Włochy- część 2 (Mediolan)


Podróż do Włoch kojarzy się ze słońcem, morzem i antykiem. W przypadku naszej wyprawy do Mediolanu początkowo żaden z tych trzech punktów nie został spełniony: morza tam ani na lekarstwo, antyku też brak, a w dodatku miasto przywitało nas ulewnym deszczem. Na szczęście przynajmniej ten ostatni element szybko uległ poprawie i mogliśmy na spokojnie obejrzeć kilka ciekawych zakątków tego miasta.

Tak pocztówkowo prezentuje się Katedra w Mediolanie na tle intensywnie błękitnego nieba.....

... a taki widok przywitał nas pierwszego dnia. Prawda, że od razu połowa uroku przepada? Trudno też utrzymać pozytywne nastawienie do zwiedzania. Na szczęście taka paskudna deszczowa pogoda trwała tylko jeden dzień. W Mediolanie to podobno norma.


No nic, deszcz deszczem, ale nie po to jest człowiek w Mediolanie, żeby siedzieć w hotelu. Zwiedzanie próbowaliśmy rozpocząć od pokazanej powyżej katedry stojącej przy centralnym Piazza del Duomo, ale niestety bilety były dostępne już tylko na następny dzień. Postanowiliśmy więc zobaczyć przynajmniej położoną tuż obok galerię Wiktora Emmanuela II (Galleria Vittorio Emanuele II), która ma to do siebie, że cała przykryta jest szklanym dachem, a więc nie straszne jej ulewy. Miejsce to jest jednym z najczęściej fotografowanych obiektów w mieście, bo choć ma przeznaczenie typowo użytkowe (mieści się w nim ciąg ekskluzywnych butików i restauracji), to w sensie architektonicznym również jest na czym oko zawiesić. 

Tak wygląda najsłynniejsze (a przy okazji jedno z najstarszych) włoskie centrum handlowe- fotka robiona oczywiście następnego dnia, nie tego deszczowego ;-). Galerię budowano aż 12 lat (1865-1877), ale efekt był chyba wart tak długiego czekania. Nazwana została na cześć pierwszego króla zjednoczonych Włoch, Wiktora Emmanuela II z dynastii sabaudzkiej.

Jak widać, okolice galerii są mocno zatłoczone. Żeby zrobić zakupy w jednym z mieszczących się tutaj ekskluzywnych butików znanych marek, trzeba mieć sporą sumę na koncie. Można jednak (tak jak ja) zrobić skromne zakupy w mieszczącej się tutaj księgarni i szpanować potem przez resztę dnia torbą z logo galerii ;-)

Galeria składa się z korytarzy ułożonych w kształcie krzyża, nad którymi w centralnym punkcie góruje szklana kopuła. Budynek jest przepiękny, uderzający klasyczną prostotą i symetrią.



 Każdy detal jest dopracowany do perfekcji. Swoją drogą ciekawe, kto kryje się za tymi firankami.

 Do 2012 w tym miejscu znajdowała się jedna z filii McDonald's, ale Prada przedstawiła lepszą ofertę. Bardzo słuszny ruch- gdzież fast foodom na takie salony!

 Jak widać, chętnych do robienia zakupów wcale nie brakuje.

 W galerii warto jest patrzeć nie tylko do góry, ale także pod nogi. Podłoga wyłożona jest dekoracyjną marmurową posadzką z wieloma mozaikami, wśród których znaleźć można herby włoskich miast.


Ponieważ niebo trochę się przejaśniło, wieczór dla kontrastu postanowiliśmy spędzić w dzielnicy Navigli, siedzibie wielu knajpek, pubów i artystów. Wyrosła ona nad siecią kanałów wodnych, które od XIII wieku stanowiły najwygodniejsze drogi transportowe między Mediolanem a okolicznymi miastami. Obecnie kanały nie są już żeglowne, za to wzdłuż nich poustawiane są stoliki, przy których w atmosferze przyjemnego lenistwa można rozkoszować się lokalnym jedzeniem bądź drinkami.



W dzielnicy Naviglia odwiedziliśmy bardzo sympatyczną rodzinną knajpkę La Magolfa rekomendowaną przez wielu turystów, którą my również polecamy.

 Z zewnątrz wygląda raczej niepozornie, ale wnętrze zachęca do rozgoszczenia się i spędzenia tu wieczoru przy smacznym i stosunkowo (jak na Mediolan) niedrogim jedzeniu.


Kolejny dzień naszej mediolańskiej przygody to przede wszystkim Duomo St. Maria Nascente, czyli Katedra Narodzin św. Marii. Za drugim podejściem udało się nam zakupić bilety, po czym ruszyliśmy.... nieeee, wcale nie zwiedzać, tylko ustawić się w kolejce do zwiedzania. Niestety, jak chyba przy każdym obleganym przez turystów włoskim obiekcie, trzeba było odstać dobrą godzinę, zanim dotarliśmy do drzwi katedry (strach pomyśleć, ile trzeba czekać w sezonie!). A tam niespodzianka- kontrola bezpieczeństwa. Przetrząśnięto nasze plecaczki i kieszenie, w ruch poszedł ręczny skaner.... i okazało się, że nie wejdziemy, bo mamy przy sobie narzędzie typu multitool. Po szybkiej naradzie podzieliliśmy zwiedzanie na dwa etapy- jedno czeka pod katedrą z plecaczkami, drugie wchodzi do środka, a potem zmiana. (Uprzedzając różnych "pomysłowych Dobromirów"- krzyki i dyskusja ze strażnikami w takiej sytuacji nie mają sensu. Oni nie ustalają zasad, tylko wykonują polecenia i nie zrobią wyjątku akurat dla nas. My mieliśmy dodatkowo tego pecha, że we Włoszech pojawiliśmy się w chwilę po zamachu terrorystycznym w Barcelonie, więc co ważniejsze włoskie obiekty obstawione były dodatkowym wojskiem, patrolami i kontrolami bezpieczeństwa).

Jak to często bywa, katedra powstała na miejscu wcześniejszego kościoła chrześcijańskiego datowanego na IV wiek. Jak widać, znane nam mediolańskie Duomo to gotyk, ale z elementami baroku i neogotyku (widać to szczególnie na przykładzie portyków nad drzwiami i oknami). Wszystko dlatego, że budowa ciągnęła się od XIV do XIX wieku, więc kilka razy zdążyła się zmienić architektoniczne moda. Na szczęście nie zmieniono pierwotnej koncepcji wybudowania katedry z białego marmuru, bo choć pochłonęło to ogromne pieniądze, to efekt na tle błękitnego nieba jest powalający. Aby utrzymać ten efekt, na początku XXI wieku konieczne było czyszczenia fasady, co kosztowało - bagatela- kilka milionów euro.

 Mediolańska katedra należy do największych kościołów na świecie (długość 157m, szerokość 93m). Może pomieścić 40 tysięcy osób! Pewnie między innymi dlatego miejsce to wybrał w 1805 roku Napoleon na swoją uroczystą koronację.

 W tak ogromnym lesie kolumn można się zagubić. Sklepienie w nawie głównej osiąga wysokość 45 metrów, więc człowiek czuje się tutaj jak mała mróweczka. Przy okazji- jest to kolejne "naj" związane z ta katedrą- ma ona najwyższe gotyckie sklepienie w kategorii kościołów ukończonych.

Zbliżenie na sklepienie oraz dekoracje kolumn. Jak musieli czuć się rzeźbiarze wytwarzający postacie, które następnie umieszczano na takie wysokości? Musieli przecież mieć świadomość, że nikt ich nie będzie oglądał... Ale pewnie wystarczała im świadomość, że Bóg patrzy....


Świątynia znana jest także z relikwii- jednego z gwoździ, którymi jakoby ukrzyżowano Chrystusa. Przechowywany jest w specjalnym relikwiarzu umieszczonym na systemie lin wysoko za ołtarzem (na zdjęciu miejsce to widoczne jest w postaci czerwonej zasłonki).
źródło: internet
To jest właśnie ten gwóźdź.

 Chociaż w katedrze znajduje się kilkanaście bocznych ołtarzy i ponad 3400 rzeźb, giną one w tym kolosalnym budynku, który wcale nie sprawia wrażenia zatłoczonego. 

Najbardziej makabryczna figura- wyjątkowo realistyczna, marmurowa rzeźba obdartego ze skóry św. Bartłomieja. Bardzo dokładnie odwzorowano wszystkie mięśnie, żyły i kości. Jeśli dobrze się przyjrzycie, zrozumiecie, że gustowny szal, którym jest przepasany, to właśnie owa zdarta z niego skóra. Rzeźba ustawiona jest w prawej części kościoła, niedaleko ołtarza.



Kilka innych ciekawostek o katedrze: 
- witraże należą do największych na świecie,
- w posadzce znajduje się mosiężna linia symbolizująca przechodzący przez Mediolan południk,
- kościół wyświęcony został w przez arcybiskupa Mediolanu Karola Boromeusza, późniejszego świętego. Jego relikwie nadal znajdują się w katedrze, w krypcie pod ołtarzem głównym,
- w jednej z krypt spoczywa w oszklonej trumnie święty Alfred Ildefons Schuster. Do ostatniego spoczynku ułożony został  w stroju biskupim, z czaszką ukryta pod metalową maską,
- na jednej z kościelnych wież w XVIII wieku umieszczono pozłacaną figurę Madonny nazywaną pieszczotliwie "La Madonnina". Początkowo żaden z budynków miejskich nie miał prawa być wyższy niż ta figura. Kiedy w XX wieku w Mediolanie zaczęto budować strzeliste wieżowce, zasadę tę nagięto, umieszczając na ich szczytach kopie tejże Madonniny.

Oprócz katedry zwiedzać można także skarbiec, muzeum i wykopaliska archeologiczne, można również podziwiać panoramę miasta z tarasu umieszczonego na dachu (informację o godzinach otwarcia i cenach znajdziecie TUTAJ). My jednak na to wszystko nie mieliśmy ochoty, wybierając w zamian spacer po ulicach okalających Duomo. Przyjrzeliśmy się na spokojnie oszałamiającym dekoracjom zewnętrznym katedry- kamienne figury, rzygacze, pinakle, gargulce i inne ozdoby są tu zebrane w takich ilościach, że nie ma szans obejrzenia wszystkiego.
Jakim cudem te ażurowe, delikatne konstrukcje przetrwały tyle stuleci?

Faktycznie ogromne są te witraże- skalę można zrozumieć, gdy sobie uświadomimy, że umieszczone w dolnej części figury są większe od człowieka.

Patrząc na obfitość ozdób łatwo można zrozumieć, że budowa katedry musiała trwać dziesiątki lat. Nikt raczej nie wszedł do sklepu i nie rzucił od niechcenia: "tych 1000 figur świętych i może jeszcze 2415 małych scenek rodzajowych z dostawa do domu poproszę".

Niektórym świętym chyba już znudziło się stać spokojnie i trenują cyrkowe sztuczki ;-)

Ozdobne drzwi wejściowe wykonane są z brązu i ozdobione mnóstwem płaskorzeźb przedstawiających sceny z Nowego Testamentu.

Plac przed katedrą i najbardziej znany pomnik Mediolanu, czyli Monumento a Vittorio Emmanuele II. Król oczywiście na koniu, a na cokole płaskorzeźby ukazujące wkroczenie wojsk do Mediolanu po bitwie pod Magentą. Pomnik byłoby nam znacznie milej oglądać, gdyby nie rozstawione wszędzie barierki zabezpieczające przed ewentualnymi zamachowcami.

Dwie główne plagi na Piazza del Duomo to plaga nachalnych gołębi i plaga namolnych afrykańskich naciągaczy. Gołębie można ominąć, naciągacze biegają za turystami oferując bransoletki przyjaźni "free for you my friend". Oczywiście zaraz okazuje się, że to "free" wcale nie jest takie darmowe i wybucha awantura. Najlepszą metodą jest ich ignorować i nie odpowiadać na zaczepki.


Część okolicznych kamienic ma bardzo ciekawe zdobienia.
Po tym budynku widać, jak zmieniały się koncepcje architektoniczne właścicieli. Nowoczesne okna niestety nie trafiły już w dawne ozdobne wnęki. Wygląda to.... ekhm.... osobliwie.


Podczas pobytu w Mediolanie zdecydowaliśmy się także na wizytę w Castello Sforzesco, siedzibie książęcego rodu Sforzów (tego samego, z którego pochodziła Bona- żona polskiego króla Zygmunta Starego). Jest to zbudowany w XV wieku i wielokrotnie przebudowywany zamek położony w centralnej części Mediolanu. Jest on siedzibą kilku muzeów (szczegółowe informacje znajdziecie TUTAJ), ale nas bardziej interesowała jego zewnętrzna część i możliwość przespacerowania się po ogromnych dziedzińcach, a także przylegającym do zamku parku Sempione.

Na tym ujęciu widać, że zamek ma za sobą bogatą historię. Zaczynał w XIV wieku jako obronna forteca rodu Viscontich, stąd grube mury obronne i fosa. W połowie XV wieku Francesco Sforza wymyślił przekształcenie budowli w pałacową rezydencję książęcą. Powstały wtedy wewnętrzne dziedzińce, podcienie oraz bogato dekorowane sale (freski malował tu np. Leonardo da Vimci oraz Bramante). Przez kolejne wieku zamek był w posiadaniu Hiszpanów, Austriaków i Francuzów, służąc głównie za wojskowe koszary i magazyny broni.

Główne wejście na dziedziniec zewnętrzny zamku. Okrągły kształt bocznych wież nie był ich oryginalnym. Został im nadany za czasów Sforzów, bo lepiej nadawał się do celów obronnych przed nowoczesną bronią- ogniem artyleryjskim.

 
Wieża Filareta, główne wejście na dziedziniec

Centralny dziedziniec wojskowy na polanie prostokąta, a po jego drugiej stronie brama Porta Giovia (ta mniejsza, prowadząca na kolejne dziedzińce) i wieża Torre di Bona Savoy.

Jesteśmy w katolickich Włoszech, więc figury świętych i tłuściutkie putta są obowiązkowe.

Jedno ze świadectw przebudowy- zupełnie odmienny architektonicznie dziedziniec wewnętrzny z arkadami z XV wieku, nazywany Rocchetta.

Skrzydło, w którym znajdował się hiszpański szpital wojskowy oraz okrągła wieża di Santo Spirito.

Herb rodu Viscontich i rodu Sforza- wąż połykający człowieka. Uroczy, prawda? To musieli być przemili ludzie.

Mury obronne, dwie kwadratowe wieże (Torre della Corte i Torre del Tresoro) oraz fosa są pamiątką z czasów, gdy zamek funkcjonował jako twierdza należąca do rodu Viscontich. Szerokie okna zostały wykute później, za czasów Sforzów.
Brama z mostem zwodzonym i wyjściem na park Sempione. 

Patrol policyjny w parku Sempione.

Po drugiej stronie parku, centralnie położony na osi bram zamkowych, znajduje się Łuk Tryumfalny z początków XIX wieku. Mocno skojarzył nam się z berlińską Bramą Brandenburską.


Oczywiście Mediolan znany jest jeszcze z wielu innych rzeczy. Najsłynniejsze z nich to "Ostatnia Wieczerza" Leonarda da Vinci w klasztorze Santa Maria delle Grazie oraz opera La Scala. Nie widzieliśmy żadnego z nich. Dlaczego? La Scala z zewnątrz to budynek niczym się szczególnie nie wyróżniający (możecie to sprawdzić TUTAJ), a na pokazy słynnych śpiewaków umożliwiająće zerknięcie do osławionej sali koncertowej akurat się nie wybieraliśmy. Z "Ostatnią Wieczerzą" sprawa była inna- kiedy z dwumiesięcznym wyprzedzeniem decydowaliśmy się na włoskie wakacje, biletów na wrzesień już nie było. Później pojawiła się co prawda możliwość ich zakupu, ale tylko w pakiecie ze zwiedzaniem miasta kosztującym- bagatela- 60 euro od osoby, a aż takich ekstrawagancji nasz budżet nie przewidywał.


Na koniec podajemy jeszcze garść informacji praktycznych, które mogą Wam ułatwić pobyt i poruszanie się po mieście:

Samolot: W pobliżu Mediolanu funkcjonują dwa duże lotniska - Mediolan Linate i Mediolan Malpensa. My dolecieliśmy na to pierwsze, które położone jest na obrzeżach miasta. Dojazd do samego centrum odbywa się autobusem miejskim (automaty biletowe stoją przy przystanku- bilet jednorazowy ważny 90 minut kosztuje 1,50 euro a bilet 24-godzinny na dowolną ilość przejazdów  4,50 euro).

Samochód: Centrum Mediolanu objęte jest specjalną strefą ruchu kołowego, do której każdorazowy wjazd podlega dodatkowej opłacie. Jeśli przyjedziecie do miasta samochodem i będziecie zostawiać go na parkingu, w wielu miejscach opłatę parkingową wnosić trzeba za pomocą karnetów, które nabywa się w sklepach "Tabacchi" oznaczonych duża literą "T".

 Tabacchi są bardzo popularne, ale oczywiście kiedy się tego "T" pilnie szuka, nagle na horyzoncie nie ma żadnego.


Noclegi: W Mediolanie bardzo popularne i stosunkowo najkorzystniejsze jest wynajmowanie całego mieszkania (zwykle pokój+ aneks kuchenny+ łazienka). Przy zamawianiu tego typu kwatery zwróćcie uwagę na ukryte opłaty, które bardzo często opisane są poza główną ceną (np. za sprzątanie, za pościel i ręczniki, za klimatyzację).

Bilety: Jak pokazuje nasz przykład, wszystko, co należy do popularnych atrakcji turystycznych, jest z reguły mocno oblężone, więc o ile to tylko możliwe, bilety warto zamawiać z wyprzedzeniem, przez internet.

Metro: Mediolan jest bardzo dobrze skomunikowany metrem, które jest najszybszym środkiem lokalnej komunikacji. Ceny biletów oraz mapę linii metra znajdziecie TUTAJ. Jeśli zamierzacie dużo i o różnych porach dnia jeździć metrem, polecamy bilet 24-godzinny, natomiast dla kilku przejażdżek mieszczących się w okresie 90-minutowym spokojnie wystarczy bilet jednorazowy. Uwaga! Bilet potrzebny jest nie tylko przy wchodzeniu przez bramki metra, ale również podczas wychodzenia (trzeba go przeciągnąć przez czytnik na bramce).

Automaty biletowe na stacji metra przyjmują opłatę monetami, banknotami, a niektóre także kartami płatniczymi. Dla ułatwienie obsługi można ustawić sobie jedną z dostępnych wersji językowych (włoski, angielski, niemiecki).

Najnowsza linia metra jest w pełni automatyczna i bezobsługowa, a wagoniki zatrzymują się dokładnie naprzeciwko rozsuwanych szklanych drzwi.

Tak to wygląda, gdy nadjeżdża pociąg.

Wagonik numer 1 - jak widać, bez maszynisty. Trochę dziwne uczucie.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Niemcy- część 2 (Drezno)

Lubuskie- część 9 (Szydłów - zapomniana wieś, zaginiona twierdza)