Albania - część 3 (Butrint)

W poprzedniej części naszej opowieści o Albanii (TUTAJ) oprowadzaliśmy Was po Sarandzie. Tym razem wybierzemy się kawałek dalej, do wpisanych na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO pozostałości starożytnego miasta Butrint otoczonych parkiem narodowym o tej samej nazwie. Innymi słowami czeka nas bardzo przyjemne obcowanie z historią i lekki trekking- dla każdego coś miłego. 


Po niecałych dwóch dniach spędzonych na plaży w Sarandzie uznaliśmy, że najwyższa pora na odmianę i wczesnym rankiem ruszyliśmy w kierunku przystanku (pamiętacie charakterystyczne drzewo pokazane przez nas w poprzedniej części? to właśnie tam!), skąd co godzinę odjeżdża autobus do Butrintu. Przyznać musimy, że nie do końca wiedzieliśmy, na ile ciekawy jest to zabytek, ale być w Sarandzie i nie wybrać się do pobliskich antycznych ruin? Dla miłośników starożytności to nie do pomyślenia.

Autobus nie jest klimatyzowany, jedzie około 40 minut, po drodze zatrzymuje się kilka razy w Sarandzie i Ksamilu, więc na miejsce dojeżdża mocno obładowany i wyjście z niego stanowi niemałą ulgę. Przy okazji rozbawiła nas reklama wycieczek po Poczdamie na boku autobusu, która jak obstawiamy jest pozostałością wcześniejszej kariery tego pojazdu w Niemczech (a o Poczdamie pisaliśmy TUTAJ).

Podczas kupowania biletów wstępu przeżyliśmy zabawną sytuację, bo zorientowaliśmy się, że Butrint figuruje na banknocie 2000-lekowym, na co wcześniej kompletnie nie zwróciliśmy uwagi. A przecież to bardzo czytelny znak, że trafiliśmy do jednego z najważniejszych zabytków Albanii!


Kilka słów o tym, czym właściwie jest Butrint. Cóż, w dużym skrócie dzisiaj są to ruiny antycznego miasta, które założone zostało między X a VIII wiekiem p.n.e. Sama nazwa osady- Buthrotum- pochodzi od łacińskiego słowa oznaczającego rannego byka. Według jednego z greckich mitów rzeczony byk miał być złożony w ofierze na pobliskiej wyspie Korfu, ale zdołał uciec i przepłynąć na stały ląd. Uznano to za dobry omen i znak od bogów, aby założyć miasto w miejscu, gdzie zwierzę wylądowało. Jakkolwiek dziwnie nie brzmiałaby ta opowieść, faktem jest że lokalizacja Butrintu była bardzo strategiczna, bo przy odpowiednim ufortyfikowaniu pozwalała kontrolować drogę morską prowadzącą do Korfu. Patronem Butrintu i głównym czczonym tu greckim bogiem był Asklepios, opiekun sztuki lekarskiej.
W kolejnych wiekach osada trafiła pod protektorat rzymski jako część Macedonii. Rzymscy osadnicy zbudowali imponujące miasto z akweduktem, amfiteatrem i wielkim forum. W szczytowym okresie był to główny port Epiru, niestety później nieszczególnie przysłużyły mu się trzęsienie ziemi i wędrówki ludów w okolicach VI wieku n.e. Przez kolejne stulecia region przechodził we władanie Bizancjum, Wenecjan, Imperium Osmańskiego, a nawet Francji, a Butrint pustoszał, aż w końcu nie pozostało z niego nic poza pochodzącymi z różnych epok ruinami.

A oto i byk, choć tutaj występuje w towarzystwie atakującego go lwa. Miejsce to nosi nazwę Lwiej Bramy i jedną z atrakcji jest przechodzenie pod nią (trzeba się sporo schylić). Jeśli dobrze popatrzycie, zorientujecie się, że z tyłu jest większa brama. Najwyraźniej warstwę muru z płaskorzeźbą dobudowano później, aby ułatwić ochronę tego przejścia.


No dobrze, pora zacząć zwiedzanie. Poruszanie się po poszczególnych miejscach bardzo ułatwione jest przez umieszczone wszędzie plansze ze szkicami i opisami po angielsku. Przy wejściu dostaje się plan z zaznaczoną trasą, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby indywidualnie ustalić kolejność poruszania się, szczególnie gdy trafi się na tłumy idące w jednym kierunku. W sumie nie ma to większego znaczenia, bo wykopaliska i tak pochodzą z różnych epok, więc nie popsujemy sobie chronologii. Trzeba jednak mieć świadomość, że ruiny rozsiane są na sporym terenie i w którymś momencie dopadnie nas zmęczenie. 

Trasa zwiedzania zaczyna się przy rzymskim forum i amfiteatrze. Na zdjęciu widać, jak wygląda to teraz, poniżej zobaczycie za to, jak było kiedyś. Takie tablice są bardzo pomocne przy próbach wyobrażenia sobie dawnej świetności miasta.




Jak widać, pochodzący z III w.p.n.e. amfiteatr jest najbardziej obleganym punktem zwiedzania. 
W innych miejscach nie spotkamy już takich tłumów (no chyba, że trafi się jakaś wycieczka z przewodnikiem).

Rozbudowana przez Rzymian widownia mogła pomieścić do 2500 osób. 

Sanktuarium Asklepiosa powstałe w IV w p.n.e. Otaczające je wody miały podobno siłę uzdrawiającą.



Jak widać, dziś z uzdrawiających wód korzystają okoliczni mieszkańcy ;-)



Baptysterium (budowla służąca do obrzędów chrztu) z czasów bizantyjskich. 
Oryginalnie ozdobione było przepięknymi mozaikami na podłodze i ścianach.

Fontanna Nimf przy głównej drodze prowadzącej kiedyś do miasta od strony Bramy Wodnej. Oryginalnie postawiono dwie takie fontanny, po obu stronach drogi, ale zachowała się tylko ta. 




Wielka Bazylika z VI w n.e. Do XVIII wieku był to czynnie działający kościół. 






Jak pięknie widać tutaj kunszt starożytnych budowniczych.

Pozostałości murów obronnych.


W centralnej części wykopalisk, w dawnym zamku weneckim, utworzono niewielkie muzeum, gdzie można obejrzeć pozostałości po dawnej świetności miasta. Byłoby ich zapewne więcej, gdyby przez lata obiektem nie interesowali się rabusie. Doczytałam się, że ostatnie wielkie plądrowanie miało miejsce bardzo niedawno, bo pod koniec XX wieku, wskutek czego w 1997 roku Butrint wpisano na listę zabytków zagrożonych. Na szczęście dzięki podjętym na szeroką skalę pracom zabezpieczającym obiekt można było wykreślić z tej listy już w 2005 roku. 
Dojście do muzeum było jednym z trudniejszych odcinków zwiedzania, bo położone jest ono na wzgórzu i trzeba się tam wspiąć po całym szeregu nierównych kamiennych stopni. My odwiedzaliśmy Butrint w ciepły dzień krótko po deszczu, więc stopnie były śliskie, a powietrze lepkie od parującej wody. Z jaką ulgą przyssałam się do butelki wody, gdy wreszcie osiągnęliśmy cel!


Muzeum ulokowano w pozostałościach zamku z czasów weneckich.

Niestety tak już jest, że starożytne posągi bardzo często przez wieki tracą głowy i ręce. 






Z dachu muzeum rozciąga się przepiękny widok.


Jak już pisałam na początku, Butrint to nie tylko miejsce archeologiczne, ale także park narodowy. Jeśli nie jesteście miłośnikami historii, mimo wszystko rozważyć warto wizytę w tym miejscu dla samych widoków i możliwość spaceru leśnymi ścieżkami.








Wychodząc z kompleksu Butrintu zaobserwowaliśmy jeszcze jedną ciekawostkę- lekko przerażający drewniany prom przewożący samochody. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że kawałek dalej znajduje się oficjalne lądowe przejście graniczne z Grecją Qafe Bote. Okazało się też, że miejsce to ma za sobą chwilę sławy- zostało uwiecznione w jednym z odcinków serii Top Gear, w którym ekipa podróżowała po Albanii, a potem przeprawiała się do Grecji (do obejrzenia TUTAJ, scena z promem znajduje się w 2. części 2:40)


Po drugiej stronie kanału widać także pozostałości zamku Alego Paszy z czasów osmańskich.

Informacje praktyczne:
- koszt biletu autobusowego w jedną stronę na trasie Saranda-Butrint to 100 leke od osoby, opłatę pobiera konduktor podczas jazdy;
- koszt biletu wstępu to 700 leke od osoby (300 leke od obywateli albańskich), przy grupie co najmniej 10 osób dostępna jest zniżka i bilet kosztuje 500 leke. Sami tak nie zrobiliśmy, ale słyszeliśmy rodaków dogadujących się przed wejściem na bycie "grupą" aby kupić tańsze bilety;
- na zwiedzanie trzeba przeznaczyć 2-3 godziny spokojnym tempem. Koniecznie trzeba mieć wygodne buty, bo teren jest spory i zróżnicowany, warto mieć ze sobą wodę i drobne przekąski (w środku jest restauracja, ale strasznie oblegana). Uwaga- niestety poza restauracją/budynkiem muzeum nie ma dostępnej publicznej toalety.
- ciekawa strona (po angielsku): https://www.butrintfoundation.co.uk/


Podsumowując- czy uważamy wycieczkę do Butrintu za dobry pomysł? Tak. Nie jest to może zabytek na miarę włoskich Pompejów czy tureckiego Efesu (o Efesie poczytacie na naszym tureckim blogu TUTAJ), ale daje możliwość zobaczenia Albanii w nieco innej odsłonie. Mało tego, po kilku godzinach spędzonych na chodzeniu po tym niemałym kompleksie z przyjemnością wraca się do pluskania w morzu i plażowego lenistwa. 

Komentarze

  1. Ten wpis jest bardzo interesujący

    OdpowiedzUsuń
  2. Podpowiedzcie mi, co pięknego można zobaczyć w Albanii? Nigdy nie byłam, ale kiedyś chętnie pojadę na wakacje. Na pewno rozglądam się za tym, co można zobaczyć i nie ukrywam, że gdzieś z tyłu głowy dalej jest Polska i pływanie łódką. łódkę jestem w stanie wypożyczyć, ale potrzebna będzie jeszcze przyczepa podłodziowa . Czy orientujecie się, czy dostępne są jakieś wypożyczalnie czy tylko można taką przyczepę kupić? No i kolejny ważny warunek - musi pasować do łodzi.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Niemcy- część 2 (Drezno)

Lubuskie- część 9 (Szydłów - zapomniana wieś, zaginiona twierdza)