Dolny Śląsk - część 7 (Wilkostów - Kliczków)

Wracamy do klimatów pałacowo-dworkowo-zamkowych, tym razem przemierzając trochę inny zakątek Dolnego Śląska. Ten region nie przestaje zaskakiwać!
Tym razem droga zawiodła nas spod Wrocławia do zamku Kliczków położonego w pobliżu Bolesławca. Jednak jadąc przez Dolny Śląsk nie sposób minąć po drodze kilku pałaców i innych ciekawych obiektów. A skoro już je mijaliśmy, to nie wypadało nie zrobić paru zdjęć. Oto one:


WILKOSTÓW - PAŁAC
Niewielki pałacyk z roku 1870. Po wojnie własność PGR-u, w której zamieszkiwali robotnicy tutejszego gospodarstwa rolnego. Na szczęście nie został mocno zniszczony w tzw. etapie przejściowym i dziś można go oglądać w pełni blasku, po gruntownym remoncie. Niestety tylko z daleka, ponieważ stanowi własność prywatną i nie każdy lubi, jak ktoś mu chodzi z aparatem po podwórku. 

Niestety fronton pałacu można było sfotografować tylko z dala, zza płotu posesji 

Tyły pałacu były znacznie bliżej ogrodzenia 
foto dolny-slask.org pl
A tak wyglądał przed remontem 

BIAŁKÓW - DWÓR
Dwór z roku 1763 rozbudowany o skrzydło zachodnie w roku 1860. Tak jak poprzedni pałac, po 1945 we władaniu PGR-u, a obecnie odnowiony jest własnością  prywatną.



CIECHÓW - PAŁAC
Neoklasycystyczny pałac wybudowany w 1840 roku. Dziś w rękach prywatnych i jak widać remontowany.  

 Kolejne zdjęcie zza płotu 

 Jak wskazuje ta pięknie pomalowana brama broniąca dostępu do pałacu, był on wcześniej częścią jakiegoś zakładu rolniczego lub czegoś w podobnym stylu  


CHEŁM- PAŁAC
Pałac wybudowany  w roku 1822 na bazie renesansowego dworu z roku 1582. Przynajmniej tak wskazuje zachowana tablica erekcyjna z herbami nad portalem wejściowym. Niestety, nie dane nam było jej zobaczyć osobiście, ponieważ pałac jest w rękach prywatnych i dostępu do niego strzeże wysoki płot.  


Tu ten sam pałac na starej pocztówce. Widać, jak bardzo zubożał architektonicznie przez te wszystkie lata 
 foto dolny-slask.org.pl
Niestety nie udało nam się osobiście zobaczyć tej tablicy


KRUSZYN - OBELISK
Tuż przed Bolesławcem wypatrzyliśmy przy drodze ciekawą "kapliczkę". Musieliśmy się zatrzymać i obadać sprawę. Okazało się że jest o obelisk wzniesiony "Dzielnemu rosyjskiemu huzarowi Natalotschka od jego pułkownika C von Reutern, 21 sierpnia 1813 roku." Ciekawa sprawa. Natalotschka brzmi jakby to była kobieta. Hmm... Huzar kobieta ? 

Poczytaliśmy oczywiście o tym w internetach i dowiedzieliśmy się co następuje: 
21 sierpnia 1813 roku pomiędzy 3. korpusem pod dowództwem marszałka Neya, a oddziałami rosyjskim doszło do bitwy pod Bolesławcem. Przynajmniej Francuzi nazywają to bitwą, bo tak naprawdę zważywszy na liczbę wojsk była to bardziej potyczka. Owa potyczka zakończyła się zwycięstwem Francuzów. Ale wracając do samego obelisku- podczas wspomnianych walk
pewien huzar Natałoszka, żołnierz 2 Dywizji Huzarów, zasłonił własną  piersią pułkownika z Aleksandryjskiego Puku Huzarów o nazwisku Krzysztof Romanowicz von Reutern. Pułkownik ten z wdzięczności za ocalenie życia i dla upamiętnienia tego bohaterskiego wyczynu postawił żołnierzowi właśnie ten oto obelisk. 
Z punktu widzenia Polaków to szkoda, że tak się właśnie stało i że wówczas ów pułkownik ocalał, ponieważ w późniejszych czasach został mianowany generałem - porucznikiem i w roku 1831 krwawo tłumił powstanie listopadowe. To właśnie Krzysztof Romanowicz von Reutern po bitwie pod Daszowem na Podolu ścigał niedobitki polskich sił aż do granicy austriackiej.



Jak widać podczas renowacji w 1972 obelisk stracił kulę, a zyskał krzyż. W końcu to Polska, zatem krzyż musi być. Ogrodzenie też nie przetrwało próby czasu lub pazerności złomiarzy.


Po drugiej stronie cokołu widnieje napis, który upamiętnia renowację pomnika przeprowadzoną przez syna pułkownika. Brzmi on: Renowacja roku 1879 roku przez syna Michała von Reutern, carskiego rosyjskiego Rzeczywistego Tajnego Radcę. Jest też już polski wpis dokonany podczas kolejnej renowacji obelisku : Renowacja 1972.


Ktoś wpadł na niedorzeczny w/g nas pomysł, żeby na obelisku zamontować nową tablicę z tłumaczeniem na polski. Żeby chociaż ona była czytelna, ale niestety kompletnie nic nie można z niej wyczytać i tylko szpeci całość. 


Wracając jeszcze  do dzielnego huzara- w internecie krąży teoria, że  Natalotschka była w rzeczywistości kobietą, lecz uczyniono z niej na obelisku huzara, by nie wywoływać skandalu. Byłaby to tym samym zarazem romantyczna i dramatyczna historia... ale zapewne wersja ta jest nieprawdziwa.      

KRUSZYN- SECESYJNA KAMIENICA
Przy tej samej drodze stoi jeszcze jeden ciekawy obiekt, który choć nie wpisuje się dosłownie w klimaty pałacowo-zamkowe, to jednak zasługuje na wzmiankę z racji swej oryginalności. To piękny przykład secesyjnej kamienicy z bogato zdobioną elewacją. W porównaniu do innych stylów w architekturze secesja nie trwała zbyt długo, zatem nie ma zbyt dużo budynków w tym stylu, a jeśli już stoją, to zwykle mocno zniszczone. Niestety secesja jako dość młody styl jest też trochę po macoszemu traktowana przez służby konserwatorskie i rzadko budynki w tym stylu są obejmowane opieką konserwatorską. Sprawia to, że powoli te płynne asymetryczne linie zdobień tak charakterystyczne dla secesji niestety znikają pod nowymi tynkami w czasie kolejnych remontów starych domów i kamienic. 

Może kiedyś ta kamienica również zostanie uznana za zabytek i przestanie być wykorzystywana jako platforma reklamowa. 

BOLESŁAWIEC - WIADUKT KOLEJOWY
Przejeżdżając przez Bolesławiec drogą nr 94, trudno nie zauważyć ogromnego wiaduktu przypominającego swym wyglądem rzymskie akwedukty. Ten wykonany z żółtego piaskowca wydobytego z pobliskiego kamieniołomu w Dobrej wiadukt został zaprojektowany przez bolesławieckiego architekta Fryderyka Engelhardta Gansela i oddany do użytku w 1864 roku. Jak podaje Wikipedia most ma 490 m długości, 26 metrów wysokości i aż 35 przęseł. To jeden z najdłuższych tego typu wiaduktów w Europie i w jeden z filarów jest wmurowana tablica podkreślająca ten fakt, ale o tym niestety dowiedzieliśmy się dopiero po przyjeździe do domu, kiedy zaczęliśmy grzebać w internecie w poszukiwaniu informacji o tym wiadukcie.



foto z fluidi.pl
O tej tablicy dowiedzieliśmy się dopiero z internetu. Jak widać, po wojnie zastąpiła ona oryginalną niemiecką tablicę pamiątkową.


KLICZKÓW - ZAMEK
I w końcu dojechaliśmy do uroczej miejscowości Osiecznica, do której przylegają włości Kliczkowa, i przekroczywszy zamkową bramę długą i piękną aleją udaliśmy się do zamku. 

Zamek Kliczków jest utrzymany w naszym ulubionym stylu eklektycznym, który ma to do siebie, że łączy kilka różnych trendów architektonicznych istniejących jednocześnie obok siebie w obrębie jednego obiektu. Bardzo często ten efekt jest zamierzony już w fazie projektowania budowli, kiedy to właściciel postanowił iść w modny np. w XIX wieku styl historyzujący i nadać swej rezydencji wygląd neobarokowy, neorenesansowy czy neogotycki. Albo iść na całość i łączyć w dowolny sposób te style, osiągając właśnie taką czasem przyprawiającą o ból głowy eklektyczną mieszankę. Najlepszym przykładem takiego miszmaszu jest zamek w Mosznej (ale o tym w innym naszym wpisie). 
Eklektyzm w Kliczkowie jest wynikiem  przede wszystkim licznych przebudów w XIX wieku, które zostały poczynione z inicjatywy ówczesnych właścicieli zamku - rodziny Solm-Tecklenburg oraz później hrabiego Fryderyka zu Solmsa-Barutha. Wówczas to np. dodano do renesansowej bryły zamku neogotycką wieżę, wybudowano nowe szczyty, ułożono galerie komunikacyjne, praktycznie całkowicie zmieniono wystrój wnętrz i wzbogacono elewacje o nowe portale.

Zamek przed licznymi przebudowami. 

Wszystkie te przebudowy nadały zamkowi dzisiejszą bardzo ciekawą, skomplikowaną architektonicznie bryłę pełną zaułków, przejść, wież, wieżyczek, wykuszy i co tam tylko udało się wymyślić i wybudować projektantom i właścicielom zamku. Dostaliśmy lekkiego oczopląsu od tego bogactwa detali. Nie wiadomo gdzie najpierw obiektyw skierować.   

Obrośnięty bluszczem front zamku przed 1945 rokiem.
Foto z kliczkow.com.pl
I zamek dzisiaj. 
Foto z kliczkow.com.pl
 Widok z góry pokazuje, że jest tu co zwiedzać. 


Brama z piękną aleją prowadzącą do zamku. Co dziwne, słupy choć podobne, to jednak różne. Prawy słup nie dosyć że pozbawiony kartusza, to całkiem inaczej wykończony. Z lewej boniowany piaskowcem, a z prawej nieregularny kamień łamany. Czemu tak się stało?     


Podejrzewamy, że z prawej strony kartusz również był podtrzymywany przez lwa. 

Południowa elewacja z głównym wejściem do zamku. Widać ogromną różnicę w architekturze pomiędzy skrzydłem umieszczonym na lewo i na prawo od wieży. 


Południową i wschodnią część zamku otaczają  pozostałości fosy.  


Do zamku wchodzi się przez pięknie zdobiony portal zwieńczony czymś, co w architekturze nazywa się przerywanym naczółkiem segmentowym. 


 Kartusz herbowy umieszczony na wieży bramnej.

I kolejny kartusz, tym razem z ornamentem zwijanym (rollwerkiem), jako ozdoba portalu wejściowego.


Najstarsza renesansowa część zamku.

Ta sama część zamku od strony południowo - zachodniej.

Neogotycka wieża z 1810 roku przyklejona do renesansowej bryły zamku. Wieża została nazwana "Jenny"  przez jednego z właścicieli zamku hrabiego Hansa Heinricha Hermana na cześć jego córki.  

Czy takie zestawienie całkowicie odmiennych stylów w architekturze ubogaca, czy też oszpeca? Zdania jak zawsze podzielone. Ja uważam, że to zależy od tego, w jaki sposób to zostało zrobione.   

Widok na zamek od strony parku. Po lewej stronie widać konstrukcję dawnej ujeżdżalni dla koni z XIX wieku. Dziś mieści się tam basen hotelowy. Wzdłuż skrzydła rozciąga się galeria oficjalistów.

Data na zworniku znajdującym się nad wejściem do zamku od północnej strony.

Skrzydło południowe od strony dziedzińca i brama wjazdowa.

Ślady głębokiego PRL'u na murach zamku. Te propagandowe napisy datuje się na lata 40-ste XXwieku. Czy powinno się je wymazać, czy też pozostawić jako świadectwo historii najnowszej? Jak zawsze zdania są podzielone ale właściciele zamku postanowili zostawić te napisy jako ciekawostkę ku pamięci przyszłych pokoleń oraz jako ślad po komunistycznej historii Polski i samego obiektu.   

Południowo - zachodni narożnik zamku od strony dziedzińca.


 Wejście z dziedzińca do zamku od strony zachodniej. Można było podjechać bryczką pod dach, by jaśniepaństwo nie zmokło wchodząc do zamku.   


Detale architektoniczne.



Ten daszek skrywał miejsce, gdzie kruszała upolowana zwierzyna.

Prawa strona północnego skrzydła zamku od strony dziedzińca i wejście do recepcji hotelowej. 


Kiedyś w tym skrzydle mieściła się stajnia. Z tamtego okresu w środku zachowało się nadal mnóstwo elementów wyposażenia. Nadal są nawet koryta czy oryginalne płytki ścienne.
   
Cześć lewa skrzydła oficjalistów. 

Tyły renesansowej części zamku oraz wieża "Jenny".


Przejście z dziedzińca na zachodnią stronę zamku.

Jeden z ozdobnych portali na dziedzińcu zamkowym. 

Kolejne propagandowe hasła z okresu PRLu tym umieszczone naprzeciwko wejścia do zamku.  




Niestety po wojnie, w czasach kiedy nikt się nie liczył z zabytkowością zabytku zdarzało się, że jakiś pałac czy zamek był przystosowywany na potrzeby szkoły czy jakiegoś urzędu, tracąc niestety przy tym nieodwracalnie swój pałacowy charakter. Zmieniano układ wnętrz dzieląc duże sale na mniejsze, wymieniano drewniane schody na betonowe, wymieniano stare okna dorzucając do tego parapety z lastrika itd. Ewidentnym przykładem takiego pałacu którego wnętrza utraciły swój pierwotny charakter jest chociażby pałac w Radzikowie.     
Na szczęście jeśli chodzi zamek w Kliczkowie, to architektura wnętrza w dużej mierze oparła się zmieniającym się czasom i pozostała taka, jaką ją zostawili ostatni niemieccy właściciele pałacu. 
Wyjątek stanowi tu dawna wozownia, która uległa  doszczętnemu spaleniu w latach 50-tych i została odbudowana już pod użytek hotelu. Na potrzeby hotelu została też przebudowana galeria oficjalistów,  która zawaliła się w czasach PRLu, oraz zrujnowana dawna ujeżdżalnia, w której urządzono hotelowy basen.
       
Reprezentacyjne schody wewnątrz zamku.



Piękny drewniany sufit.

Zamek posiada imponującą kolekcję eklektycznych portali.


Właściciele starają się dobrać meble do stylu zamku. Chwała im za to. 


Piękny kaflowy piec, który jakimś cudem się ostał prawie nienaruszony.


Trochę odmienna w stylu bogato zdobiona sztukaterią jadalnia hotelowa. 

Tu kiedyś znajdował się zamkowy teatr. Dziś to restauracja hotelowa.



Powojenna historia jest dosyć typowa dla poniemieckiej spuścizny na ziemiach odzyskanych.

Nietypowe jest to, że po raz pierwszy zamek został rozgrabiony już w roku 1944 po nieudanym zamachu na Hitlera przez samych Niemców. Wówczas to członków rodziny właściciela majątku aresztowało gestapo, a najcenniejsze dobra zostały wywiezione z zamku. 

Potem jest już jak wszędzie. Zamek przetrwał wojnę nienaruszony, ale czego nie wywieźli Niemcy, to rabują i niszczą Rosjanie oraz napływający ze wschodu polscy szabrownicy. Zamek przejmuje Nadleśnictwo Bolesławiec, a latem i jesienią 1953 roku formuje się tutaj Komenda 14 Poligonu Artyleryjskiego, która w roku 1967 zostaje przeformowana w Ośrodek Szkolenia Poligonowego Wojsk Lądowych.

W 1970 roku obiekt przejmuje Politechnika Wrocławska, która podejmuje pierwsze próby odrestaurowania mocno już zrujnowanego zamku. Niestety, próby te przynoszą dosyć mizerny skutek. 

W latach 90-tych zamek od gminy Osiecznica nabyła firma Integer S.A. specjalizująca się w konserwacji zabytków. Obiekt zabezpieczono, a w 1999 roku zapadła decyzja o odbudowie i adaptacji obiektu na cele konferencyjno-wypoczynkowe. 
Kompleksową odbudowę i adaptację kliczkowskiego zamku na centrum hotelowo-konferencyjne zakończono w roku 2001, co jest niebywale krótkim czasem, zważywszy na ogrom prac o tak szerokim zakresie.

I jeszcze dwa zdjęcia, które odnalazłem w czeluściach internetu, przedstawiające zamek przed renowacją. Na pierwszym widać ruiny, które zostały po spalonej wozowni. Ponoć pożar zaprószyli w latach 50-tych mieszkający w tym skrzydle junacy. W takim stanie wozownia pozostawała aż do początku tego stulecia.  


Ogrom pracy przy renowacji tego zamku został jak widać doceniony. I bardzo dobrze.  

A tu ciekawostka- cmentarz dla koni z zamkowej stajni. Powstał on na zlecenie hrabiego Fryderyka zu Solms-Baruth w czasie przebudowy parku otaczającego zamek. Słyszałem tu i ówdzie że to jedyny taki cmentarz dla koni w Polsce, ale to nieprawda. Podobny cmentarz znajduje się choćby w Janowie Podlaskim. Ponoć jeszcze w latach 50-tych ubiegłego wieku na końskim cmentarzu  w Kliczkowie stało kilkanaście nagrobków, ale niestety do dnia dzisiejszego dotrwały tylko dwa, i to dosyć zdewastowane i mało czytelne. Wyczytałem, że resztę nagrobków użyto do budowy okolicznych domostw. Mimo, że jak wspomniałem napisy na nagrobkach są mało czytelne, to na jednym z nich wciąż widoczna jest inskrypcja z imieniem konia i datą jego śmierci: Juno, 1938. Poniżej wyżłobiono cztery imiona: Johann, Friedrich, Georg i Hermann. O ile Juno musi oznaczać imię konia to pozostałe imiona raczej ludzkie stanową dla mnie tajemnicę.
Oprócz koni dawni właściciele zamku grzebali na tym cmentarzu swoje ukochane psy myśliwskie  (koty raczej nie dostąpiły tego zaszczytu) .




Fundacja Pro Culturae Bono postanowiła kontynuować tradycję chowania koni z pobliskiej stajni na przyzamkowym cmentarzu. Ta sama fundacja podjęła się również rewitalizacji parku z XIX wieku, otaczającego kliczkowski zamek

Cmentarz nie znajduje się na terenie samego zamku. Żeby do niego dotrzeć, trzeba przed zamkową bramą skierować się w prawo i okrążyć posiadłość. Droga prowadzi do parku, ale nie zobaczymy z niej nagrobków, zatem w okolicach tylnej zamkowej bramy trzeba skręcić w mniejszą ścieżkę biegnącą między drzewami  i jeszcze kawałek się nią przejść. Zresztą obsługa zamku chętnie wskaże drogę każdemu zainteresowanemu.

Warto też wybrać się na spacer po okolicy. Na przykład tuż obok zamku znajduje się skromy kościółek otoczony murem z wkomponowanymi weń płytami epitafijnymi, które warto sobie obejrzeć. 










A to świadectwo historii nam bliższej.

Tuż za wsią przy drodze, schowany w lesie, znaleźliśmy też stary, zapomniany poniemiecki cmentarz.















Komentarze

  1. Będąc w Białkowe i Wilkostowie należało odwiedzić Wojnowice - zamek na wodzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Białków i Wilkostów leżały po prostu na naszej trasie, nie wybieraliśmy ich specjalnie. Do Wojnowic i paru innych okolicznych zamków/pałaców wybieramy się już niedługo.

      Usuń
  2. Słyszałam o tym zamku i zdecydowanie postaram się go odwiedzić przy mojej następnej wizycie w tej okolicy. Jak zawsze świetne informacje i zdjęcia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Niemcy- część 2 (Drezno)

Lubuskie- część 9 (Szydłów - zapomniana wieś, zaginiona twierdza)