Niemcy- część 1 (Poczdam- Sanssouci)
Wybierając się na wyprawy w dalekie kraje, często pomijamy to, co mamy w zasięgu ręki, a co często stanowi obiekt westchnień turystów z całego świata. Skoro coś jest blisko, to przecież "zawsze możemy tam pojechać"... tylko, że to "zawsze" jakoś tak nigdy nie nadchodzi.... Dlatego dzisiaj opowiadamy o miejscu, które leży raptem niecałe 150 kilometrów od naszego domu, a które tak naprawdę odkryliśmy dopiero dwa lata temu. Zapraszamy do Poczdamu, gdzie kryje się wpisane na listę UNESCO założenie parkowo-pałacowe o pięknej nazwie Sanssouci.
Zacznijmy od samej nazwy. W drugiej połowie XVIII wieku król Prus Fryderyk II Wielki zamarzył o idealnie skomponowanym miejscu, w którym wszystko będzie "sans souci", czyli bez trosk, i w którym będzie mógł w spokoju oddawać się swoim pasjom artystycznym i filozoficznym. Tak powstał pomysł na (początkowo skromną- oczywiście jak na ówczesne standardy dworskie) letnią rezydencję z bajecznymi tarasowymi ogrodami utworzonymi na terenach, z których wcześniej wycięto potężne dębowe lasy. Drewno posłużyło do odbudowy Poczdamu, a król zyskał miejsce dla urzeczywistniania swoich planów.
Budowę rezydencji zaczęto w 1744 roku właśnie od tych tarasowych ogrodów w stylu francuskim. Wyselekcjonowane winorośle sprowadzono z Włoch, Francji i Portugalii, a w oszklonych niszach rosły figowce. Całość uzupełniały trawniki, drzewka owocowe i ozdobne iglaki. Jak widać, podobną strukturę zachowano do dzisiaj.
Sama rezydencja wydaje się dziwnie mała i ledwo widoczna na szczycie ogrodów. Taka kompozycja wynikała z projektu samego króla Fryderyka II, który wyraźnie życzył sobie siedziby "małej, skromnej i intymnej" i nazywał ją "moja mała winnica". Sugestię architekta o podwyższeniu budowli, aby była bardziej reprezentacyjna, król stanowczo odrzucił. Zresztą i tak miał to być tylko letni pałac na prywatne potrzeby króla, do celów oficjalnych służyły jego inne posiadłości.
Dopełnieniem tarasów jest umiejscowiona u ich stóp wielka fontanna otoczona dekoracyjnym barokowym ogrodem w stylu francuskim. Dookoła fontanny ustawiono posągi rzymskich bogów oraz moden w tamtym czasie alegoryczne ucieleśnienia czterech żywiołów. Prace nad doprowadzeniem ogrodu do tak wymuskanego stanu i sprowadzeniem odpowiednich rzeźb trwały prawie 10 lat!
Po drugiej stronie głównego budynku, przed wejściem do pałacu z podjazdu, również tryska fontanna, tylko znacznie mniejsza.
Widok pałacu od strony południowej, czyli od ogrodów. Jak widać, wcale nie jest to mały ani skromny budynek, choć na tle ogromnych tarasów wygląda jak altanka. Rezydował tu król i co najwyżej garstka znamienitych gości (podobno był wśród nich nawet Voltaire, a i nasz biskup Krasicki pracował tu nad swoim dziełem "Monachomachia").
Wizyty w pałacyku Sanssouci odbywają się tylko w grupach, bilety sprzedawane są w kasie niedaleko głównego wejścia i każdy bilet przewidziany jest na konkretną godzinę wstępu, co nieco komplikuje grafik całodniowego zwiedzania, jeśli ma się takowe w planach. Koszt to 19 euro za cały kompleks pałacowo-parkowy (czyli wszystko, o czym piszemy w dzisiejszym artykule plus jeszcze kilka pomniejszych atrakcji, na które nie starczyło nam już sił). Jeśli chodzi o sam pałacyk, to hm... na pewno król Fryderyk mógł sobie w nim żyć bez trosk, otoczony muzyką i sztuką, natomiast na tle innych obiektów akurat ten nie zrobił na nas oszałamiającego wrażenia. Dużo wszystkiego stłoczone na małej powierzchni. Okrutnie gorąco. W dodatku kolejne grupy wpuszczane są co 15 czy 20 minut, więc trudno jest w spokoju przyglądać się detalom. Ale to chyba wspólna bolączka większości znanych zabytków, a już na pewno tych wpisanych na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Wąski i duszny korytarz, dużo ludzi. Trudno w takich warunkach podziwiać dzieła sztuki, którymi obficie udekorowane są wszystkie ściany (a na zdjęciu to nie my, tylko przypadkowi turyści!)
Pałac ma raptem 12 pokojów ułożonych w amfiladę. Wszystkie mają bezpośredni dostęp do ogrodu, bo taki był zamysł pałacyku letniego. Wszystkie aż kapią od złota, obrazów i bibelotów. Co ciekawe, król Fryderyk II osobiście ingerował w koncepcje urządzania wnętrz, odchodząc od przyjętych kanonów, co zaskutkowało stylem nazwanym "rokoko fryderycjańskim".
Ciekawa dekoracja. Szczególnie, że poza służbą w pałacu nie spotykało się przedstawicielek płci pięknej. Na życzenie króla Fryderyka II miał on bowiem pozostawać nie tylko "sans souci"- bez trosk, ale także "sans femmes"- bez kobiet. Dopiero sto lat później zamieszkała tu żona Fryderyka IV- Elżbieta Ludwika, która opiekowała się rezydencją przez kolejne 30 lat.
Sala Marmurowa- największe, bogato zdobione pomieszczenie, służące za salę balową. Korynckie kolumny, ściany i podłoga wyłożone szlachetnym marmurem, klasyczne rzeźby... naprawdę ciężko sobie wyobrazić, że na tamte czasy ten pałacyk uchodził za skromny.
Pokój Voltaire'a nazywany również Pokojem Kwiatowym, składający się z części "dziennej" oraz sypialni z garderobą. Kolorowe ornamenty w postaci papug, małp, bocianów, owoców i kwiatowych girland zaprojektował osobiście król Fryderyk.
A tu już pałacowa kuchnia znajdująca się w piwnicy pałacu. To rzadki widok, bo na ogół tego typu pomieszczenia znajdowały się w osobnych budynkach i nie przetrwały do dzisiejszych czasów.
Po wydostaniu się z nieco przytłaczającego pałacyku, przychodzi pora na spacer po parku. Przy ładnej pogodzie jest w nim mnóstwo ludzi, bo do turystów z całego świata dołączają także "tubylcy", dla których ten zielony teren jest idealnym miejscem na pooddychanie świeżym powietrzem, pobieganie, piknik lub po prostu rodzinny spacer (szczególnie, że wstęp do samego parku jest bezpłatny). Co mocno nas zaskoczyło, to fakt, że całość jest taka "nie-niemiecka", w wielu bocznych alejkach trawa rośnie bujna po kolana, a schody i płytki chodnikowe są popękane i dawno już nie były czyszczone. Wbrew pozorom nadaje to jednak całości takiego "ludzkiego" charakteru. W parku rozsianych jest mnóstwo rzeźb i fantazyjnych dekoracji roślinnych, a spacerując bocznymi alejkami dociera się do mniejszych budynków, które kryją rozmaite niespodzianki. My odwiedziliśmy zaledwie kilka z nich, bo ogrom posiadłości zaczynał już dawać się nam we znaki.
Nowa Oranżeria, zaprojektowana i wybudowana w sto lat po pałacyku Sanssouci na zlecenie króla Fryderyka Wilhelma IV. Znajdowały się tutaj pokoje gościnne, galeria malarstwa, a także ogromna oranżeria, ze szklarniami o długości ponad 100 m, w której przechowywano zimą egzotyczne rośliny (wystawiane latem na terenie parku w ogromnych donicach). My- tradycyjnie- trafiliśmy na ten obiekt obstawiony rusztowaniami.
Główna atrakcja Nowej Oranżerii- wyłożona marmurem Sala Rafaela zbudowana na wzór Sali Regia w Watykanie. Wznosi się na wysokość dwóch pięter, a wystawiono w niej 50 obrazów- XIX-wiecznych kopii dzieł włoskiego malarza Rafaela wykonanych z zachowaniem oryginalnych rozmiarów. W tamtych czasach dobrze wykonane kopie były bardzo cenną kolekcją, uznawaną za wartościowe zastępstwo oryginałów, zwykle nieosiągalnych na rynku dzieł sztuki. Dla nas sala ta stała się główną atrakcją jeszcze z innego powodu- można tu odpocząć na wyjątkowo wygodnej sofie.
A tu bardzo ciekawie ozdobiony Pokój Bursztynowy. Na ścianach wyłożonych boazerią w kolorze kości słoniowej umieszczono złote sztukaterie oraz dużą kolekcję porcelanowych figurek wykonanych w Królewskiej Manufakturze Porcelany w Berlinie. Służba na pewno była zachwycona nieustanną koniecznością odkurzania tych bibelotów....
Klasycystyczny pomnik Fryderyka Wilhelma IV, przedstawionego w roli mecenasa sztuki.
Przepiękny układ fontann i roślinności- zwróćcie uwagę na dopasowanie kształtem strumieni tryskającej wody do liści stojącej dalej palmy.
Pomnik Fryderyka II
Zabytkowy młyn i Pałac Neue Kammern, służący za czasów Fryderyka II jako oranżeria, a później jako dom dla królewskich gości.
Jedna z największych parkowych niespodzianek- Pawilon Chiński. Został zbudowany na podstawie szkiców samego Fryderyka II, a służył za miejsce spotkań towarzyskich. Ma układ trójlistnej koniczyny, z salą główną i trzema salami bocznymi. Całość przykryta jest dachem stylizowanym na namiot, a na jego szczycie umieszczono pozłacaną figurę Chińczyka z rozłożoną parasolką. Ciekawostka- wszystkie rzeźby stylizowane są na postacie azjatyckie, ale mają europejskie rysy, bo rzeźbiarze (geniusze...) użyli jako modeli miejscowej ludności.
Wśród dekoracji pawilonu na wyróżnienie zasługują ogromny pozłacany żyrandol oraz rzeźbione figurki nad oknami przedstawiające małpy grające na różnych instrumentach muzycznych.
Jak widać, na dworze królewskim zinterpretowano tajemniczą, odległą kulturę chińską na swój sposób, tworząc własne wyobrażenie orientu. Był to modny w tamtym okresie na dworach europejskich tzw. styl chinoiserie, który wykorzystuje elementy prawdziwie chińskie (porcelanę, lakę, niektóre elementy architektoniczne), pozostając jednocześnie wierny modnemu w Europie stylowi rokoko (dużo wymyślnych ozdobników, nadmiar elementów, złocenia). Efektem jest choćby taka suknia-potworek.
Po drugiej stronie parku czeka nas nas jeszcze jedna atrakcja- ta najważniejsza, choć nie zawsze doceniana, bo z jakiegoś powodu mówiąc o Sanssouci wszyscy koncentrują się na pałacyku Fryderyka II, od którego zaczęliśmy dzisiejszą opowieść. A tu niespodzianka- po przejściu parku docieramy do potężnego barokowego budynku tzw. Nowego Pałacu (niem. Neues Palais). Pokazuje on, jak bardzo za nic Fryderyk II miał konwenanse. Z reguły bowiem główny pałac królewski był imponującą budowlą, a gości umieszczano w dobudowanych skrzydłach lub innych, pomniejszych budynkach. Natomiast w Sanssouci to król mieszkał w małym, nie rzucającym się w oczy pałacyku, a w charakterze kwatery dla gości wybudował ogromne, imponujące gmaszysko godne rezydencji władcy.
Nowy Pałac budowany był prawie siedem lat i zawierał to wszystko, czego nie było w pałacu Sanssouci. 200 bogato zdobionych komnat, 4 sale bawialne, rokokowy teatr i ogromne budynki gospodarcze połączone podziemnym tunelem z budynkiem głównym- to wszystko musiało robić wrażenie na królewskich gościach. Fryderyk II nie pałał jednak do tej rezydencji sympatią, nazywając ją z przekąsem "fanfaronadą" i pomieszkując tutaj z rzadka, tylko gdy było to absolutnie niezbędne.
Taki widok przedstawiał się oczom przybywających do pałacu od strony parku i królewskiego pałacu Sanssouci. Z całą pewnością nikt nie odbywał tej drogi pieszo, bo odległość między tymi dwoma budynkami to prawie 2 kilometry.
Szeroki podjazd miał umożliwiać wygodne zajechanie karocą/bryczką/na słoniu... Ozdobne lampy, rzeźby i inne detale architektoniczne pomyślane były tak, aby odwiedzający od razu zaczął pławić się w atmosferze luksusu.
Widok od strony ulicy (z tej strony znajduje się wejście do pałacowego muzeum). Ciekawą konstrukcją jest centralna kopuła z trzema Gracjami podtrzymującymi koronę Prus- choć wygląda imponująco, jest tylko architektonicznym bajerem, bo nie wieńczy żadnej konkretnej sali.
Na dachach pałacu znajduje się ponad 460 figur z piaskowca.
Jedna z sal bawialnych, Sala-Grota. Czegóż tu nie ma.... migoczące ściany wyłożone muszlami, kwarcem i kamieniami półszlachetnymi, marmur na posadzce, pseudoantyczne malowidło na suficie, żyrandole z ciętego kryształu, nisze z posągami i fontannami....
Niewielki fragment ściennych dekoracji. Zaiście mrówczą cierpliwość musieli mieć ci, którzy układali malutkie elementy w odpowiednie wzory.
Galeria Marmurowa prowadząca do apartamentów królewskich. Ciekawym rozwiązaniem są odbijające światło, wyłożone lustrzanymi mozaikami nisze w ścianie naprzeciwko okien. Natomiast kryształowe żyrandole to już w takich miejscach oczywistość.
Komnata Czerwona na pierwszym piętrze pałacu.
Królewskie łoże umieszczone w charakterystyczny sposób, w specjalnie przystosowanej do tego wnęce. Dzięki temu było nie tylko intymniej, ale po prostu cieplej (bo w ogromnych komnatach pałacowych zimą z trudem osiągano temperaturę wyższą niż 17 stopni).
Galeria Górna- dużo złota i sześć ogromnych barokowych obrazów.
Żyrandole z porcelany były tak samo modne (i drogie), jak kryształowe.
Kwintesencja stylu rokoko- ornament w kształcie muszli (ew. małżowiny usznej lub morskich fal) o wdzięcznej nazwie rocaille stosowany w dekoracjach wnętrz. Tutaj wzbogacony został o drobny żarcik.
Za czasów Fryderyka III (1888) w pałacu wprowadzono najświeższe nowinki technologiczne- ogrzewanie parowe, prąd elektryczny, łazienki i toalety przy apartamentach. 20 lat później w północnej klatce schodowej zamontowano nawet windę!
Część apartamentów wyłożonych jest nie złotymi, a srebrnymi ornamentami. Są to prawdopodobnie komnaty, w których odbywano żałobę po śmierci zmarłego w pałacu Fryderyka III.
Ogromny portret wielkiej królewskiej sojuszniczki, carycy Katarzyny II, z którą Fryderyk II dokonał rozbioru Polski.
Niesamowity przepych aż bije po oczach. Większość sprzętów nie pochodzi jednak z oryginalnego umeblowania, bo ostatni pruski król, Wilhelm II, osiadł po zdetronizowaniu w Holandii i zabrał tam wyposażenie pałacu zajmujące aż 59 wagonów kolejowych. Może i dobrze, że tak się stało, bo po II wojnie światowej to, czego z pałacu nie wywieziono, padło łupem Armii Czerwonej. Odzyskano tylko część zabytków, w tym bibliotekę Fryderyka II i 36 obrazów olejnych.
Największe z pałacowych pomieszczeń- Sala Marmurowa, używana jako sala bankietowa i sala balowa. Jeszcze 10 lat temu groziła jej potężna katastrofa budowlana, czyli po prostu zawalenie się. Fryderyk II popełnił błędy konstrukcyjne (m. in. za mało elementów nośnych w stosunku do 90-tonowego ciężaru marmurowej podłogi) i nie chciał uwzględnić poprawek naniesionych przez architekta, a w dodatku nalegał na jak najszybsze oddanie sali do użytku. Skutkiem tego zalanie drewnianych elementów konstrukcji podczas schładzania wodą szlifierek obrabiających marmurowe płyty nie zostało odpowiednio przesuszone, co doprowadziło do zawilgotnienia i gnicia belek oraz ścian. Na szczęście salę uratowano (dosłownie w ostatnim momencie!).
Obraz na suficie sali balowej ma prawie 240 m2 i zgodnie z ówczesną modą zawiera sceny mitologiczne. Reszta sufitu jest bogato rzeźbiona i złocona.
Po wyjściu z Neues Palais i głębokim zaczerpnięciu świeżego powietrza (które z uwagi na ochronę cennych antyków jest w salach pałacowych niestety towarem deficytowym), rzuciliśmy jeszcze okiem na tzw. Communs, czyli dawne budynki pomocniczo- gospodarcze, w których znajdowała się na przykład pałacowa kuchnia, a także pokoje dla mniej znaczących gości. W jednym ze skrzydeł stacjonowało także pruskie wojsko. Obecnie budynki te użytkowane są przez Uniwersytet Poczdamski.
Po prawej Neues Palais, po lewej Communs.
Jeden z budynków Communs. Bardzo ciekawe połączenie wystawności z funkcjonalnością.
Na pierwszy rzut oka nikt by się nie domyślił gospodarczego przeznaczenia tej części zabudowań.
Trzeba przyznać, że zwiedzanie tak ogromnego pałacu, choć robi wielkie
wrażenie, to w upalny dzień jest wykańczające, szczególnie gdy ma się
już za sobą Sanssouci i kilkukilometrowy spacer po parku. Jesteśmy
jednak zdania, że wbrew pozorom to właśnie Neues Palais (a nie ten
bardziej rozreklamowany Sanssouci), daje prawdziwe poczucie zanurzenia
się w atmosferze pałacowego baroku (z pewnymi elementami rokoko). Jeśli kiedyś postanowicie się wybrać do Poczdamu, koniecznie wpiszcie ten pałac na listę miejsc do odwiedzenia! Nie zapomnijcie tylko zabrać wygodnych butów, kanapek i wody, bo tych ostatnich na terenie posiadłości niestety ze świecą szukać.
Oczywiście Poczdam oferuje o wiele więcej, niż tylko teren Sanssouci (samych pałaców jest tam kilkanaście), ale jak na jeden dzień wycieczki, wystarczyło nam już atrakcji. Na pewno jednak wrócimy do tematu!
Komentarze
Prześlij komentarz