencja była własnością hrabiego von Finckenstein. Po wojnie  pałac przez wiele lat egzystował w obrębie PGRu, by w końcu jego resztki zostały rozebrane w latach 70-tych. Wraz z pałacem zniknęły i inne ciekawe pod względem formy architektonicznej budowle: pawilon chiński w kształcie rotundy, który był usytuowany w pobliżu, po wschodniej stronie ozdobnego basenu, oraz neogotycki domek ogrodnika znajdujący się po stronie zachodniej pałacu. 
Z dawnego majątku do dnia dzisiejszego zachował się po stronie wschodniej odcinek kamiennego muru z zamurowaną furtą, XIX-wieczne ogrodzenie z ozdobnymi bramami z wyobrażeniem herbu przedwojennych właścicieli majątku oraz datą budowy bramy: „1939”, części zabudowań folwarcznych z 2 poł. XIX i 1 poł. XX w. oraz wspomniane wyżej mauzoleum, które było celem naszej wyprawy.

Widok na nieistniejący już pałac Drzeniowski. 

Bez konkretnej wiedzy o lokalizacji nie było łatwo odnaleźć tej ruiny, ale dzięki temu przy okazji odbyliśmy przyjemny spacer w miłych okoliczności przyrody po pozostałościach dawnego parku pałacowego.
Koniec końców znaleźliśmy cel naszej wycieczki i mogliśmy się przyjrzeć bliżej pozostałościom mauzoleum. Niestety ruiny są ogrodzone (zapewne ze względów bezpieczeństwa) siatką, ale widać w wielu miejscach ślady forsowania owego ogrodzenia poczynione zapewne przez innych spragnionych obcowania z historią turystów.  

Droga do mauzoleum wiedzie przez malowniczą trasę spacerową.

Ruiny mauzoleum skrywa po części bujna roślinność.

Front mauzoleum z wejściem głównym.


 Mauzoleum od tyłu.


I widok z boku.


Zarośnięte drzewami wnętrze mauzoleum.


 I neogotyckie detale architektoniczne.


 Pozostałości inskrypcji epitafijnych.


Tak wyglądało to mauzoleum gdy nie było jeszcze ruiną.   

Do Drzeniowa wrócimy jeszcze późną jesienią albo zimą, by zrobić lepsze zdjęcia, gdy liście drzew opadną i ruiny mauzoleum będą lepiej widoczne.


GĘSTOWICE

W Gęstowicach już z daleka widać na wzniesieniu ciekawy kościół o pięknej barokowej bryle. Wzniesiono go z inicjatywy generała Mikrandera w latach 1696 - 1711 według projektu francuskiego architekta Bernarda Riegelana. Po zbliżeniu się do murów kościoła widać, jak wielką krzywdę zrobiono temu zabytkowi. Najpierw pozwalając by podupadł, a potem "ratując" go za pomocą  tzw. "baranka", czyli jednym słowem zachlapując go niezaciągniętym tynkiem, który zatarł wszelakie detale architektoniczne. To wynik "remontów" z lat 60-tych. Ponadto wówczas zamurowano koliste okna i usunięto zegar z wieży kościelnej. Ów "remont" nie oszczędził również wnętrza świątyni. Usunięto kolatorską ławę, stylowe ławki w nawie i kutą balustradę ołtarzową. Wymieniono też szyby gomółkowe na zwykłe oraz zamurowano wejście do krypty.        

Kościół jest malowniczo położony na wzniesieniu w centrum wsi 

Kościół od strony transeptu 

 I od strony absydy

Zostały już rozpoczęte jakieś prace. Widać nowy tynk na wieży kościelnej. Ale jak się dowiedzieliśmy od sprzątających kościół Pań, konserwatorowi nie spodobał się rodzaj użytego do renowacji tynku i wstrzymał prace. Dobrze, że dach już nowy. 

Wypisz wymaluj - barok

Wmurowany w kościół  niemiecki reper, czyli geodezyjny znak osnowy wysokościowej

 Wnętrze mogliśmy obejrzeć dzięki miłym paniom, które akurat sprzątały kościół.

Ambona to jedna z niewielu rzeczy, które się ostały z oryginalnego wyposażenia 

Z jakiegoś powodu empora po prawej stronie została zamurowana. Zwracają uwagę pilastry porządku jońskiego podtrzymujące szeroki gzyms.  

 Nie potrafiliśmy rozczytać tego napisu 

 Tego też nie. Hebrajski to nieczęsty widok w kościołach katolickich.

 Takie detale raczej się kojarzą z pałacami niż kościołami 

 A czyje to herby na plafonie? 

 To też chyba element oryginalnego wyposażenia. Szkoda, że tak marnieje upchnięty w kąt.

 Tak wyglądało wnętrze kościoła przed ostatnią wojną 

I kościół od zewnątrz przed ostatnią wojną.  

OSIECZNICA  

Tu po raz pierwszy w czasie naszych wycieczek trafiliśmy na opór ze strony personelu obiektu. Na nasze pytanie, czy możemy zrobić parę fotek, starsza pani w kwiecistym nylonowym fartuchu odesłała nas stanowczo na oficjalną drogę uzyskania pozwolenia na takowy proceder. Zapewne drogę obejmującą przybycie w godzinach służbowych i złożenia podania na ręce Pani/Pana dyrektora tego obiektu. Nie bardzo mieliśmy na to ochotę, dlatego też na odchodnym udało nam się zrobić tylko jedne zdjęcie. A ponoć z tyłu jest jeszcze ładna altana, jednak próba przedarcia się tam groziła rękoczynami ze strony i tak już rozjuszonej pani stróżującej.

Sam pałacyk to neoklasycystyczny budynek, który prawdopodobnie swą obecną formę przybrał w XIX wieku (choć warto wspomnieć, że Osiecznica jest już wspominana w XVIII wieku jako wieś należąca do klasztoru w Lubiążu). Dziś pozostaje we władaniu spółki Skarbu Państwa i wykorzystywany jest przez gospodarstwo rybne oraz jako pensjonat.     

  

MORSKO 

W drodze do kolejnego pałacu na naszej liście przypadkiem trafiliśmy we wsi Morsko na położoną przy samej drodze galerię rzeźb. Ot, taka ciekawostka. 





KAMIEŃ 

I oto ostatni obiekt na liście naszej dzisiejszej wycieczki- pałac w Kamieniu. Wyczytaliśmy, że to budynek, który swoją formą nawiązuje do nurtu historyzmu oraz do baro­ku w jego reprezentacyjnym wydaniu. Niestety, nie dane nam było się o tym przekonać, bo zastaliśmy zamkniętą bramę i pilnującego terenu konia. 

Niestety brama zamknięta na cztery spusty  

Tyle udało się nam zobaczyć z oddali
Foto z polskiezabytki.pl
Ale ponoć właśnie tak wygląda w całej swej okazałości  


Przed nami Krosno Odrzańskie, ale o tym w następnej części.  


Komentarze

  1. Ta fabryka papieru mieści się w Koziczynie. Warto pojechać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak w Koziczynie również istniała fabryka papieru, a jeszcze jedna pomiędzy Uradem a Słubicami. Prawdziwe zagłębie fabryk papieru. A w Koziczynie nawet jakieś się budynki ostały. Oczywiście tam też zajadę za jakiś czas. Ta konkretne zdjęcie jednak pokazuje nieistniejącą Fabrykę w Sądowie. Świadczy o tym chociażby napis "Gruss aus Sadow"

      Usuń
    2. Napis napisem, ale również uważam że jest to Koziczyn.

      Usuń
    3. Fabryka Papieru Paula i Marii Steinbock należała do miasta Sandow (tak kiedyś Sądów był miastem). Potem przemianowano na osadę Steinbockwerk/obecnie Koziczyn (ale nadal była pod władaniami Sandowa). Pozdrawiam Emil Zbierski www.sadow.vg1.pl

      Usuń
    4. Bez wątpienia chodzi tu o Koziczyn. Wystarczy porównać fotografie fabryki z dzisiejszym wyglądem obiektu. Po "odjęciu" części dobudówek widać jak na dłoni, że to dokładnie to samo miejsce. I tak, jak najbardziej na starszych mapach (jeszcze w 1919 r.) nie było Steinbockwerk, a Papierfabrik i Haltepunkt SANDOW.

      Piszę to jako dawny zwolennik hipotezy, że fabryki były dwie ;)

      Usuń
    5. Zgadzam się. Wystarczy porównać detale stojącego budynku i mostku.

      Usuń
  2. W latach 60. byłam na koloniach w Debrznicy (no właśnie - zawsze mi się wydawało, że to Dębrznica, jak jest w istocie?). Pamiętam, że za pałacem znajdował się staw w parku, już wówczas zaniedbany. Trasa, którą przejeżdżam kilka razy w roku (m.in. przez Sulęcin i Torzym, bardzo malownicza) wiedzie i przez De/ę/brznicę, wspominam z sentymentem te kolonie... Z okiem samochodu i zza muru niewiele dziś widać, ale pałac wygląda na kompletnie zdewastowany i martwy.

    Dziękuję za ciekawe artykuły, trafiłam tu dzięki fejsbukowej grupie "Niesamowite Lubuskie", proszę się tam częściej pojawiać.
    Hanna
    www.kobietadomowa.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za miły komentarz. Grupę "Niesamowite Lubuskie" dopiero odkryliśmy i na pewno zagościmy na stałe, bo wiele z niej można czerpać inspiracji.
      Sprawdziliśmy ponownie- na mapie widnieje Debrznica (bez ogonka), to samo napisane jest na drogowskazach. Ale faktem jest, że aż się prosi o "ę"....
      Pałac obecnie wygląda na sezonowo wykorzystywany- może do jakiegoś projektu? Niestety nie ma natomiast wrażenia, aby ktoś zajmował się niem na poważnie.
      Pozdrawiamy ciepło (a na Pani bloga chętnie zajrzymy).

      Usuń
    2. Debrza to forma rzeźby terenu, rodzaj doliny. Może nazwa tej miejscowości pochodzi właśnie od tego?

      Usuń
  3. Pomnik w Sądowie jest na cześć dawnych niemieckich jak i polskich mieszkańców wsi.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Polacy są coraz bardziej ciekawi historii ziem, którymi władają raptem od 70 lat..." - Ziemie te wchodziły w skład Polski od X wieku do 1250 roku. Później była długa przerwa na różne "odmiany" Niemiec, a także na czeski epizod (40-letni). Mimo silnej kolonizacji niemieckiej i germanizacji tych terenów, dość długo utrzymał się tu pierwiastek słowiański/polski, na co wskazują często niemieckie nazwy miejscowości, które są kalką wcześniejszych słowiańskich, ale również język polski używany na wsiach położonych nad Pliszką aż do XVII wieku, a nawet dłużej., a także język dolnołużycki używany na wsiach dzisiejszej gminy Cybinka do XVII wieku. Zresztą niemiecka nazwa "Ziebingen" pochodzi od dolnołużyckiej - Zebinki. Podsumowując - łączna obecność państwa polskiego na tych ziemiach to ok. 400 lat (z czego oczywiście 74 od 1945), nie licząc żywiołu słowiańskiego zamieszkującego te ziemie przed przyłączeniem do Polski (plemię Lubuszan) oraz Polaków pozostałych na tych terenach po 1250 roku.

    OdpowiedzUsuń
  5. Sądów, Gęstowice, Cybinka itd - w tej okolicy żyli Serbołużyczanie, tzw. Odrzańscy Serbowie (niem. Oderwenden; po łużycku Wodrjanske Serbja). Niemcy bardzo długo ich tam zwalczali, w XVIII wieku ośrodkiem oporu była właśnie parafia w Gęstowicach, gdzie Serbołużyczan bronił pastor Marcin Lehman. Do lat 30 ubiegłego wieku (a zapewne do 1945 roku, tj. do wysiedlenia ludności) kobiety w okolicy Cybinki nosiły elementy serbołużyckiego stroju ludowego, zwłaszcza tzw. koronę z kwiatów. Polecam książkę: Die oderwendische Tracht von Aurith und Ziebingen https://www.amazon.de/oderwendische-Tracht-Ziebingen-verschwundene-Kostbarkeit/dp/3742017543

    OdpowiedzUsuń
  6. W terenie można jeszcze zobaczyć nasyp kolejowy, tory łączyły fabrykę papieru w Koziczynie z kopalnią węgla brunatnego w Cybince. Kopalnia zaopatrywała w surowiec fabrykę. Zarówno fabryka, jak i kopalnia były bardzo nowoczesne, i obie po '45 zmarnowano... Trochę informacji o kopalni: https://www.researchgate.net/publication/317004665_Z_HISTORII_GORNICTWA_WEGLA_BRUNATNEGO_W_CYBINCE_ZIEMIA_LUBUSKA

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Niemcy- część 2 (Drezno)

Lubuskie- część 9 (Szydłów - zapomniana wieś, zaginiona twierdza)