Lubuskie - część 19 (Pałac Brühla w Brodach)
Jadąc drogą nr 289 z Zasiek mijamy niewielką miejscowość Brody, czyli przedwojenne Pförten. Każdy, kto jest wyczulony na zabytkową architekturę, natychmiast zwróci uwagę na imponującą bramę powitalną stającą tuż na wjeździe do wsi. Taka wielce historyczna brama to niechybny znak dla turysty - badacza, że mogą za nią kryć się zabytki i że wobec tego warto bliżej przyjrzeć się Brodom- niewielkiej miejscowości, za którą stoi wielka historia.
Niecodzienny widok w Polsce. To jedyna ocalała z trzech bram wjazdowych do dawnego Pförten. Bramy te nie miały znaczenia fortyfikacyjnego i nie zamykały jakoś specjalnie dostępu do miasta. Spełniały rolę typowo reprezentacyjną. Ta konkretna brama została wybudowana w 1748 roku na pamiątkę wizyty w Brodach króla Polski i Saksonii Augusta III przez głównego architekta saksońskiego, J.K. Knöffela.
Środkowy kartusz przedstawia herb miasta Pförten. Gmina Brody bardzo praktycznie przejęła ów herb jako swój własny. Napis pod spodem głosi, że w roku 1931 brama została odbudowana (odrestaurowana) i poszerzona. W niektórych źródłach datuje się przebudowę bramy na rok 1928 (np. w "Przewodniku po zabytkach województwa lubuskiego" Krzysztofa Garbacza)
Zdjęcie bramy z 1933 lub 1934 roku.
I jeszcze z 1936 roku.
Tył bramy wieńczy napis po łacinie. "ROKU PAŃSKIEGO 1753 BRAMA MIASTA PFORTHEN ZOSTAŁA SZCZĘŚLIWIE ZBUDOWANA"
A cóż to za data ten 1753 rok? Brama ponoć została zbudowana w 1748, czyli po łacinie byłoby to MDCCXLVIII. Może czegoś brakuje w tej dziwnej luce pomiędzy MDCCL a III?
I stare zdjęcia tyłu bramy.
Została z owej kamienicy tylko ta frontowa ściana, a za nią nic tylko zieleń. Uliczka prowadząca od bramy w stronę centrum miejscowości przypomina, że Brody były kiedyś miastem. Co prawda posiadającym dosłownie dwie drogi na krzyż, ale jednak był to kawałek prawdziwego miasta z ratuszem itd.
Centrum to skrzyżowanie dróg. W prawo droga jest zamknięta odnowioną i o dziwo działającą fontanną oraz pomnikiem ku czci 52 osób poległych w czasie I Wojny Światowej.
Niestety napisy na pomniku są nieczytelne (zapewne zostały skute w ramach degermanizacji), ale można je częściowo odczytać jeszcze na starych pocztówkach. Na środkowej części pomnika napis głosił, iż miasto i parafia Pförten postawiły ten pomnik swoim poległym bohaterom w dowód wdzięczności i wiernej pamięci. Lista poległych jest nie do odczytania.
W lewo od skrzyżowania mamy widok na główny zabytek wsi Brody, czyli pałac Brühla. Pałac z miejsca robi spore wrażenie. Jest przede wszystkim ogromny.
Na pierwszy rzut oka widać, że obiekt nie jest w najlepszej kondycji, ale nawet to nie umniejsza efektu woow! Szeroko otwarta brama zachęca, by bliżej przyjrzeć się pałacowi. Z popękanymi, ziejącymi pustymi otworami okiennymi i obłupanymi z tynku ścianami kontrastuje nowy dach. Nie widać na tę chwilę jakichś trwających zaawansowanych prac renowacyjnych, ale pałac jest zabezpieczony przed dalszym zniszczeniem i ewidentnie ktoś przejął się jego losem.
Zaczęte prace dają nadzieję, że może za kolejne kilka, kilkanaście lat pałac odzyska dawną świetność i znowu będzie wyglądał jak na tym zdjęciu. Widać na nim, że nad zegarem była jeszcze wieżyczka i mnóstwo kominów, z których zrezygnowano przy rekonstrukcji dachu.
Szczególnym kontrastem ze zrujnowanym budynkiem jest ten nowiuśki zegar na dachu pałacu. Wydawałoby się, że to ostatnia rzecz, o której się myśli remontując taki obiekt. A tu proszę.
Zegar z bliska.
Tak to wyglądało przed renowacją. W tle widać prace nad położeniem nowego dachu prowadzone w roku 2013.
Zegar z bliska.
foto:lwkz.pl
Tak to wyglądało przed renowacją. W tle widać prace nad położeniem nowego dachu prowadzone w roku 2013.
Olbrzymie rzeźby Atlasów, które miały podtrzymywać balkon, są już zmęczone i nie dają rady. Trzeba było je wspomóc belkami. Drzwi zamykające pałac ewidentnie przywędrowały z pobliskiej oficyny.
Atlasi z bliska
I spojrzenie w przeszłość tego miejsca.
Mimo, że duża część tynku już odpadła od ścian, to nadal zachowało się sporo sztukaterii.
Nie ma wątpliwości kto i kiedy nadał obecny kształt pałacowi. Henricus Comes Bruehl o to zadbał, umieszczając ten napis na frontonie pałacu.
A tu widzimy przykład problemów, z jakimi musieli się zmierzyć projektanci w XIX wieku. W tamtych czasach nie stosowano betonu w budowie domów i nadproża wykonywano z cegły. Od zarania budownictwa wykorzystywano nadproża sklepione łukowe gwarantujące odpowiednią wytrzymałość, ale tu chciano odejść od archaicznego kształtu łuku, by okna miały nowoczesny prostokątny kształt. Jednak jak widać nadproża płaskie nie zdały próby czasu i w kilku miejscach elewacji całe partie murów obsuwają się w dół.
Bok pałacu. Tu też widać wiele nadproży popartych belkami. Będzie to duży problem przy przyszłej renowacji pałacu.
I równie zniszczony tył pałacu.
Który kiedyś wyglądał tak.
Zbliżenie na schody na ogrody pałacowe dziś.
I onegdaj.
A tu widzimy przykład problemów, z jakimi musieli się zmierzyć projektanci w XIX wieku. W tamtych czasach nie stosowano betonu w budowie domów i nadproża wykonywano z cegły. Od zarania budownictwa wykorzystywano nadproża sklepione łukowe gwarantujące odpowiednią wytrzymałość, ale tu chciano odejść od archaicznego kształtu łuku, by okna miały nowoczesny prostokątny kształt. Jednak jak widać nadproża płaskie nie zdały próby czasu i w kilku miejscach elewacji całe partie murów obsuwają się w dół.
Bok pałacu. Tu też widać wiele nadproży popartych belkami. Będzie to duży problem przy przyszłej renowacji pałacu.
I równie zniszczony tył pałacu.
Który kiedyś wyglądał tak.
Zbliżenie na schody na ogrody pałacowe dziś.
I onegdaj.
I jeszcze pozostałości fontanny umieszczonej na tyłach pałacu.
Kiedyś fontanna była bardziej okazała.
Dodatkowym kontrastem dla ruin pałacu są dwie odrestaurowane oficyny, przed wojną nazywane Kavalierhaus. Stoją one po obu stronach frontonu pałacu. Mieści się w nich hotel i restauracja. Mam wrażenie, że gdyby potraktować taką oficynę jako niezależne założenie architektoniczne, to ten budynek sam mógłby uchodzić za niewielki pałac. To też już coś mówi o pałacu w Brodach.
Widok na prawą oficynę sprzed 1945 roku. Mieściły się tutaj mieszkania pracowników leśnych oraz kaplica (Brühl był katolikiem), która do 1945 roku była udostępniona dla wszystkich wiernych. Z tej oficyny można było przejść do garaży i stajni.
Widok na lewą oficynę. W hotelu można wynająć pokój z widokiem na ruiny pałacu. Ciekawe czy przyjdzie taki czas, że będzie można wynająć pokój w pałacu z widokiem na oficyny.
Po renowacji pałacu w latach 20-tych w tej oficynie mieścił się zarząd majątku Brühla. Na piętrze znajdował się administracja leśna, a na parterze dział rolnictwa.
Górne piętra obu oficyn zostały połączone z pałacem na początku XX wieku korytarzem balkonowym.
Ornament typowy dla stylu rokokowego.
Niestety od tyłu oficyny nie wyglądają już tak dobrze jak od frontu.
Ukończona w pół kroku renowacja elewacji oficyny.
Ciekawe z jakiego okresu istnienia pałacu pochodzą te drzwi w oficynie.
Wrażenie robią też rozłożyste drzewa przed pałacem.
Warto również zwrócić uwagę na ogrodzenie wraz bramą. Samo ogrodzenie robi wrażenie dosyć nowoczesnego w swej prostocie.
Niestety rzeźby na słupach bramy wjazdowej są uszkodzone.
Możemy je zobaczyć w całości tylko na starych pocztówkach.
1670 - 1740
Teraz coś dla głodnych wiedzy, zainteresowanych historią pałacu i wsi Brody. Pozostali mogą spokojnie przewinąć w dół. Jest jeszcze parę zdjęć do obejrzenia :-)
Mało kto wie, że ta dziś niepozorna wieś i przyległe tereny od roku 1454 tworzyły malutkie państewko lenne. Przez wiele wieków aż do roku 1667 miejscowość była w posiadaniu niejakich Bibersteinów. W II połowie XVII wieku miasto wraz z przylegającym majątkiem (Herrschaft Pförthen) stały się własnością rodu von Promnitz, którzy jako pierwszy wzniósł w w latach 1670 - 1674 w Pförthen pałac.
Ówczesny właściciel - hrabia Ulrich Hipparch von Promnitz, pan na Sorau i Triebel (Żary i Trzebiel), zbudował nowoczesny i wielki wczesnobarokowy pałac. Były to czasy, kiedy nawet szlachta budowała siedziby przeważnie w fachwerku (z tzw. pruskiego muru), zatem pałac w Pförthen musiał się niewątpliwie dosyć wyróżniać architektonicznie w regionie.
1740 - 1758
1740 - 1758
Następnym i najbardziej znanym właścicielem zamku, od 20 kwietnia 1740 roku, był hrabia Henryk von Brühl: pierwszy saski tajny minister gabinetu i konferencji, rzeczywisty tajny radca, ober-szambelan, ober-podkomorzy, prezes Kamery, naczelny dyrektor podatkowy, generalny dyrektor akcyzy, wyższy dyrektor deputacji obrachunkowej, generalny komisarz do wrót Morza Bałtyckiego, nadinspektor manufaktur porcelanowych, kapitulariusz katedry miśnieńskiej, proboszcz katedry budziszyńskiej, głównodowodzący saską kawalerią w Polsce, hrabia na Ocieszynie i Brylewie, starosta lipnicki, piaseczyński, bolimowski i spiski, wójt bydgoski, faworyt Augusta III, generał piechoty saskiej, generał artylerii koronnej w latach 1752–1763 i wolnomularz.
Jak widać Pan Brühl był postacią delikatnie pisząc dość znaczną w saskiej Polsce i tym samym dosyć majętną, toteż i nie dziwota, że wymagał, by jego siedziba była adekwatna do jego pozycji (Brühl pobierał 90 tys. talarów rocznego wynagrodzenia i był najbogatszym po władcy człowiekiem w Saksonii). Najwyraźniej nowo nabyty pałac w Pförthen nie do końca spełniał te wymagania, bo Brühl zamówił projekt architektoniczny u drezdeńskiego architekta Jana Krzysztofa Knöffela, który stworzył koncept przebudowy renesansowego pałacu na barokową rezydencję. Projekt ten objął nie tylko pałac, ale też budynki gospodarcze, park i przebudowę całego układu urbanistycznego miasteczka.
W ramach przebudowy pałac został podwyższony o jedną kondygnację, skrzydła boczne przedłużono o trzy osie, a dwuspadowy dach zastąpiono mansardowym. Zamurowano także krużganki zdobiące uprzednio elewację wschodnią, a w osi elewacji zachodniej wykonano otwór drzwiowy i schody. Elewacje i wnętrza otrzymały bogatą dekorację architektoniczną. We wnętrzu wprowadzono reprezentacyjną klatkę schodową. Dopełnieniem było wyposażenie pałacu m.in. w meble i drzwi autorstwa Józefa Diebela, galerię malarstwa włoskiego, niemieckiego i flamandzkiego oraz miśnieńską porcelanę. Na zamówienie ministra Henryka Brühla został wykonany w Miśnieńskiej Manufakturze Porcelany największy na świecie porcelanowy serwis, o którym jeszcze później wspomnę. Prace trwały od roku 1741 do 1749.
1758 - Pożar pałacu.
Potężni ludzie mają potężnych wrogów. Henryk von Brühl miał zatarg z królem pruskim Fryderykiem II, który widział w nim przeciwnika politycznego. W czasie wojny siedmioletniej w 1758 r. król Fryderyk skorzystał z możliwości rozliczenia się z Brühlem.
Król w liście z 2 września 1758 r. do niejakiego margrabiego Karla Friedricha Albrechta von Brandenburg-Schwedta, który wraz ze swoimi ludźmi stacjonował w Priebus (Przewóz), poprosił Friedricha, by ten ruszył prosto do Forst i spalił zamek hrabiego Brühla. Ten odmówił, ale znalazł się inny wykonawca rozkazu, niejaki pułkownik Charles Guichard, który po splądrowaniu i podpaleniu pałacu miał podzielić się łupami z królem.
Co dokładnie stało się w przypadku Pförten, opisuje zarządca pałacu, Fiebiger, w liście z 7 września 1758 r. do ministra Heinricha von Brühla, który uciekł do Warszawy:
Było to 5 września po południu o godzinie 16, kiedy oddział huzarów pruskich w liczbie około 200 ludzi, przybyło do Pforten. Komendant sam przybył z oddziałem na plac pałacowy i natychmiast zapytał, gdzie znajduje się kasa. Po doprowadzeniu administratora zażądał od niego wszystkich dostępnych funduszy, a ponieważ ten człowiek z wielkiego strachu nie mógł otworzyć kasetki wystarczająco szybko, sam ją otworzył i wziął pieniądze, które wynosiły około 500 talarów.
Następnie udał się do zamku, gdzie rozwalono wszystkie piwnice i przewrócono wszystkie wielkie beczki wina, a to, co zostało z butelek i małych naczyń, załadował na dwa wozy. Po tym wydarzeniu dowódca nakazał, abym ja otworzył zamek i pokazał mu pokoje. Kiedy przeszedł przez pokoje, musiałem zaprowadzić go na parter, gdzie wszędzie wskazywał pewne miejsca sierżantowi, który szedł z nim.
W międzyczasie oddział husarski przywiózł na plac pałacowy wóz ze słomą i z drewnem, a dowódca rozkazał zgromadzonym ludziom, aby wnieśli drewno i słomę do zamku i położyli je tam, gdzie nakażą im husarzy. Ale ponieważ ani prośbami, ani groźbami nie mógł nakłonić nikogo do wykonania tej pracy, husarzy sami musieli je zanieść.
Pod dachem stosy drewna i słomy układano w 12 różnych miejscach, a także w najniższym pomieszczeniu. Kiedy ja zobaczyłem, co się dzieje, upadłem do stóp dowódcy, ale on powiedział, że to na nic, bo musi wykonać ten rozkaz, inaczej straciłby głowę. Tak więc wszystko zostało podpalone, a dowódca zabronił, aby żaden człowiek nie udał się do zamku, aby go gasić, jeśli nie chce, by kula trafiła go w głowę.
W międzyczasie przyszli również duchowni, błagali i ostrzegali, że ogień może się rozprzestrzenić. Dowódca powiedział jednak, że mają pozwolenie na gaszenie pożaru, gdy tylko ogień miałby ogarnąć kościół i miasto, zwłaszcza że kościół był tak blisko zamku. Kiedy zapytaliśmy, czy możemy również ugasić boczne budynki, w których mieszkali komisarz Behrnauer, dyrygent Franke, Fontainier Osten i ja, zostało to wyraźnie zabronione. Z drugiej strony pozwolono nam ratować nasz dobytek. Ale nie mieliśmy już więcej czasu, niż wynieść w pośpiechu nasze ubrania i pościel do ogrodów i na dziedziniec.
Jednak Bóg uczynił ten cud, że nie tylko dwa boczne budynki, ale także całe miasto nie zostały w najmniejszym stopniu uszkodzone. Sam pałac jest całkowicie zniszczony, wraz ze wszystkimi meblami i tym, co tam było, spalony i zawalony. Kiedy płomienie zajęły całą okolicę, dowódca odjechał ze swoimi ludźmi i usiadł na górze w pobliżu oficyny, gdzie czekał jeszcze kilka godzin, a także sprawdzał, czy ktoś podejdzie, by je gasić. Jednak z powodu korzystnych wiatrów ogień nie rozprzestrzenił się na boczne budynki, kościół i domy we wsi.
1758 - 1920
Przez kilka dziesięcioleci pałac stał wypalony i pusty. Niektóre pokoje pałacowe były używane jako magazyny siana i słomy. Zamieszkane przez Brühlów były tylko cudem ocalałe budynki "Kavalierhaus". Do końca XVIII wieku i na początku XIX wieku w pałacu zostały podjęte tylko prace zabezpieczające ruinę. Budynek został między innymi tymczasowo pokryty płaskim dachem.
Co dokładnie stało się w przypadku Pförten, opisuje zarządca pałacu, Fiebiger, w liście z 7 września 1758 r. do ministra Heinricha von Brühla, który uciekł do Warszawy:
Było to 5 września po południu o godzinie 16, kiedy oddział huzarów pruskich w liczbie około 200 ludzi, przybyło do Pforten. Komendant sam przybył z oddziałem na plac pałacowy i natychmiast zapytał, gdzie znajduje się kasa. Po doprowadzeniu administratora zażądał od niego wszystkich dostępnych funduszy, a ponieważ ten człowiek z wielkiego strachu nie mógł otworzyć kasetki wystarczająco szybko, sam ją otworzył i wziął pieniądze, które wynosiły około 500 talarów.
Następnie udał się do zamku, gdzie rozwalono wszystkie piwnice i przewrócono wszystkie wielkie beczki wina, a to, co zostało z butelek i małych naczyń, załadował na dwa wozy. Po tym wydarzeniu dowódca nakazał, abym ja otworzył zamek i pokazał mu pokoje. Kiedy przeszedł przez pokoje, musiałem zaprowadzić go na parter, gdzie wszędzie wskazywał pewne miejsca sierżantowi, który szedł z nim.
W międzyczasie oddział husarski przywiózł na plac pałacowy wóz ze słomą i z drewnem, a dowódca rozkazał zgromadzonym ludziom, aby wnieśli drewno i słomę do zamku i położyli je tam, gdzie nakażą im husarzy. Ale ponieważ ani prośbami, ani groźbami nie mógł nakłonić nikogo do wykonania tej pracy, husarzy sami musieli je zanieść.
Pod dachem stosy drewna i słomy układano w 12 różnych miejscach, a także w najniższym pomieszczeniu. Kiedy ja zobaczyłem, co się dzieje, upadłem do stóp dowódcy, ale on powiedział, że to na nic, bo musi wykonać ten rozkaz, inaczej straciłby głowę. Tak więc wszystko zostało podpalone, a dowódca zabronił, aby żaden człowiek nie udał się do zamku, aby go gasić, jeśli nie chce, by kula trafiła go w głowę.
W międzyczasie przyszli również duchowni, błagali i ostrzegali, że ogień może się rozprzestrzenić. Dowódca powiedział jednak, że mają pozwolenie na gaszenie pożaru, gdy tylko ogień miałby ogarnąć kościół i miasto, zwłaszcza że kościół był tak blisko zamku. Kiedy zapytaliśmy, czy możemy również ugasić boczne budynki, w których mieszkali komisarz Behrnauer, dyrygent Franke, Fontainier Osten i ja, zostało to wyraźnie zabronione. Z drugiej strony pozwolono nam ratować nasz dobytek. Ale nie mieliśmy już więcej czasu, niż wynieść w pośpiechu nasze ubrania i pościel do ogrodów i na dziedziniec.
Jednak Bóg uczynił ten cud, że nie tylko dwa boczne budynki, ale także całe miasto nie zostały w najmniejszym stopniu uszkodzone. Sam pałac jest całkowicie zniszczony, wraz ze wszystkimi meblami i tym, co tam było, spalony i zawalony. Kiedy płomienie zajęły całą okolicę, dowódca odjechał ze swoimi ludźmi i usiadł na górze w pobliżu oficyny, gdzie czekał jeszcze kilka godzin, a także sprawdzał, czy ktoś podejdzie, by je gasić. Jednak z powodu korzystnych wiatrów ogień nie rozprzestrzenił się na boczne budynki, kościół i domy we wsi.
1758 - 1920
Przez kilka dziesięcioleci pałac stał wypalony i pusty. Niektóre pokoje pałacowe były używane jako magazyny siana i słomy. Zamieszkane przez Brühlów były tylko cudem ocalałe budynki "Kavalierhaus". Do końca XVIII wieku i na początku XIX wieku w pałacu zostały podjęte tylko prace zabezpieczające ruinę. Budynek został między innymi tymczasowo pokryty płaskim dachem.
Widok na pałac w 1918 roku.
1920 - 1924
W latach 20-tych XX wieku wnuk Brühla – Friedrich August Brühl- podjął się odbudowy rezydencji, Podczas tej odbudowy ozdobiono fasadę pałacu postaciami czterech atlasów podtrzymujących balkon. Odtworzono także dach mansardowy według projektu A. Zellera. Najwyższe piętro zostało teraz powiększone o lukarny, wnętrza zmodernizowano. Wtedy też w osi elewacji, nad gzymsem, w półkolistym tympanonie umieszczony został zegar, którego rekonstrukcję możemy dziś podziwiać.
Pałac przed przebudową.
Zdjęcie lotnicze pałacu od strony ogrodu. Dzięki planowej urbanistyce okoliczna zabudowa doskonale współgra z symetrią budynków pałacowych i wyznaczona jest jej wyraźna oś, zakończona z jednej strony pałacem, a z drugiej strony pomnikiem ofiar I wojny światowej.
Przykłady wyposażenia pałacu- krzesło i lichtarz ścienny. Lata 1930-1939939
Przykłady wyposażenia pałacu - sekretarzyk i lustro. Lata 1930-193993
Friedrich August Brühl odbudowę upamiętnił napisem na prawym skrzydle budynku głoszącym, iż Hrabia Friedrich von Brühl szczęśliwie odrestaurował siedzibę rodziny.
I jeszcze parę zdjęć z różnych uroczystości, które odbywały się w pałacu, aby przypomnieć, że pałac to nie tylko budynek z cegieł i kamienia, ale i dom dla ludzi, którzy w nim żyli i umierali
1945 - 2013
Do końca II wojny światowej rezydencja była własnością Brühlów. Podczas II wojny światowej majątek ograbiono ze wszystkich kosztowności, a w 1945 roku armia sowiecka dopełniła dzieła zniszczenia. Budynek pałacu powoli popadał w ruinę, aż do roku 1961, kiedy to pałac został zabezpieczony ze środków wojewódzkiego konserwatora zabytków. Otrzymał wówczas górne stropy i dach. Prace trwały do roku 1964.
Stan budynku w latach 60-tych przed pracami zabezpieczającymi.
Prace zabezpieczające w połowie lat 60-tych.
Ponownie o pałacu przypomniano sobie w roku 2013, kiedy to ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego przeprowadzono prace obejmujące wymianę pokrycia dachu wraz z wykonaniem prawidłowego odprowadzania wód opadowych oraz wykonaniem niezbędnych wzmocnień konstrukcji budowli.
foto:lwkz.pl
Prace na dachu w 2013 roku.
foto:lwkz.pl
Oprócz pałacu możemy podziwiać zadbany park z pięknymi starymi drzewami.
Szczególną uwagę polecam zwrócić na rzadkie drzewo, jakim jest tulipanowiec. Patrząc na kwiaty rosnące na drzewie nie trzeba tłumaczyć, skąd wzięła się jego nazwa. Z tulipanowcem spotkaliśmy się już w parku pałacowym w Kosierzu.
W bezpośrednim sąsiedztwie pałacowego parku znajduje się kościół z XVII wieku.
Jest też ponoć w parku pięknie odrestaurowany sarkofag, do którego my nie dotarliśmy, ale który gorąco polecam odnaleźć.
BONUS - ŁABĘDZI SERWIS
Wspomniałem wyżej o największym na świecie porcelanowym serwisie, który był na wyposażeniu pałacu w Brodach. Ci, którzy interesują się historią, zapewne już o nim słyszeli, a pozostałych czytelników zapraszam do zapoznania się z historią tego artefaktu kultury materialnej.
Henryk von Brühl jako dyrektor fabryki porcelany nakazał wykonanie dla siebie i swej wybranki serca Marii Anny serwisu stołowego przeznaczonego dla stu osób. A że wszystko, co posiadał Brühl, miało być największe i najlepsze, to serwis ów składał się z ponad dwóch tysięcy dwustu talerzy, waz, filiżanek, półmisków i innych elementów, przy których ucztowano w pałacu. Niektóre elementy serwisu miały tak skomplikowane i fantazyjne kształty, że pełniły funkcję tylko ozdobną. Jako, że każdy jego fragment ozdabiała para łabędzi i inne elementy kojarzone z wodą, to całość została nazwana "Schwanenservice", czyli Serwisem Łabędzim. Prace prowadzone nad nim przez Johanna Joachima Kändlera i Johanna Fryderyka Eberleina w Miśnieńskiej Manufakturze Porcelany trwały aż cztery lata. Kunszt, z jakim została wykonana miśnieńska zastawa, sprawił, że wkrótce stała się ona sławna w całej Europie. Była to wszak największa i pierwsza w świecie zastawa w stylu rokokowym. Łabędzia zastawa wędrowała nawet po wystawach i gościnnie występowała na stołach możnych tego świata. Nie skończyło się to dla niej dobrze. Gdy serwis wrócił z wojaży, doliczono się tylko 1400 elementów i trzeba było zastawę uzupełnić. Ostatni raz potomkowie Henryka von Brühla ucztowali na tej wspaniałej zastawie podczas ślubu Marii Wiktorii von Brühl dnia 9 kwietnia 1940 roku. Hrabina Margarethe von Nagel z domu von Brühl wspominała, że później wraz z pięciorgiem rodzeństwa musiała zmywać całą tę cenną porcelanę po weselu, ponieważ nie odważono się zlecić tego zadania służbie.
foto:wtkbb.pl
Gdy pod koniec II wojny światowej Brühlowie musieli uciekać z pałacu w Brodach, nie wiedzieć czemu nie zabrali ze sobą cennej zastawy, ale ukryli serwis w zamkowych piwnicach, a plan z dojściem do schowka ukryli w bibliotece. Jednak to nie uratowało tego dzieła sztuki użytkowej przed zniszczeniem. Biblioteka z planem spłonęła, ale skrytka i tak została w końcu odnaleziona. Czy zrobili to żołnierze rosyjscy, czy okoliczni chłopi, to nieistotne. Ważne, że potem ponoć na pałacowym dziedzińcu widziano całe stosy roztrzaskanych części zastawy, po których pijany traktorzysta jeździł dla zabawy. Niektóre pojedyncze elementy serwisu trafiły do mieszkańców Brodów i jeszcze w latach 90-tych odnajdywano je w okolicznych domach. Takie historie krążą. Ile w nich prawdy ?
Dziś ocenia się, że ocalało rozsianych na całym świece niewiele ponad 100 części serwisu. O tym, jak cenna jest to porcelana, niech świadczy fakt, że na aukcjach części serwisu sprzedawane są za niebotyczne pieniądze. Na przykład nieduży półmisek z zestawu został sprzedany za 90 tys. zł, a trzonek łyżeczki, uchwyt wazy i odłamany ogon delfina poszedł za 9 tys zł.
foto:wikipedia.pl
Szczęśliwym zrządzeniem losu w Miśni zachowały się oryginalne gipsowe formy, z których wykonano serwis i dziś w wytwórni Rosenthal można zamówić kopie elementów zastawy stołowej Brühla. Oryginalne elementy zastawy można natomiast zobaczyć w galerii drezdeńskiej, w Metropolitan Opera w Nowym Jorku oraz w Muzeum Narodowym w Warszawie.
Na koniec jeszcze jedna ciekawostka.
Chciałbym zapytać, skąd autorzy zaczerpnęli tekst listu rządcy, traktującego o spaleniu pałaci (a także kto jest jego tłumaczem?)?
OdpowiedzUsuńTreść listu pochodzi ze strony https://niewerle.de/Pfoerten, robocze tłumaczenie własne.
UsuńSuper zdjęcia
OdpowiedzUsuń