Lubuskie - część 14 (Koziczyn - Rosiejów - Rzeczyca)

Tym razem po dłuższej przerwie chcieliśmy wam przedstawić kilka zabytków, które całkiem przypadkiem stanęły na naszej drodze.
Zazwyczaj zbieramy informacje, na ich podstawie planujemy jakąś trasę i odwiedzamy miejscowości według przygotowanego planu. Ale czasem jakieś miejsce wyskoczy nam tak ad hoc. Bo akurat okazało się, że było po drodze, albo dowiedzieliśmy się o nim przypadkiem będąc w podróży. I choć te obiekty nie były naszym celem, to wcale a wcale im to nie umniejsza. Czasem wręcz przeciwnie. (Bo przecież wszyscy lubią te przyjemne zaskoczenia, które czasem nas spotykają w życiu- to coś jak znalezienie dychy w kieszeni swoich starych spodni nieużywanych od lat...)
No dobrze, ale wracamy do lubuskich zabytków....

KOZICZYN (Steinbockwerk)
Zaczynamy od obiektu z gatunku, który rzadko gości na naszym blogu, czyli od czegoś co nazywa się potocznie willą.

Skręcamy w bok z krajowej 29 na wąską betonową drogę prowadzącą do Koziczyna. 
Drogę tę zbudowano w 1889 roku na potrzeby funkcjonującej w
Koziczynie papierni o której jeszcze wspomnimy w dalszej części wpisu. 
Swoją drogą taka droga prowadząca przez trochę zamglony las robi klimat :-)  

  
Po wjechaniu do wsi, tuż na jej początku wita nas widok rezydencji. W czasach świetności willi widok ten mógł robić wrażenie na odwiedzających Steinbockwerk. Rezydencja jest malowniczo usytuowana na wysokiej skarpie tuż nad rzeką Pliszką. Zbudowano ją w konstrukcji szachulcowej na początku XX wieku dla właściciela pobliskich wytwórni papieru Herr Paula Steinbocka z Frankfurtu nad Odrą. Styl, w którym zbudowano willę, określa się mianem "Heimatstil" czyli bardziej po naszemu - stylem rodzinnym. Coś jest w tej nazwie, bo choć zapewne kubaturą willa ta dorównuje niejednemu pałacowi, to na pierwszy rzut oka budynek wydaje się taki jakiś bardziej ... przytulny? przystępny?
Po wojnie willa należała do Przedsiębiorstwa Rolno-Przemysłowego Państwowych Zakładów Zbożowych. A obecnie jest to własność prywatna. Nowy właściciel zapewne objął w posiadane budynek w nie najlepszym stanie i widać coś tam zaczął robić by przywrócić jej dawną świetność, ale chyba go to zadanie przerosło i od lat budynek stoi gotowy na nowego właściciela lub na swój koniec. 


Zwraca uwagę olbrzymie okno przez całą klatkę schodową. Ponoć kiedyś dawno temu był w tym oknie wstawiony przepiękny witraż. Niestety nie udało mi się znaleźć żadnego zdjęcia przedwojennego willi więc nie wiem tego na pewno.  Niepotwierdzona plotka mówi też o tym, że konserwator zabytków chciał wymusić na nowym właścicielu odtworzenie tego witrażu, co zapewne dziś  kosztowałoby małą fortunę.  Jak mówią ludziska, między innymi  takie wygórowane wymagania spowodowały, że właściciel odpuścił sobie renowacje tego obiektu. 


 Budynek od strony skarpy i rzeki 



Drzewo wrastające w dach to zła wróżba dla budynku.


Jeszcze parę lat temu u podnóża willi było tajemnicze wejście do podziemi (zapewne prowadzące do piwnicy) 


Ale zostało zasypane z jakichś powodów. Zapewne bezpieczeństwa


Tuż przy willi kończy się jeden z etapów turystycznej trasy kajakowej po rzece Pliszce, zatem wielu turystów ma okazję podziwiać ten kawałek przedwojennej architektury przy pieczonej kiełbasce i piwku.

Tuż obok willi stoją na wpół zrujnowane budynki dawnej papierni.  Była to jedna z dwóch papierni należących do Paula Steinbocka. Druga istniała kiedyś w Sądowie i wspominałem o niej w tym  wpisie.


Nie ma za dużo informacji w internetach o Koziczynie, Steinbocku, o jego rezydencji i papierniach, ale dowiedzieliśmy się, że początkowo produkcja była napędzana kołami wodnymi, ale dzięki założonej w latach 1857-1858 kopalni węgla kamiennego w Cybince papiernie  zaczęły używać dużych maszyn parowych co zwiększyło produkcję z 1,5 na 3,5 tony papieru dziennie. To był najlepszy czas prosperity tej fabryki i całego regionu. W 1883 r. rozbudowano fabrykę, wybudowano wspomnianą wcześniej drogę, a w 1907 r. poprowadzono przez Koziczyn linię kolejową z Kunowic do Cybinki. Linię, która już nie istnieje, tak samo jak papiernie i kopalnie.

Budynki dawnej papierni z innej perspektywy. 

Na drugim końcu wsi widnieje tajemniczy kompleks budynków. Co to może być ? 

 Na cokole pamiętającym zapewne czasy przedwojenne widniej tablica z nic nie mówiącym napisem "Dom Koziczyn Helmut Mattigka". Szybki wywiad wśród miejscowej ludności i wiemy tylko tyle, że kupił to Niemiec, mieścił się tu ośrodek wypoczynkowy, a co było przed wojną?- Nie wiadomo.   


WYTWÓRNIA PAPIERU W ROSIEJEWIE - PROCHOWCU  (Pulverkrug)
Skoro jesteśmy w tematach dawnego przemysłu, to wypadałoby wspomnieć o jeszcze jednej wytwórni papieru w nieistniejącym już Pulverkrug. To już trzecia fabryka papieru o której wspominam pisząc o tym regionie. Najwyraźniej tutejszy przemysł miał kolor bieli (papieru) i czerni (węgla). 

Jadąc z Cybinki do Słubic już za Uradem po lewej stronie widać coś w rodzaju zatoczki za rzeką ze sporym kamieniem pośrodku. 

 Pod głazem, który leży na kamieniu młyńskim, ustawiono tablicę pamiątkową. 

Słabo czytelny napis w języku niemieckim i polskim na tablicy brzmi:
"Ten pamiątkowy kamień odsłonięto 1 listopada 1939 r. z okazji 400-lecia istnienia papierni Pulverkrug. 
W dniu 22 września 1997 został on ponownie ustawiony we współpracy Westernberskiego Kręgu Ojczyźnianego  z wydziałem kultury urz. woj. w Gorzowie Wlkp." .Tablicę tę sądząc ze składni wykonała raczej niemiecka strona :-)  

Warto zajrzeć na drugą stronę głazu. Tam znajdziemy oryginalny niemiecki napis z 1939 roku. Głaz ten po wojnie mimo sporej wagi (6 ton) został  zepchnięty do rzeki, gdzie przeleżał prawie 50 lat, zatem nic dziwnego, że gotyckie litery zostały już lekko wypłukane przez wody Ilanki. 


Co do samej papierni, to funkcjonowała ona od roku 1539 produkując papier dla pobliskiego uniwersytetu Viadrina i magistratu we Frankfurcie nad Odrą. Wiadomo, że taki uniwersytet zużywa ogromne ilości papieru na prace magisterskie, doktoranckie itp. A nieliczne papiernie leżały daleko, daleko- jak choćby w Au pod Monachium (tak, była taka miejscowość jak Au!), w Kaufbeuren czy też w Norymberdze. Zatem taka własna papiernia była sprawą życia lub śmierci dla grona profesorskiego uniwersytetu Viadriny. 

Przez wiele stuleci młyny papierni były napędzane kołami wodnymi, od czasów industrializacji (XIX wiek) przez maszyny parowe, a od roku 1919 prąd elektryczny. Co ciekawe, papier w Pulverkrug wytwarzano najpierw ze szmat, ale około 1886 r. zrezygnowano ze szmat, zastępując ten surowiec papką drzewną. 

Z małej papierni z 6 pracownikami powstała z czasem nowoczesna fabryka, w której zatrudnienie znajdowało 150 osób i która posiadała własny znak wodny, trzy koła wodne i trzy stępy - dwie „niemieckie” i jedną „holenderską”. (Stępy to okute w stal drewniane belki lub stalowe walce służące do kruszenia). Fabryka miała też własny tartak, i ciągniętą przez konie leśną kolejkę (do transportu drewna). Z czasem pociągnięto specjalną linię kolejki wąskotorowej, która swój początek miała w Cybince, prowadziła przez Urad, Prochowice, Kunice i swój bieg kończyła Kunowicach).

Młyny papierni znane był początkowo jako Ratspapiermühle albo Reipziger Papiermühle. Nazwa Pulverkrug pojawia się po raz pierwszy w 1744 roku w księdze kościelnej z Reipzig (Rybocice).  W dawnych czasach znajdował się tu młyn prochowy i gospoda (Krug) - stąd  nazwa „Pulverkrug”, którą to ochrzczono  nowopowstającą wieś w pobliżu papierni.
Dawny niemiecki Pulverkrug od 1945 roku nosił dwie polskie nazwy używane naprzemiennie: Rosiejewo i Prochowiec, co może wprawiać w konsternację historyków - hobbistów.

Tak, bo Pulverkrug to nie tylko wytwórnia papieru, ale również pobliska wieś, której zabudowania widać jeszcze na przedwojennych mapach.

We wsi ponoć stała willa należąca do właściciela papierni. Wytwórnia papieru przeszła na trwałe w ręce prywatne dopiero w 1830 r., a jednym z jej pierwszych właścicieli był w latach dwudziestych naszego stulecia niejaki Alexander Baerwaldt - absolwent frankfurckiego gimnazjum fryderycjańskiego i szkoły papierniczej w Wiedniu.
foto: podlasie-puszczyk.blogspot.com
  Jego nagrobek ustawiony na leśnym wzgórzu przetrwał do dziś jako jeden z niewielu materialnych dowodów na istnienie wsi Pulverkrug. 


Z samej papierni też niewiele zostało, choć ponad 70 lat nie wystarczyło, żeby całkowicie zatrzeć ślady po tak ogromnym kompleksie jakim był ten zakład. Uwagę zwracają przed wszystkim porozrzucane wszędzie kamienie młyna, które kiedyś służyły do rozdrabniania pni na masę celulozy.



















foto: sentymentalny.com
Co ciekawe, jeszcze w 1947 roku na rozkładzie jazdy istniała stacja Prochowiec. Ale w 1948 już nie.  


RZECZYCA (Riesnitz)
Po tych depresyjnych pozostałościach dawnego przemysłu, czas na coś w klimatach pałacowych, co wleje trochę optymizmu w serca.
Rzeczyca to mała wieś na uboczu trasy Krosno Odrzańskie - Słubice. W środku wioski stoi całkiem niemały pałac, który choć dawne lata świetności ma za sobą, to jednak może z optymizmem patrzeć w przyszłość. Ktoś się nim zajmuje i z mozołem przywraca mu  dawny wspaniały wygląd.

 Pałac stoi bokiem do drogi (to standard - ale dlaczego?) i niewiele widać zza bramy. 

Ale po wlezieniu komuś prawie na podwórko udało się zrobić zdjęcie od frontu. Ktoś tu mieszka i ktoś tu coś robi. 

 Pałac od strony parku.


I tu ciekawostka. Pałac jak widać skład się z dwóch  bardzo różniących się od siebie skrzydeł zaburzających symetrię obiektu. Najczęściej powodem takiego stanu rzeczy była pilna potrzeba rozbudowania pałacu na potrzeby gospodarczo - służebne. Przykładami są pałace w Bielicach czy w Zawiszy 
Tu jest inaczej ponieważ dobudówką jest... bardziej reprezentacyjna wschodnia część pokryta mansardowym dachem i z portykiem od strony parkowej, który widać na zdjęciu. To ta skromna zachodnia cześć pałacu była postawiona wcześniej i pochodzi z pierwszej ćwierci XIX wieku!  

O historii pałacu w sumie niewiele jest ogólnodostępnej wiedzy. Pierwsza informacja o właścicielach wsi pojawia się dopiero w XVIII wieku - była nimi rodzina von Oppen. Po 1828 roku majątek był w posiadaniu rodziny Petsch. W połowie XIX wieku kolejnym właścicielem dóbr rzeczyckich jest rodzina Arnous a po niej książęta zu Lӧwenstein-Wertheim-Freudenberg. Posiadali ten majątek jeszcze na początku XX wieku. Ostatnim właścicielem dóbr była rodzina Müller. O dalszych losach posiadłości internet milczy...

I na pałacu kończymy naszą dzisiejszą listę atrakcji. Ileż jeszcze podobnych perełek odkryjemy w okolicznych lasach i wioskach?



Komentarze

  1. Byłam kiedyś na kolonii w Koziczynie; w 1983 roku; ten dom koziczyn to po wojnie był ośrodek zakładów zbożowych; to dość duży kompleks; przed wojna i w czasie wojny to była jednostka wojskowa luftwaffe; kompleks składa się z kuchni i jadalni jako osobnego obiektu, 2lub 3 budynków koszarów , pamiętam były tam duże sale a w piwnicach były łaźnie i umywalnie; były też 2 lub 4 domy oficerów; miały po 2 piętra , na każdym piętrze były po 2 pokoje, w sumie w 1 domku było ich 6 ;przy wejściu do domu była toaleta; do umywalni i pryszniców schodziło się do piwnicy, tam też były następne toalety; pamoetam że był tam murek i pod nim składaliśmy nasze skarby znalezione w lesie, a była to broń, hełmy wojskowe, łuski z nabojów ; mieliśmy trochę pecha bo środku turnusu wysiadł transformator zasilający cały ośrodek; więc chodziliśmy myć się do rzeki; do kuchni przywożono wodę cysternami; co ciekawe, nie przerwano kolonii; problem był z toaletą, ponad 100 dzieci musiało gdzieś załatwiać swoje potrzeby; więc chodziliśmy do lasu; jak widać nikt nas nie porwał; z czasem trzeba było chodzić coraz dalej; za ośrodkiem był pas startowy, który obsadzono sosnami w 1983 miały ok 30 lat; z tyłu ośrodka było drugie wyjście, właśnie do lasu i nad jezioro; cudowny czas wędrówek, pływania w jeziorze; nie było prądu, ale jakoś daliśmy radę, pranie robiło się też w rzece; nie zjadła nas czerwonka,ani wszy, czy inna zaraza ; pamiętam nowych właścicieli willi przy wjeździe do wsi, zaczęli remont,ale chyba od tego czasu zmieniali się często, bo jak widać,obiekt niszczeje; w razie pytań podaję mail bonpari@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też tam byłam na koloni to były lata 1977-79 te lata pamiętam takie budynki pojedyncze my miałyśmy z koleżanką pokój dwuosobowy na strychu ,bałyśmy się w nocy spać, w piwnicach były faktycznie łązienki, wędrówki po lesie i jezioro pamiętam bardzo dużo lasów wokoło , jeździliśmy do Cybinki, Rzepina i była wycieczka do Frankfurtu nad Odrą.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Niemcy- część 2 (Drezno)

Lubuskie- część 9 (Szydłów - zapomniana wieś, zaginiona twierdza)