Dolny Śląsk - Klasztor w Lubiążu od piwnicy aż po strych

Po zeszłorocznym zwiedzaniu klasztoru w Lubiążu czuliśmy jakiś taki niedosyt (relacja z poprzedniej wizyty). Niby zobaczyliśmy wiele wspaniałego, ale tak olbrzymi obiekt, a tu raptem kilka sal i godzina zwiedzania. No nic. Obiecaliśmy sobie, że jeśli będzie jakaś okazja, by zobaczyć coś więcej, to na pewno się do Lubiąża wybierzemy raz jeszcze. 

Taką okazją jest niewątpliwie cyklicznie organizowane przez fundację Lubiąż wydarzenie noszące bardzo obiecującą nazwę: "Poznaj Lubiąża tajemnice, od strychu po piwnice". Nie mogliśmy jej przepuścić! Zapakowaliśmy się do "Patiego" i wyruszaliśmy raz jeszcze na dolny Śląsk, by tym razem pomyszkować po lubiąskim klasztorze od piwnic aż po strych.  
Nie będziemy ponownie opisywali całego klasztoru, bo byśmy się powtarzali (zapraszamy do podlinkowanego we wstępie opisu naszej wcześniejszej wizyty), ale napiszemy o tym, co widzieliśmy nowego i o tym co się zmieniło od naszego ostatniego pobytu.

Pierwsze, co rzuciło nam się w oczy po wejściu na teren klasztoru, to kawałek odnowionej elewacji. Może to niewielki kawałek jak na 223 metry całości tej barokowej fasady, ale od czegoś trzeba zacząć. Turysta już nie musi wytężać oka wyobraźni, by ujrzeć jak wspaniale ongiś wyglądał klasztor. Jest to niewątpliwie też zachęta dla inwestorów i motywacja dla członków fundacji Lubiąż.

 Zobaczyliśmy też przegapioną ostatnim razem ciekawostkę w postaci zegara słonecznego umieszczonego na rogu budynku przyklasztornego. Dowód, że czasem warto wrócić w to samo miejsce i spojrzeć świeżym okiem. 

Jeszcze jeden niezauważony ostatnio element architektury. Ciekawe, co stało na tym postumencie ustawionym tuż obok budynku bramnego.

Tym razem bilety nie były sprzedawane w budynku klasztoru, a na dziedzińcu, gdzie rozłożyli się ze swoimi straganami rozmaici sprzedawcy.

Przybyli również artyści. Takiego cuda nie wymyśliłby nikt inny. Samobieżna perkusja? 

Były trzy odrębne trasy zwiedzania. Klasztorne piwnice, rozszerzone zwiedzanie samego klasztoru i strychy. Kolejność dowolna. Pomiędzy wejściami na kolejne trasy mieliśmy trochę czasu, by przyjrzeć się dziedzińcowi klasztornemu. Gdy byliśmy tu po raz pierwszy, nie było na to szans. 

Przykościelna kaplica książęca.

Fragment zachowanej kraty broniącej wstępu do kaplicy. Strasznie jakoś się im te litery lepiły do siebie w przeszłości. Zauważyliście? 

Jedna z rzeźbionych płycin na kaplicy.

Wandal Danilenko tu był i dołożył swoją cegiełkę do dewastacji klasztoru po wojnie. (prawdopodobnie w latach 40-stych XXw.)

I jedna z figur, a nad nią charakterystyczna dla baroku muszla.

Mnóstwo architektury na jednym zdjęciu.

Jeśli się dobrze przyjrzycie, to zobaczycie ślady zapobieżenia katastrofie budowlanej. W wyniku naprawy z dwóch trzecich wysokości narożnika zniknęły detale architektoniczne, za to wymurowano coś w rodzaju przypory wzmacniającej narożnik budynku. Można się domyślić, co tu się działo

Jedna ze ścian kościoła. Tu też miała miejsce katastrofa, ale innego typu. Zaplanowana i wykonana z rozmysłem. Przyjrzyjcie się oknom.

Wspominałem już o tym, że kościół został wybudowany w gotyku, a potem próbowano ów gotyk zatrzeć, zastępując go modnym stylem barokowym. Oto widoczne z zewnątrz efekty tego procederu. Wstawione pomiędzy gotyckie ostrołukowe okna barokowe okienko. Jak to wygląda oceńcie sam. 

Te roślinki wrastające w ściany stanowią spore niebezpieczeństwo dla wiekowych murów klasztoru. Rozrastające się korzenie z olbrzymia siłą rozpychają się na boki rozsadzając mury.
  
W końcu nadeszła nasza pora i zaczęliśmy zwiedzanie. Na pierwszy ogień poszły klasztorne piwnice.  

  Trafił nam się za przewodnika pan starszej daty. Tacy przewodnicy często lubią dużo mówić i nie ograniczają się do faktów z znanych z historii, lubią za to dodać coś od siebie. Ten konkretny przewodnik wydawał się być entuzjastą wszelakich teorii o ukrytych skarbach i wojennych tajemnicach. 

Schody, którymi zeszliśmy do piwnic wprost z dziedzińca.

Korytarze piwniczne były tak wysokie i szerokie, że chyba by się tu dało ciężarówką przejechać. Byłoby się też gdzie rozpędzić. 

Imponowała też grubość piwnicznych murów.

Wszędzie ze ścian wystawały resztki jakichś instalacji i rur. Po części to pozostałości po niemieckich zakładach Telefunkena, które tu funkcjonowały w czasie wojny.  


Niemieckie pozostałości instalacji elektrycznych. 

Gdzieniegdzie zachowały się nawet napisy eksploatacyjne.

 W piwnicach na takich podestach Niemcy ustawili maszyny zbyt ciężkie, by nimi obciążać wiekowe stropy pięter.  


Jeden z tajemniczych korytarzy. który mógłby prowadzić w dół do kolejnych poziomów piwnic, ale jest zamurowany. Te korytarze są pretekstem do snucia rozmaitych opowieści o tym, jak to w tych lochach ukryto zasoby zamożnej części miejscowej ludności, archiwa, dzieła sztuki, wszelakie skarby klasztorne a na dodatek złoto i platynę, które wykorzystywano przy produkcji urządzeń elektronicznych przez Niemców.

Takich pobudzających wyobraźnię tajemniczych korytarzy jest więcej, zatem nic dziwnego, że w poszukiwania skarbów po wojnie zaangażowały się nawet tzw. oficjalne czynniki państwowe. A najlepsze jest to, że w latach 80-tych faktycznie wydobyto skarb w postaci skrzyni pełnej złotych i srebrnych monet, co tylko zachęciło poszukiwaczy do bardziej wytężonych działań. O tych poszukiwaniach skarbów można np. poczytać choćby w tym oto artykule. 

Czyżby skutki poszukiwania skarbów?

Po wyjściu z lochów dla odmiany postanowiliśmy zobaczyć klasztorne strychy. W końcu powierzchnia dachu klasztornego to ok 2,5 hektara, zatem jest co oglądać. 

Klatka schodowa, którą weszliśmy na strych. Ta drewniana krata zainstalowana na balustradzie to pozostałość po szpitalu psychiatrycznym, który tu funkcjonował po wojnie.   

Dowiedzieliśmy się o tym od pani przewodniczki, która oprowadzała nas po strychu. 

Po strychu poruszaliśmy się po takich oto kładkach

Najciekawsza na strychu jest modrzewiowa więźba dachowa.

Po prostu prawdziwy gąszcz belek podtrzymujących dach.

Zobaczcie, jak spasowane i połączone są te wielkie belki. I to bez użycia gwoździ. 

Ale możliwość zobaczenia, jak wyglądają sklepienia od drugiej strony też jest ciekawostką.  

Ciekawe kto i po co przybił ten kapelusz do belki i jak długo tu już wisi. 

Zachował się olbrzymi kołowrót, którym wciągano elementy więźby na górę. 

Mury klasztorne zaczęły się niebezpiecznie rozchodzić, więc zastosowano widoczne na zdjęciu ściągi, które trzymają ściany w pionie.  

Zbiornik (wyrównawczy?), który ktoś kiedyś tu zamontował. Za duży i za ciężki by go znosić, więc zostanie już tu na zawsze. 

Po strychu nadszedł czas na główną część wycieczki, czyli zwiedzanie samego klasztoru. Oczywiście i tym razem zwiedziliśmy salę książęcą i refektarz. Ale o tym już pisaliśmy i nic nowego tym razem nie zobaczyliśmy, ani się nie dowiedzieliśmy, zatem pominiemy te punkty programu i skupmy się na tym, co nowego udało nam się zobaczyć.  

Tym razem przemierzaliśmy znacznie więcej korytarzy.  




Zajrzeliśmy po drodze do cel klasztornych. 














Drzwi z wizjerem. Pozostałość po psychiatryku?

Obejrzeliśmy też po drodze piece umieszczone na korytarzach.

Aż dotarliśmy do portalu prowadzącego do biblioteki klasztornej. Po klasztorze oprowadzał nas dosyć młody przewodnik, ale on chyba najciekawiej opowiadał o historii i czasach obecnych klasztoru.

Cytat nad portalem głosi: "Scrutamini scripturas" - badajcie pisma. Po łacinie wszystko brzmi mądrzej, prawda ?  

Bardzo ciekawiła nas niedostępna na co dzień do zwiedzania biblioteka, ale po przekroczeniu drzwi okazało się, że poza lasem rusztowań niewiele da się zobaczyć z tych wspaniałości, o których słyszeliśmy. 

Ale to co udało się zobaczyć, daje pojęcie, jak może wyglądać całość.

 W latach 1735-1738 cała sala została pokryta malowidłami. Niderlandzki malarz Phillip Christian Bentum pozostawił puste miejsce tylko tam, gdzie stały szafy z książkami. Malowidła Bentuma należą do popularnej w XVIII w. kategorii malarstwa iluzjonistycznego. 


Przez rusztowania widać kawałki malowideł. Mamy nadzieje jeszcze kiedyś zobaczyć ową bibliotekę w całej jej wspaniałości. 

Wejście na antresolę.

Jeden z medalionów umieszczonych między oknami. Na piętrze na medalionach umieszczono mędrców i poetów. Niżej, pomiędzy oknami dolnej kondygnacji, upamiętniono sławnych uczonych.

Na pocieszenie pozostało nam podziwiania biblioteki na starych rysunkach.
Jak widać na jednym z takich rysunków, jest to obszerna sala z antresolą obiegającą ją z czterech stron. 

Kościół już zwiedziliśmy ostatnim razem, ale nie sfotografowaliśmy płyt epitafijnych książąt śląskich, co nadrobiliśmy teraz.



Na sam koniec niespodzianka w postaci odnowionej kaplicy książęcej. Ufundował ją książę legnicki Bolesław III zwany przez życzliwych Szczodrym, a przez złe języki Rozrzutnym. Fundator został pochowany w tej kaplicy i tu też miał on swój nagrobek. Niestety, kiedy Lubiąż zajęły oddziały Armii Czerwonej, to żołnierze szukając skarbów, wrzucili do wnętrza owego nagrobka granat. Na początku lat 80. podjęto się rekonstrukcji i rozbitego nagrobka i można go oglądać we wrocławskim Muzeum Narodowym. (Za wroclaw.wyborcza.pl)



Kaplica książęca została ozdobiona malowidłami przez samego Willmanna. Mistrz postanowił nawiązać do historii dynastii Piastów i jej wygaśnięcia, co symbolizuje zraniony orzeł wypuszczający jabłko książęce. (Za wroclaw.wyborcza.pl)

Kawałki rozbitych figur niegdyś zdobiących kaplicę.


Chociaż widzieliśmy już dużo, to wiemy, że nadal nie zobaczyliśmy wszystkiego, co warto zobaczyć w tym klasztorze. Dowodem jest to zdjęcie sprzed dziesięcioleci wyszperane w internecie: 

Tego portalu nie udało nam się zobaczyć, ale może kiedyś się jeszcze uda.  
  
Ale w końcu cały klasztor to 6350 m2 i 300 sal i nie wiem, ile by trwało zajrzenie do każdego z tych pomieszczeń z osobna. Raczej to niemożliwe. Ale renowacja klasztoru powoli, ale wciąż idzie do przodu i na pewno jeszcze wrócimy do Lubiąża- choćby po to, aby zobaczyć odnowioną bibliotekę lub elewację, która być może kiedyś odzyska w całości swój dawny blask.  



O Lubiążu wiele napisano i głodny wiedzy może z łatwością znaleźć mniej lub bardziej szczegółowe informacji na temat historii klasztoru. Ja polecam choćby ten artykuł który w przystępny sposób opisuje jego dzieje.

Komentarze

  1. "Tego portalu nie udało nam się zobaczyć, ale może kiedyś się jeszcze uda" A ten portal jest kilka kroków od wejścia do klasztoru... :-) Ja też polecam "Poznaj Lubiąża tajemnice, od strychu po piwnice" w przyszłym roku - naprawdę fajne impreza i sporo można zobaczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, teraz skojarzyliśmy, przecież to jest portal przy wejściu w korytarz zaraz po prawej stronie w bramie klasztoru! Nie wiedzieć czemu nie znalazł się na naszych zdjęciach, choć oczywiście widzieliśmy go. Dziękujemy za podpowiedź!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Niemcy- część 2 (Drezno)

Lubuskie- część 9 (Szydłów - zapomniana wieś, zaginiona twierdza)