Niemcy - część 7 (Wernigerode)

Do tej pory w naszych wycieczkach po Niemczech pozostawaliśmy w przygranicznych landach Brandenburgia i Saksonia. Tym razem celem naszej wyprawy będzie nieco dalej położona Saksonia- Anhalt i ukryty w górach Harzu niesamowity zamek Wernigerode oraz miasteczko o tej samej nazwie. 

Pewnie trudno będzie w to uwierzyć, ale pomimo, że interesujemy się zamkami i pałacami, o Wernigerode nigdy wcześniej nie słyszeliśmy. Pomysł na jego odwiedzenie pojawił się spontanicznie, po obejrzeniu kilku fotografii znalezionych w internecie. Tym razem internet nie kłamał, a nawet wręcz przeciwnie, materiały nie oddawały całego uroku tego miejsca, które okazało się jedną z najfajniejszych miejscówek, jakie udało się nam jak na razie odwiedzić w Niemczech. Dla zainteresowanych podpowiem, że od polskiej granicy dzieli je około 360 kilometrów, więc jest w zasięgu jednodniowej wyprawy.


Średniowiecznym zwyczajem zamek położony jest na wzgórzu i przepięknie góruje nad miastem. Po zostawieniu samochodu na dolnym parkingu w Wernigerode rozpoczęliśmy wspinaczkę wąskimi uliczkami, aż po jakichś 20 minutach dotarliśmy do potężnych murów... i ciągnącej się wzdłuż nich kolejki. Jak widać nie tylko my wpadliśmy na pomysł zwiedzenia zamku. Na szczęście kolejka posuwała się szybko, a my wykorzystaliśmy czas oczekiwania na dokładne obejrzenie zewnętrznych elewacji i podziwianie panoramy z zamkowego tarasu. 

Jak widać, kolejka przed wejściem jest niemała i trzeba było odczekać dobre 20 minut (głownie z uwagi na ograniczenia w ilości wpuszczanych osób związane z pandemią). Jednak tak tłoczno nie jest przez cały dzień. To zdjęcie zrobiliśmy przed południem....

... a to zdjęcie zrobiliśmy dwie godziny później. 
Spójrzcie przy okazji na wieże- nie znajdziecie dwóch takich samych. 

Widniejące na środkowym herbie pstrągi to średniowieczny herb grafów von Wernigerode, a jeleń to herb rodu von Stolbergów. Symbole te będą się powtarzać w wielu miejscach zamku.


Zamkowe tarasy.

Tak wygląda miasteczko Wernigerode oglądane z górnego tarasu.


Pora chyba na kilka słów o historii zamku Wernigerode. Pierwsze wzmianki o kamiennym obronnym założeniu na tym wzgórzu pochodzą z początku XII wieku. Co ciekawe, to zamek powstał nad istniejącym już miasteczkiem Wernigerode, a nie miasteczko uformowało się w pobliżu zamku. W pobliżu przecinały się dwa szlaki handlowe i powstanie zamku przyczyniło się do rozwoju miasteczka- w jego pobliżu chętnie osiedlali się kupcy i rzemieślnicy, którzy czuli się tutaj chronieni. Zamek wielokrotnie przystosowywano do aktualnych potrzeb- pod koniec XV wieku dobudowano skrzydło w stylu późnogotyckim, w XVI wieku powstała część renesansowa, a po wojnie 30-letniej pod koniec XVII wieku całość przebudowano na barokowy zamek rezydencyjny (czyli już nie obronny, a bardziej reprezentacyjny), zamykając całość w obrębie biegnących dookoła murów. Ostatnia znacząca przebudowa miała miejsce w drugiej połowie XIX wieku, gdy zamek stał się siedzibą Wicekanclerza Rzeszy Niemieckiej (zastępcy Kanclerza Bismarcka), grafa Ottona zu Stolberg-Wernigerode. Prowincjonalny i nieco przestarzały zamek przekształcił on w reprezentacyjną noegotycką rezydencję, inwestując w wystrój pomieszczeń i bogate dekoracje dziedzińca wewnętrznego. 

Uzbrojeni w powyższą wiedzę udajemy się do wnętrza zamku. Trasa zwiedzania (na szczęście indywidualnego, a nie z przewodnikiem) widzie bogatą renesansową klatką schodową na dziedziniec wewnętrzny. To jest pierwsza niespodzianka w zamku- od zewnątrz różnica poziomów jest sprytnie zamaskowana (spójrzcie na początkowe zdjęcie, wszystko wydaje się być na jednym poziomie) i dopiero kiedy się jest w środku, okazuje się, że czeka nas kolejna wspinaczka. No a drugą niespodzianką jest sam dziedziniec wewnętrzny, wyglądający po prostu jak z bajki. 

Po prawej stronie kamiennych stopni widać, jak przez dziesiątki lat wydeptano w nich wgłębienia.

Pomimo, że cały czas idziemy w górę, za chwilę znowu będziemy na poziomie gruntu.

Z klatki schodowej na dziedziniec wychodzi się przez widoczny w tle kamienny portal.

Na dekoracji dziedzińca podczas ostatniej przebudowy nie oszczędzano.

Schodów i dachów strzegą fantastyczne zwierzęta.








Precyzja rzeźbienia jest zachwycająca. Oddano nawet zmarszczki na twarzy grafa. 


Nawet drzwi dopasowano stylem do dziedzińca.

Obok fontanny ustawiono kilka stolików, przy których można napić się kawy 
i na spokojnie podziwiać piękno dziedzińca.



Po odsapnięciu na zamkowym dziedzińcu pora na zwiedzanie wnętrz. Trasa wiedzie przez położone na dwóch kondygnacjach kilkanaście dobrze wyposażonych i ozdobionych wymyślną stolarką pomieszczeń mieszkalnych, jadalnię, salę balową i kaplicę (łącznie w zamku pomieszczeń jest ponad 250, ale kto by to ogarnął...). Wyposażenie jest w dużej mierze oryginalne, bo rodzina zu Stolberg-Wernigerode mieszkała tutaj do 1929 roku, a potem przekształciła zamek w muzeum. Po II wojnie światowej wojska radzieckie zniszczyły wszystko, co miało związek z militariami (historyczne zbiory broni i mundurów z różnych epok, a nawet obrazy, na których ktoś występował w mundurze), ale nie obrabowały zamku doszczętnie. Powojenne władze miały przez chwilę pomysł aby zamek wysadzić w powietrze, oczywiście po wywłaszczeniu dotychczasowych właścicieli, ale na szczęście ktoś wpadł na błyskotliwy pomysł jego ocalenia i od 1949 roku prze cały okres NRD obiekt funkcjonował jako "muzeum feudalizmu", gdzie pokazywano wyzysk i nierówność społeczną słusznie minionych czasów. W tym celu część pomieszczeń "udekorowano" słomą i innymi elementami obrazującymi "niewolniczą pracę i ucisk klas niższych". Po zjednoczeniu Niemiec zlikwidowano jednak wszystkie pozostałości po retoryce NRD (a może trzeba było jako ciekawostkę zostawić taką jedną salę?) i powrócono do koncepcji "muzeum zamkowego".








Zamkową kaplicę na życzenie von Stolberga zaprojektował wiedeński architekt Friedrich von Schmidt.

Ciekawostka- takie atrtefakty znaleźliśmy beztrosko porzucone w jednym z bocznych korytarzy. 


Po nasyceniu się atmosferą zamku postanawiamy wykorzystać resztę dnia na wizytę w widzianym z tarasów miasteczku Wernigerode. Droga w dół okazuje się jakby krótsza i zdecydowanie przyjemniejsza od porannej wspinaczki do zamku. 

Brama wyprowadza nas na podzamcze.

Ten biały budynek opatrzony jest nad drzwiami datą "Anno 1758".

Zamkowa kaplica widziana od strony podzamcza.

Niestety tu i ówdzie pojawiają się niepokojące pęknięcia.

W wielu miejscach założono klamry zabezpieczające przed dalszymi uszkodzeniami.

W drodze powrotnej mijamy pełne turystów ciuchcie kursujące z dolnego parkingu do zamku.

Jak widać chętnych nie brakuje.


My tymczasem pieszo docieramy na wernigerodzką starówkę i po raz kolejny tego dnia przeżywamy niespodziankę. Tu naprawdę postarano się o zachowanie klimatu, który przenosi nas w czasy sprzed kilkuset lat. 




Jeszcze jeden rzut oka na zamek. Z tej perspektywy nie wydaje się szczególnie duży.

Starówka to raj dla miłośników domów szachulcowych. Zachwyciło nas, jak "nieinwazyjnie" wkomponowano w te domy sklepiki. Żadnych reklam ani psujących efekt szyldów!

A tu rzadkość- ratusz zbudowany w stylu szachulcowym. 
Kiedyś był to dom mieszkalny, który służył za "zapasową" miejską rezydencję cesarską.

Plac przed ratuszem tętni życiem.









Wernigerode położone jest w górach Harzu, które według tradycji są siedzibą czarownic. Podobno raz do roku w noc Walpurgii na pobliskim szczycie Brocken będącym najwyższym wzniesieniem Harzu (1142 m.n.p.m.) odbywa się ich sabat. Ot, taka nasza Babia Góra.


Informacje praktyczne:
dojazd i parking: do Wernigerode dojechać można koleją lub samochodem. Jeśli zdecydujecie się na samochód, trzeba go zostawić na parkingu w mieście, bo przy samym zamku nie ma możliwości parkowania. Parking w mieście jest płatny, koszt biletu całodniowego na największym parkingu "Altstadt/Schloss" to 2,50 euro. Z parkingu do zamku idzie się pieszo spokojnym tempem około 25 minut. 
godziny otwarcia i koszty: zamek można zwiedzać w godzinach 10-18, bilet wstępu kosztuje 7 euro (dzieci do 14. roku życia 3,50)
przydatne linki: strona zamku Wernigerode TUTAJ, strona informacji turystycznej miasta Wernigerode TUTAJ



Komentarze

  1. Zdecydowanie Niemcy są w części górskiej bardziej ciekawe. Lubimy tam jeździć na narty. Chociaż ostatnio na https://eski.pl/ znalazłem świetny kurort w Austrii i chyba zmienimy swoją lokalizację na ferie zimowe co roku.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Niemcy- część 2 (Drezno)

Lubuskie- część 9 (Szydłów - zapomniana wieś, zaginiona twierdza)