Włochy- część 4 (Bergamo)


Dawno już nie pisaliśmy o Włoszech. Nadrabiamy to dzisiaj, wracając do ich północnego regionu Lombardia, a dokładniej mówiąc do uroczego miasteczka Bergamo, gdzie odkrywamy barwną mieszankę stylu romańskiego, gotyckiego, barokowego i neoklasycystycznego.


Do miasta tego wybraliśmy się przy okazji naszego pobytu w Mediolanie (więcej TUTAJ), kiedy to szukaliśmy miejsc, których odwiedzenie nie zajmie nam więcej niż jeden dzień. Bergamo okazało się idealnym celem takiej wycieczki, jako że od stolicy Lombardii dzieli je tylko 60 kilometrów.

Bergamo dzieli się na dwie części: obecne 120-tysięczne miasto oraz położoną 85 metrów wyżej, za weneckimi murami, część historyczną nazywaną Città Alta (czyli po prostu Stare Miasto). Nas interesowała oczywiście ta starsza część i to do niej udaliśmy się zaraz po przyjeździe.

Dolne wejście do kolejki szynowej stanowiącej najszybsze połączenie starej i nowej części Bergamo. Pierwsze wagoniki ruszyły tutaj po torach w 1887 roku, a ich ruch napędzała maszyna parowa. Obecnie trasa kolejki to 240 metrów, a maksymalne nachylenie trasy to aż 52%.


Kolejka przeniosła nas w zupełnie inny świat- z szerokich, głośnych ulic dolnego miasta przeskoczyliśmy nagle w klimatyczne uliczki późnego średniowiecza. Górna stacja znajduje się przy Piazza Mercato delle Scarpe, gdzie już od 1430 roku rzemieślnicy szyli i sprzedawali buty. Dalej do wyboru mamy kilka uliczek, ale prędzej czy później i tak dotrzemy do Piazza Vecchia, czyli głównego placu miejskiego.

Ale zanim tam dojdziemy, nie zaszkodzi kilka informacji o historii Bergamo (niecierpliwi mogą przewinąć ten fragment do nastepnych fotografii). W miejscu, gdzie obecnie jest stare miasto, stwierdzono ślady osadnictwa datujące się na XII wiek p.n.e. Około 390 roku p.n.e. Celtowie założyli tutaj swoją osadę i nazwali ją Bergheim, czyli miasto na wzgórzu. Jakiś czas później osada ta padła łupem Rzymian i zyskała nowa nazwę- Bergomum. W roku 575 n.e. zachodniogermański lud Longobardów ustanawia miasto swoją stolicą i przez kolejne stulecia trwa względy spokój, aż do czasu, gdy w roku 1098 mieszkańcy miasta buntują się przeciwko władzy biskupa i tworzą własny rząd. Sto lat później miasto wchodzi w skład Ligi Lombardzkiej zawiązanej w obronie autonomii miast północnych Włoch przeciwko niemieckiemu królowi Henrykowi Barbarossie. Od 1295 roku miastem rządzić zaczyna ród Viscontich (to ci z uroczym herbem przedstawiającym węża połykającego człowieka- opowiadałam o tym pisząc o Mediolanie TUTAJ). 1428 to rok, kiedy Bergamo podbite zostaje przez Republikę Wenecką. Kolejne stulecia to przynależność do napoleońskiej Republiki Cisalpińskiej, potem Republiki Włoskiej i Królestwa Włoch. Po Kongresie Wiedeńskim (1815) następuje zaskakująca wolta i miasto zostaje włączone do terytorium Austrii, ale nie mija nawet pół wieku, i przechodzi ono pod władanie królestwa Sardynii, aż wreszcie na dobre wchodzi w skład zjednoczonych Włoch.

Już widać, że będzie pięknie. Przy okazji wspomnieć należy, że jak łatwo się domyślić w Citta Alta praktycznie nie istnieje transport samochodowy. I dobrze, bo sądząc po włoskim stylu jazdy, to te wiekowe mury byłyby już dawno obdrapane. 

W kilku miejscach starego miasta rozstawione są takie uproszczone plany, aby turysta nie pobłądził. Nie ma jednak obawy, nawet bez nich nie da się tutaj zgubić- w razie wątpliwości wystarczy posłuchać, gdzie panuje największy harmider i tam się kierować. Na pewno trafimy na Piazza Vecchia, a przy okazji grupę azjatyckich turystów zawzięcie strzelających fotki.


Piazza Vecchia, czyli Stary Plac, jest niewielki (bo w Citta Alta wszystko jest raczej miniaturowe), ale bardzo urokliwy. Stoi przy nim jeden z najstarszych pałaców publicznych we Włoszech, pochodzący z XII wieku Palazzo della Ragione, który służył zebraniom rady miejskiej i jako sala sądowa. Sam budynek nie powala urodą, ale ma bardzo ładny balkon ze skrzydlatym lwem. Lwy podczas dzisiejszej wycieczki będą się zresztą jeszcze wiele razy pojawiać, bo z racji wenecjańskiej spuścizny są częstym motywem w regionie (dla przypomnienia- lew był symbolem przypisywanym w Biblii św. Markowi, który z kolei jest patronem Wenecji). Tuż obok palazzo wzrok przykuwa Torre Suardi, wieża miejska postawiona na przełomie XI i XII wieku, na którą oczywiście koniecznie należy się wdrapać. Uściślając- wdrapać można się jedynie do jej połowy, bo wyżej jest już mechanizm zegara i schody. Ale i tak warto.

źródło zdjęcia: Wikipedia

Balkonu nie było w pierwotnym planie, dobudowany został do palazzo dopiero później ze względów praktycznych- wygłaszano z niego obwieszczenia kierowane do mieszkańców miasta. Niestety, lew jest kopią z XX wieku, bo oryginał "pożyczyły" sobie wojska francuskie w XVI wieku.

Przy palazzo stoi marmurowy pomnik włoskiego renesansowego poety Torquato Tasso, którego ojciec należał do szlachetnie urodzonych mieszkańców Bergamo. 

A w podcieniach mamy gnomon- skrzyżowanie dawnego zegara słonecznego z kalendarzem.


Zastanawiacie się może, co to za białe obłoczki? Niestety trafiliśmy do Bergamo w czasie, gdy ktoś postanowił "upiększyć" główny plac rzędami białych balonów. Sam pomysł może i nie był zły, ale skutecznie uniemożliwił robienie pocztówkowych ujęć budynków. Dlatego niektóre poglądowe zdjęcia znaleźć musiałam w czeluściach internetu.

Wieża początkowo była budowlą mieszkalną i liczyła sobie 38 metrów wysokości. Po kilkakrotnej przebudowie osiągnęła 54 metry, w XIV wieku dodano zegar, a później dzwony. Pod koniec średniowiecza służyła za więzienie miejskie. W tym czasie kilkakrotnie padłą ofiarą pożaru (m. in. w 1486 roku zapaliła się od fajerwerków puszczanych z okazji święta Narodzenia Matki Bożej, a w 1681 od pioruna). Największy umieszczony tutaj dzwon nazywany Campanone bił codziennie o godzinie 22, wyznaczając czas zamykania bram miejskich i gaszenia świateł.

Widok na Piazza Vecchia pokryty instalacją artystyczną- sztuczną trawą, balonami i....

... i wielką bryłą lodu, której powolne kurczenie się ma uświadamiać nam, jak topią się lodowce. 

A tu już Palazzo Nuovo, czyli Nowy Pałac (dla odróżnienia od tego starszego, oglądanego przed chwilą). Obecnie znajduje się w nim Biblioteka Angelo Mai, jedna z najważniejszych włoskich bibliotek historycznych, w której przechowywane jest ponad 700.000 woluminów, map, rycin i fotografii.

źródło zdjęcia: wikimedia
A tak budynek wygląda bez zasłony z baloników. Powstawał ponad 300 lat (1604-1958) i pracowało nad nim kilku architektów. W efekcie końcowym uzyskał kształt neoklasycystyczny. Fasadę ukończono w roku 1900, a ostatnim elementem było umieszczenie rzeźb nad trzema oknami pierwszego piętra.


Z Piazza Vecchia wystarczy zrobić tylko kilka kroków, aby znaleźć się w centrum religijnym dawnego Bergamo, czyli na Piazza del Duomo. Mamy tutaj trzy odrębne budowle sakralne, z których jako pierwsza natychmiast rzuca się w oczy wykonana z różowego marmuru kaplica Bartolomeo Colleoni. Jest ona tak bogato zdobiona, iż początkowo przekonani byliśmy, że stoimy przed wejściem do miejscowej bazyliki Santa Maria Maggiore. Nic z tego, bazyliką okazała się ponura ściana z tyłu z ozdobnym gotyckim portalem, a kaplica jest odrębnym renesansowym tworem tylko do niej przylegającym.

Nie, to nie jest komplet. Po lewej gotyk (wejście do bazyliki, do którego jeszcze wrócimy) po prawej renesans (kaplica Colleoni). Kaplica powstała w tak osobliwym miejscu, niejako przyklejona do ściany bazyliki, ponieważ pozostający w służbie Republiki Weneckiej bogaty kondotier Bartolomeo Colleoni bardzo chciał mieć własną kaplicę, ale we wnętrzu świątyni nie wolno było stawiać grobowców. Rozebrał więc zakrystię i na jej miejscu zlecił postawienie tego oto cudeńka, ukończonego w roku 1476. Przez kolejne stulecia kaplica była wewnątrz dekorowana i upiększana na rozmaite sposoby, między innymi poprzez freski oraz marmurowe i pozłacane rzeźby. 

Dopiero z tej perspektywy widać, jak naprawdę wygląda kaplica.

Na kutej kracie z żelaza i brązu strzegącej wejścia do kaplicy zobaczyć można herb Colleoniego. Wyczytałam w internecie, że widnieją na nim trzy jądra, jako że właściciel był pod tym względem nietypowo obdarzony przez naturę- ale nie wiem, czy to prawda. Dodam jeszcze, że oprócz Bartolomeo Colleoniego w bogato rzeźbionym sarkofagu spoczęła tutaj także jego ukochana córka Medea.

Na jednej ze ścian wypatrzyliśmy taki znajomo wyglądający motyw orłów. Prawie jak Piastowskie, prawda?


Przy tym samym placu, po lewej stronie od kaplicy, znajduje się katedra św. Aleksandra. Uwaga- wbrew pozorom katedrą, czyli siedzibą biskupa, nie jest ogromna bazylika Santa Maria Maggiore! Jest nią klasycystyczny budynek, który na tle innych świątyń robi bardzo niepozorne wrażenie i łatwo byłoby go przegapić, gdyby nie informacja z przewodnika. Fasada katedry utrzymana jest w stylu klasycystycznym, co wynika z jej wielokrotnego przebudowywania (ostatni raz w XIX wieku). Z samą katedrą wiąże się zresztą ciekawa historia, sięgająca zamierzchłego średniowiecza. Miasto miało wtedy dwie katedry, św. Aleksandra męczennika (patrona miasta Bergamo) i św. Wincentego, co było oczywiście źródłem nieustających sporów między miejskimi rodami. Problem w pewnym sensie rozwiązali Wenecjanie, którzy po przejęciu władzy nad Bergamo w XVI wieku po prostu zburzyli jedną z katedr, która przeszkadzała w poprowadzeniu wytyczonych murów miejskich. Jakiś czas później połączono obie kapituły, a ocalałą katedrę przebudowano i udekorowano od nowa.

To zdjęcie świetnie pokazuje, jak bardzo zabytki stłoczone są na niewielkiej przestrzeni Citta Alta. Po prawej widzimy bazylikę, na wprost katedrę, a po lewej tylna ścianę Pallazo de Ragione.


Po dwóch mniejszych perełkach przyszedł czas na najokazalszy zabytek sakralny Bergamo, czyli bazylikę Santa Maria Maggiore. Jego przedsmak już mieliśmy- pamiętacie gotycki portal wyglądający jak część kaplicy Colleoni? To tak zwany Portal Czerwonych Lwów będący jednym z wejść do bazyliki. Jego nazwa wzięła się od figur dwóch lwów z czerwonego marmuru wenecjańskiego (a nie mówiłam, że jeszcze będą lwy!), na których opierają się kolumny podtrzymujące portyk.




Nad portykiem góruje loggia, a w niej figury św. Barnaby i św. Wincentego stojących u boku jeźdźca, czyli św. Aleksandra, który był rzymskim żołnierzem nawróconym na wiarę katolicką i ściętym w Bergamo w roku 303. Powyżej figura Matki Boskiej z Dzieciątkiem, a także św. Estera i św. Grata.


Obecnie Portal Czerwonych Lwów jest wyjściem z bazyliki. W poszukiwaniu wejścia musimy ją całą okrążyć, przy czym ze zdumieniem stwierdzamy, że nie istnieje wyeksponowane wejście centralne. Sytuacja ta ma jednak wytłumaczenie, po prostu kiedyś bazylika była częścią pałacu biskupiego i wchodziło się od niej właśnie od strony pałacu, więc inne reprezentacyjne wejście nie było potrzebne. Po drugiej stronie budynku natrafiamy na Portal Białych Lwów, nazwany tak- cóż za niespodzianka- w związku z figurami tych zwierząt z białego marmuru podtrzymującymi kolumny. Tuż obok znajduje się obecne wejście do bazyliki.

Bryła bazyliki wygląda trochę jak sen wariata. To wszystko jednak wina licznych zmian wprowadzanych na przestrzeni dziejów.


Białe czy czerwone- które lwy bardziej się Wam podobają? 

Kunsztownie rzeźbiony portal został nieco nadgryziony zębem czasu- jakiś potwór poodgryzał głowy prawie wszystkim postaciom świętych.


Pora na wejście do bazyliki. Niech Was nie zwiodą jej surowe, późnoromańskie mury- wewnątrz trafiamy na przepyszny barok w jego oślepiającej, rozbuchanej postaci. Skąd ten kontrast? Świątynia została wybudowana przez mieszkańców Bergamo w XII wieku (czyli kłania się styl romański) jako wotum dla Matki Bożej w podzięce za ochronę przed klęskami suszy, głodu i dżumy. Później kościół wielokrotnie przebudowywano, czego przykładem jest pokazana wcześniej kaplica Colleoniego lub dobudowana w XV wieku dzwonnica. W XVII wieku przebudowano całe wnętrze bazyliki i zmieniono jej wystrój na królujący wtedy barok. Efekt końcowy tego miszmaszu podziwiać możemy do dzisiaj.

Nie mogę powiedzieć, aby barok był moim ulubionym stylem. Wszystkiego jest za dużo i wszystko wprost bije po oczach złotem i innymi żywymi kolorami. Ale jednego barokowi nie można odmówić- daje efekt "wow". 

Rzut oka na sufit i zawrót głowy murowany. 

Najchętniej położyłabym się na posadzce i w spokoju pooglądała te malowidła, ale nie odważyłam się tego zrobić, więc kark później bolał, oj bolał.


Prezbiterium, a w nim kandelabry z brązu, organy, oraz drewniana balustrada ołtarzowa z intarsjowanymi scenami biblijnymi.

Barokowy konfesjonał z XVIII wieku, a na ścianach za nim XVI-wieczne arrasy wykonane na zamówienie w Wenecji i Niderlandach.

Odpocznijmy trochę od tego rozpasanego złota i popatrzmy na rzeźbiony w białym kamieniu XIV-wieczny nagrobek jednego z kardynałów.

A tutaj pochodzący również z XIV wieku fresk "Ostatnia Wieczerza".


Przepiękny fresk "Drzewo Życia" (1347 r.)


Po wyjściu z bazyliki niejako "z rozpędu" zajrzeliśmy do jeszcze jednej świątyni- skromnego z zewnątrz kościoła św. Agaty (sycylijskiej męczennicy, która umyśliła sobie pozostać dziewicą i odrzuciła zaloty rzymskiego namiestnika, w związku z czym najpierw odcięto jej piersi, a potem dokonała żywota na rozżarzonych węglach, brrrr cóż za horror!) położonego przy dawnym klasztorze karmelitów. Zbudowany został w 1357 roku, ale tak samo jak większość pozostałych zabytków, wiele razy zmieniał styl i wystrój. Obecny jego wygląd pochodzi z XIX wieku. Niestety, wyraźnie widać, że pilnie potrzebuje kolejnego remontu.







Reszta naszej wizyty w Bergamo to luźne migawki ze spaceru po Citta Alta. Motyw przewodni, czyli klimatyczna mieszanka stylów i epok, nie opuścił nas aż do końca naszej wycieczki.  
















I w ten oto sposób, chłonąc włoskie słońce i napawając się pięknymi widokami, dotarliśmy do punktu wyjściowego, czyli górnej stacji kolejki. Ominęliśmy ją jednak, bo postanowiliśmy dojść do dolnej części Bergamo wzdłuż pochodzących z XVI wieku weneckich murów obronnych. Są one pozostałością z czasów, gdy Bergamo stanowiło najbardziej na zachód wysunięte posiadłości weneckie. Mury miały chronić górne miasto i przebiegający tędy szlak kupiecki przed zakusami m.in. mediolańczyków i stanowiły swoistą demonstrację weneckiej potęgi. Dodajmy, że kosztowną demonstrację, bo z wstępnie oszacowanych 40 tysięcy dukatów i roku pracy w efekcie końcowym zrobiło się prawie milion dukatów i ponad 25 lat budowy. W trakcie stawiania murów wyburzyć trzeba było ponad 250 budynków, w tym osiem kościołów (właśnie wtedy rozwiązał się problem dwóch katedr), co z kolei poskutkowało ekskomunikami nałożonymi na głównego nadzorcę budowy. Ale wbrew wszystkim przeszkodom mury o długości ponad 6 kilometrów stanęły i stoją do dziś, trafiając w roku 2017 na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO.


W niektórych miejscach mury osiągają nawet 50 metrów wysokości. Jak widać, pokryte są też bujną roślinnością, co zapewne wygląda malowniczo, ale niestety kruszy zaprawę między cegłami.


Miejsce do parkowania konia (pamiętacie? podobne widzieliśmy w średniowiecznym Gubbio TUTAJ)




Jedna z czterech bram pozwalających opuścić miasto, brama świętego Jakuba. Po raz kolejny mamy tu do czynienia z motywem weneckiego lwa. Patronami pozostałych bram zostali święci Aleksander, Wawrzyniec i Augustyn.

Od bramy odchodzi szeroka droga, którą dostać się można na pieszo do dolnej części miasta. 

To jest ten moment, kiedy można obejrzeć sobie panoramę dolnego Bergamo. Niestety, na jego zwiedzenie nie wystarczyło nam czasu.


I już ostatni rzut oka z murów, tym razem na Alpy Bergamskie. 


Na forach internetowych bardzo często pada pytanie, czy warto wybrać się do Bergamo. Mam nadzieję, że po naszej dzisiejszej opowieści sami jesteście w stanie ocenić, czy warto. Na nas ta mieszanka stylów i przeplatających się wieków zrobiła bardzo przyjemne wrażenie i uważamy, że Bergamo to idealny cel krótkiej wyprawy, który fantastycznie wprowadza we włoskie klimaty architektoniczne.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Niemcy- część 2 (Drezno)

Lubuskie- część 9 (Szydłów - zapomniana wieś, zaginiona twierdza)